[ Pobierz całość w formacie PDF ]

napotkać statuy o zupełnie odmiennym stylu. Twarze, jakie z nich spoglądają, też są zupełnie
inne - grozne, często wykrzywione grymasem wściekłości, nieforemne - najwięcej wśród nich
sylwetek wilkołaków, bywają też postacie przypominające Minotaura. Z resztek murów
obronnych zaś czasami spojrzy straszydło podobne do gargulców, znanych z katedry Notre
Dame. Nie dowiesz się od tych posągów ani tego, która jest godzina, ani którędy do miasta
Lond, nie będą też sławiły możnego Adamira. Nie, bardziej przypominają fatalistycznych
proroków lub zgorzkniałych publicystów; w ich słowach jest tylko krew, ogień, upadek,
zagłada, zaraza, degrengolada, rozpad, słabość, beznadzieja, smutek, śmierć, zniszczenie,
rozpacz, pożar, pożoga, gruzy, popioły, dymy, mordy, klęski, koniec. Ich obecność świadczy o
tym, że kiedyś dziedzina Dziwki sięgała daleko na północ, a zło panowało prawie nad całym
globem. Elah twierdzi, że w ostatnich kilkunastu latach pomniki stawiane za poprzednich
rządów Dziwki znacznie się ożywiły.
Na dodatek, mimo że niejeden burzyciel próbował z nimi swych sił, wszystkie próby,
pojedynki: istota żywa - kamień w tym konkretnym przypadku - zakończyły się zwycięstwem
kamienia.
Ale sprawa nie jest jednoznaczna - podróżując daleko na Południe, spotykam statuy
świadczące o tym, że królestwo Matki też sięgało bardzo, bardzo daleko. Były zatem okresy, w
których przeważała jedna siła, i były takie, kiedy przeważała druga; wychylenie wahadła
następowało to w tę, to w drugą stronę. Jednak zawsze wracało ono do pozycji równowagi.
Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Może fakt, że siły zła dochodzą do głosu, jest jeszcze
jednym obrotem tego samego cyklu? Dlaczego krąg miałby zostać przerwany? Podzieliłem się
kiedyś swoimi wątpliwościami z Elahem (miał skrajnie fatalistyczne nastawienie, żywił
głębokie przekonanie, że koniec świata zbliża się szybkim, marszowym krokiem).
- Wcześniej Dziwka nie miała męża. Wyście go przywiezli. Czarownika.
Był zatem Elah terraitą, stwierdziłem ze zdumieniem.
Co wiem o terraitach? Cóż, podstawy. To grupa elfów - odłam? sekta? szkoła? Nie wiem,
jak ich nazwać, idący w ślad za Woramem, elfim prorokiem (stąd ich druga nazwa - woramici)
wyznają osobliwe przekonanie. Otóż sądzą, że to ludzie pochodzący z Ziemi sprowadzili do
Trzeciego Zwiata Czarownika. Wcześniej - po ostatnim zwycięstwie nad Dziwką, wieki temu.
Czarownik został wygnany z Trzeciego Zwiata, znalazł się poza granicami tej rzeczywistości,
przyczaił się gdzieś w cieniu, pomiędzy światami. A my, ludzie, przybywając tutaj,
sprowadziliśmy go z powrotem.
Jest to oczywiście przekonanie naiwne, lecz w pewien sposób atrakcyjne: kto odpowiada
za to, że przegrywamy? Nie my, oni! Kto odpowiada za to, że nasze społeczeństwo jest zle
zorganizowane? Nie my, oni! A za czyją przyczyną spada przyrost naturalny elfów? Rzecz
jasna nie za naszą - znów winni są oni, przybysze.
Nie jest to rozumowanie prowadzące do rozwiązania problemów, części tubylców jednak
to wystarcza, usprawiedliwia bowiem (przynajmniej w oczach wyznawców tego poglądu)
dojmujące poczucie niemożności, bezsiły, destrukcyjne dla każdej psychiki, i uwalnia od
odpowiedzialności za los tej Legendy. Największy paradoks tkwi jednak w tym, że mimo
swych przekonań woramici współpracują z Królikarnia (z całych sił wspierającą Białą Wieżę),
stają do walki z nami ramię w ramię, choć cały czas obwiniają nas o to, że sprowadziliśmy na
ich świat zgubę.
Wprawdzie nie wiadomo, czy Czarownik  już tu jest (jak piszą niektórzy), czy przybył
jako jeden z pierwszych odkrywców Trzeciego Zwiata, czy może dopiero jest w drodze,
zmierza w jednym z ostatnich transportów Królikarni, ale to bynajmniej nie likwiduje w
przekonaniu woramitów naszej, ludzkiej winy.
Nie zrozumie się tego, nie wyjaśniając sposobu, w jakim myśli się tutaj o Czarowniku. A
myśli się następująco - Czarownik włada czasem, a zatem nie jest ważne, kiedy się tutaj
znajdzie, może na przykład przybyć jutro i cofnąć się o dziesięć lat lub, odwrotnie, przybyć
pięćdziesiąt lat wcześniej i przeskoczyć kilka następnych dekad, przeczekując gros pobytu
Ziemian, by wyłonić się z odmętów czasu, gdy nadejdzie właściwa chwila. A zatem liczy się
sam fakt przybycia, otwarcia bram do innych rzeczywistości. Skoro to już się dokonało, nic
innego nie jest ważne, a zatem obojętnie od postawy - wrogiej czy przyjaznej - nie usunie to
skutków, jakie już nastąpiły. Lepiej więc współpracować, ramię w ramię z żołnierzami
Królikarni walczyć ze złem.
Jak na świat pełen irracjonalnych wiar i przekonań, pełen przesądów i magii,
zadziwiająco przytomna konkluzja.
FOTOGRAFIA 7 - POLANA
Z pozoru to landszaft, prawie że widokówka (z zaświatów) - przed sobą mam polanę,
porośniętą wysoką trawą, drzewa są duże, rozłożyste i stare, nie rosną gęsto, nie tworzą zwartej
ściany (tak jak to było na Północy). Na widokówce można też dostrzec, że więcej jest drzew
owocowych, mniej roślin podobnych do naszych sosen czy świerków. To właśnie po
roślinności poznajemy, że dotarliśmy naprawdę daleko na Południe.
Po roślinności i po opuszczonych domach.
Tych domów na fotografii nie widać, są ukryte w trawie, niewysokie, półokrągłe.
Trzynasty z Miotu próbuje mi wytłumaczyć, jaki to lud mógł mieszkać w takich warunkach
(mieszkańcy musieli być niżsi od goblina, a ten miał najwyżej metr dwadzieścia) - wreszcie
znajduje jakiś szkielet i pokazuje mi go triumfalnie, niczym antropolog, który znalazł brakujące
ogniwo ewolucji, krzycząc i czekając na nagrodę (gdyby opisywać jego reakcje przez
porównania i stereotypy, należałoby go zestawić z Sienkiewiczowskim Kalim). Z oglądu
szkieletu wnioskuje, że tutejsi mieszkańcy to był lud podobny do Tolkienowskich hobbitów.
Rozglądam się po osiedlu; w trawach kryje się kilkaset domostw (a w każdym miejsce dla
kilkunastu osób). Ciśnie się więc pytanie: gdzie oni się podziali, dokąd poszli, gdzie się ukryli?
Powód tej wyprowadzki jest oczywisty, dlatego nie musimy stawiać kolejnego pytania:
 dlaczego - w póznopopołudniowych godzinach widać nawet ów powód nad horyzontem; to
krwawa, jadowita łuna, na szczęście widoczna przez bardzo krótki czas, choć Elah i tak
nakazuje się wtedy skryć w cieniu, uciekać od trującego światła, smarować skórę specjalnie na
tę okoliczność przygotowaną maścią.
Widoki, na jakie natrafiamy od tygodnia, to same opuszczone wsie i miasta - czasami
odwrót odbywał się w sposób uporządkowany, czasami gwałtowny i chaotyczny, jak gdyby
gdzieś na horyzoncie dostrzeżono hufce wroga.
To największy problem - opisać  hufce wroga . Często bowiem to wcale nie są hufce.
Oczywiście, Antymiasto (lub raczej poszczególni watażkowie władającymi swoimi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl