[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzruszenia ramionami. A potem sięgnął po pelerynę i ściągnął ją,
odsłaniając stary rower ze scentrowanym przednim kołem i wygiętą
kierownicą.
Publiczność zawyła, rozległy się gwizdy i oklaski. Ludzie zaczęli tupać,
walić pięściami i rechotać z radości. Nikt jednak nie cieszył się nawet w
przybliżeniu tak bardzo jak Josh. Już pewnie z pięć tysięcy razy
pokazywał tę sztuczkę, ale sprawiał wrażenie, jakby nigdy nie udała się
tak znakomicie. A kiedy zdjął z roweru pelerynę i rzucił ją na widownię,
musiałem przyznać, że ten cymbał wiedział, jak się robi przedstawienie - i
że nie wykazywał ani śladu troski o stan swojej biednej asystentki.
W końcu aplauz zaczął słabnąć, Masters uśmiechnął się z zakłopotaniem i
zatarł ręce, zanim przemówił do kremowego mikrofonu. Powitał
wszystkich we wspaniałym Fifty-Fifty, życzył nam udanego wypoczynku,
a potem w przyjacielskim tonie, niemal tak autentycznym jak jego
opalenizna, wyznał, że kiedy dorastał w Utah, marzył o tym, żeby
pewnego dnia pojawić się jako iluzjonista w Las Yegas. Ktoś zaklaskał,
ktoś inny westchnął. Josh uśmiechnął się skromnie i zamachał, dziękując
publiczności, a polem ściszonym głosem dodał, że jego marzenie urosło.
Już nie chodziło tylko o to, żeby pojawić się na scenie w Las Vegas. Teraz
Josh chciał, żeby jego dokonania przyćmiły wszystkie widowiska
magiczne przy Stripie. Ale - dodał, podnosząc palec - niektóre
najwymyślniejsze sztuczki wymagały znajomości mikroiluzji, od której
zaczął tyle lat wcześniej. W tym momencie z osobliwą precyzją napotkał
mój wzrok, wyciągnął z kieszeni talię kart (najzwyklejszą, laką, jakiej
używano w kasynie hotelowym) i zaczął numer w stylu Davida Blaine'a,
który zajął mu dobrych dziesięć minut.
Szybko straciłem zainteresowanie i odwróciłem się, lustrując skryte w
mroku wnętrze sali w poszukiwaniu Victorii. Do tego czasu zdążyłem
poważnie się zaniepokoić. Instynkt podpowiadał mi, żebym opuścił hotel
tak szybko, jak to tylko możliwe. Oczywiście zanim pożegnam się z
kasynem na dobre, miło byłoby spieniężyć ukryte żetony, ale każda minuta
w Fifty-Fifty przybliżała mnie do nadciągających kłopotów. Tego nie
chciałem. Mimo to nie ruszałem się z miejsca w nadziei, że pojawi się
Victoria, a ja zyskam pewność, że nic jej się nie stało.
Pewnie gdybyście mnie zapytali, jakie niebezpieczeństwo miałoby grozić
Victorii, trudno byłoby mi znalezć zadowalającą odpowiedz. Jedno
wszakże bym przyznał: jest wielce nieprawdopodobne, żeby Masters
wyrządził jej krzywdę podczas przedstawienia. Tylko że w pewnej chwili
mój umysł zorientował się, że iluzjonista prosi o pomoc ochotnika ze
środka sali i tym ochotnikiem okazała się Victora.
Przeszła obok i nawet nie pomachała. Przyjęła dłoń Mastersa, klóry
pomógł jej wdrapać się na scenę, zielona bluzka błyszczała w świetle
reflektorów. Publiczność powitała Victorię grzecznymi oklaskami, a magik
zadał jej kilka pytań. Powiedziała mu, jak się nazywa, że przyjechała z
Londynu i cieszy się z pobytu w Fifty-Fifty.
- W którym pokoju się zatrzymałaś? - spytał Masters z szatańskim
błyskiem w oku.
Victoria się zarumieniła.
- Nie twój interes.
- Bez obaw, może zdradzisz mi to pózniej w ramach podziękowania za
wycieczkę, na którą zamierzam cię wysłać. Victorio, miałabyś ochotę
wybrać się do Rio de Janeiro?
Widownia zamruczała rozmarzona.
- Brzmi niezle, prawda?
- Brzmi wspaniale.
- Masz ze sobą paszport?
- Eee, nie.
- No cóż, nie denerwuj się. Przeniesiemy cię tam bez paszportu. A
nawet bez samolotu. - Zrobił pauzę dla wzmocnienia efektu i w
zdumiewający sposób poruszył brwiami, po czym zamaszystym gestem
wskazał na kulisy. - Przynieście teleporter.
Muzyka zaczęła narastać i na scenie pojawił się przysadzisty łysy
pomocnik, cały ubrany na czarno. Wywlókł na środek skrzynię
przypominającą wysoką, wąską i bardzo prostą w formie szafę. We
wszystkich czterech rogach miała mosiężne kółka, a z przodu dwoje drzwi
na zawiasach. Drewniana okleina była wprawdzie porysowana, kiedy
jednak pomocnik odwrócił szafę przed nami, sprawiała wrażenie solidnej.
W środku nie było sejfu. A gdy tylko mężczyzna zniknął, Masters
gwałtownie otworzył drzwi i okazało się, że w ogóle nic tam nie ma.
Wnętrze było smoliście czarne - tak jak we wszystkich magicznych
szafach, jakie kiedykolwiek widziałem.
- Podoba ci się moja machina do teleportacji?
- Jest... zachwycająca.
Publiczność zachichotała, słysząc urocze brytyjskie słownictwo Victorii.
- Zechciałabyś wejść do środka i rozpocząć swoją podróż?
Victoria zsunęła buty i zrobiła, o co ją poproszono.
- Spakowałaś bikini, prawda?
Uniosła dłoń do ust, jakby poczuła się zgorszona. Masters rozłożył ręce i
obdarzył publiczność kolejnym firmowym uśmiechem.
- Nie można winić faceta za to, że próbuje - powiedział. -A teraz,
Victorio, chciałabyś być bezpieczna w razie turbulencji, prawda? Dlatego
będę musiał mocno cię przypiąć.
Sięgnął do środka, za pomocą czarnych pasków materiału, które
krzyżowały się na piersi jak w uprzęży spadochronu, przymocował
Victorię do tylnej ścianki, a potem cofnął się i zamknął drzwiczki. Było w
nich okrągłe okienko, przez które widzieliśmy jej twarz. Nie sprawiała
wrażenia, jakby było jej szczególnie wygodnie, to jednak nic w
porównaniu z miną, jaką zrobiła, kiedy na scenę wrócił pomocnik i podał
Mastersowi parę pokaznych metalowych ostrzy.
Josh brzęknął nimi o siebie, żeby pokazać, że są prawdziwe, i uśmiechnął
się do widowni promiennie jak jakiś Drakula z horrorów wytwórni
Hammer.
- Nie mogę cię teleportować w całości, Victorio, dlatego zamierzam
wysłać cię w kawałkach. Zgoda?
Po raz pierwszy Victoria spojrzała mi w oczy i przez chwilę wyglądała na
zaniepokojoną niemal tak jak ja. Potem jednak wyprostowała ramiona,
wysunęła szczękę i pokiwała głową, jak gdyby grozba, że zostanie przebita
ostrymi jak brzytwa klingami, była dla niej codziennością.
Masters ujął ostrza w jedną rękę, drugą zaś pstryknął przy dwóch
klapkach, ujawniając po parze otworów na wysokości talii i szyi mojej
przyjaciółki. Victoria spojrzała w sufit, jak gdyby próbowała uniknąć
widoku nieprzyjemnej sceny w krwawym filmie.
- Nie martw się - ryknął Masters. - To stal najwyższej jakości. Rzadko
kiedy zawodzi.
Publiczność zaśmiała się niepewnie, ja jednak się nie przyłączyłem.
Dobrze wiedziałem, na czym polega ta sztuczka, dlatego byłem świadom, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl