[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozostałe guziczki.
Uwielbiał tę błazeńską nutkę w jej głosie. - Jeden jest do
otwierania drzwi do garażu, ten obok jest od systemu
zabezpieczającego, a ten na końcu do uruchamiania alarmu w
ciężarówce. Jeden z naszych dostawców dał nam to
automatyczne cudo jako próbkę w nadziei, że zakupimy te
urządzenia do naszych samochodów. Robi wrażenie, prawda?
- Niesłychane. Ciągle się boję, że zaraz wyskoczy
diabełek na sprężynie. Ale to byłoby zbyt wyrafinowane. -
Urwała dla uzyskania większego efektu, po czym dodała: -
Czy są jeszcze jakieś inne niespodzianki, przed którymi
powinnam mieć się na baczności?
- To na razie wszystko, chyba że przestraszyłabyś się
dzwięków z oranżerii. - Otworzył drzwi i napotkał jej czujne
spojrzenie. - Co, zmieniłaś zdanie? Daję słowo, że w środku
jest względnie normalnie. Jedyne przyciski, jakie tam są, to
włączniki do światła i do zsypu śmieci. W porządku?
- W porządku.
Pomógł jej wysiąść z samochodu. Kiedy tylko jej stopy
dotknęły chodnika, wziął ją za rękę. Zaczynam już
przyzwyczajać się do tego prowadzenia za rękę, pomyślała
stojąc obok niego, gdy otwierał drzwi wejściowe. Odstąpił na
bok i przepuścił ją przed sobą.
Zanim nie weszła do salonu, spodziewała się tu
umeblowania podobnego do tego, jakie widziała w mieszkaniu
Phoenixa. Denver dotknął przycisku znajdującego się tuż obok
drzwi. Zapaliły się lampy i miękkie, delikatne światło
odsłoniło cały pokój. Była pod wrażeniem łagodnego beżu,
stonowanego turkusu i oranżu z akcentami błękitu.
Jasnobrązowy dywan przykrywał podłogę. Kanapa i dwa
krzesła obite były błękitną tapicerką, na oparciu kanapy leżała
kolorowa narzuta tkana w indiański wzór. W kilku miejscach,
pod ścianami porozstawiane były gliniane, pękate naczynia.
Ze stojącego na podłodze dzbana wychylała się wysoka,
pampasowa trawa. Był to bardzo przytulny, wygodny pokój
urządzony z południowoamerykańskim smakiem.
Popatrzyła na Denvera. - Twój dom jest uroczy.
- Cieszę się, że ci się podoba. Wybudowałem tyle domów
dla rozmaitych ludzi, aż w końcu zakrzątnąłem się kolo
własnego. - Uśmiechnął się szelmowsko i spytał złośliwie: -
Chcesz rzucić okiem na łazienkę?
- A nie ma tam żadnej kozy?
- Nie, chyba że Phoenix wpadł na taki sam pomysł, co
my.
Podniosła ramię, powąchała je i skrzywiła się. - Czuć ode
mnie tak samo jak od Chanel. Pokaż mi drogę, pójdę się
umyć.
Nie chciała brać ze sobą torebki. Kiedy kładła ją koło
siebie na stole, patrzyła akurat na Denvera i torebka spadła na
dywan. Otworzył się zamek, a część zawartości wysypała się
na podłogę.
Denver przyklęknął, by pozbierać wszystko z powrotem.
Wzrok jego padł na jeden z przedmiotów. Podniósł go do
góry.
Zdumienie zmieszane z odrobiną gniewu pojawiło się na
jego twarzy, gdy zapytał ostro: - Do czego, u diabła, potrzebne
ci są takie rzeczy?
Spojrzała na nóż sprężynowy, który Denver trzymał w
ręku.
Rozdział 6
- Zapomniałam, że mam to w torebce - powiedziała
Courtney. - Miałam zamiar oddać go dyrektorowi.
Denver podniósł się z podłogi ciągle trzymając w ręku
nóż. - Dlaczego? Czyżby to było zwykłe wyposażenie, jakie w
dzisiejszych czasach dyrektorzy wręczają nauczycielkom, a
potem żądają zwrotu?
Wzięła od niego nóż, schowała go z powrotem do torebki,
a torebkę położyła na stole. - To nic takiego. Jeden z moich
uczniów zostawił to na moim biurku. Ot i wszystko.
Denver nie lubił, gdy tak uciekała przed jego wzrokiem. -
A co się w ogóle stało z jabłkami dla nauczycieli?
Tym razem spotkała się z jego spojrzeniem i słabo się
uśmiechnęła. - Czasy się zmieniają. - Zciągnęła marynarkę i
zawiesiła ją na oparciu krzesła. - Miałeś mi pokazać, gdzie
mogę się umyć.
Wskazał palcem w dół, na hall. - Pierwsze drzwi po
prawej. - Gdy przechodziła koło niego, złapał ją za przegub
dłoni. - Co się odwlecze, to nie uciecze, Courtney.
Dokończymy tę rozmowę. Chcę wiedzieć, dlaczego uczeń
zostawił na twoim biurku nóż. Znajdziesz mnie w kuchni, gdy
skończysz. Jak będziesz wychodziła z hallu, skręć w lewo.
Kiedy odkręciła jeden z kurków nad umywalką i chłodna
woda obmyła jej dłonie, poczuła się jak w oazie pośród
pustyni. Wystrój łazienki podobnie jak salonu nosił znamiona
stylu południowo - zachodniego. Przeważały odcienie brązu i
zieleni. Courtney wzięła mydło o sosnowym zapachu i
dokładnie wyszorowała ręce, aby usunąć z nich kozi smrodek.
Wytarła się ręcznikiem i zerknęła na swoje odbicie w
owalnym lustrze. Złożyła ręcznik i odwiesiła go z powrotem
na miejsce. Opuściła łazienkę nie zaglądając powtórnie w
lusterko.
Nie chciała znów ujrzeć w swoich oczach blasku
podniecenia i oczekiwania. Epizod z kozą na tyle zmienił
sprawy między nią a Denverem, że wyjście na normalną
kolację do restauracji stało się niemożliwe. To właśnie koza
przełamała ugrzecznione, towarzyskie bariery i przytłumiła
naturalną przezorność dziewczyny. Courtney nie umiała już [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl