[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzał - możecie sobie wyobrazić jego radość - poczciwy statek "Rozumek Puchatka" (Kapitan
Krzyś; I oficer K. Puchatek) idący mu na ratunek...
A ponieważ jest to naprawdę koniec historii, a ja jestem bardzo zmęczony po tym ostatnim zda-
niu, myślę, że tu się na chwilę zatrzymamy.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Rozdział X
w którym Krzyś wydaje przyjęcie na cześć Puchatka, i tu się żegnamy
Pewnego dnia, gdy słońce znów ukazało się nad Lasem, przynosząc z sobą majowe wonie,
a leśne strumyki szemrały radośnie, że znowu są śliczne, tak jak dawniej; gdy małe kałuże le-
żały sobie spokojnie, śniąc o tym, co widziały, i o przygodach, których zaznały; gdy w cieple
i ciszy Lasu kukułka ostrożnie próbowała swego głosu i nasłuchiwała uważnie, jak też on
brzmi; gdy leśne gołębie użalały się między sobą i gruchały łagodnie o tym, że to była, oczywi-
ście, wina tamtego i owego, ale że to nie ma większego znaczenia - otóż jednego z takich dni
Krzyś gwizdnął w umówiony sposób i w chwilę potem przyfrunęła Sowa ze Stumilowego Lasu,
aby dowiedzieć się, czego się od niej żąda.
- Sowo - powiedział Krzyś - urządzam wielkie przyjęcie.
- Ty? Ty urządzasz przyjęcie? - spytała Sowa.
- Tak. I to będzie wielkie przyjęcie na cześć tego, że Puchatek zrobił to, co zrobił, żeby wyrato-
wać Prosiaczka z powodzi.
- Ach, to dlatego, że zrobił to, co zrobił?
- Tak. Więc jak najprędzej daj znać Puchatkowi i wszystkim innym. Bo to przyjęcie odbędzie
się jutro.
- Czyżby, rzeczywiście, w samej rzeczy? - dopytywała się Sowa.
- Więc bądz tak dobra, Sowo, i zawiadom ich wszystkich.
Sowa próbowała pomyśleć o czymś strasznie mądrym do powiedzenia, ale nic nie wymyśliła,
więc pofrunęła, żeby zaprosić gości. I pierwszą osobą, którą spotkała, był Puchatek.
- Puchatku - rzekła - Krzyś wydaje wielkie przyjęcie.
- O - rzekł Puchatek i widząc, że Sowa oczekiwała od niego, że powie co innego, powiedział:
- A czy będą tam takie małe słodkie przedmiociki z różowym lukrem na wierzchu?
Sowa czuła, że to jest stanowczo poniżej jej godności mówić o jakichś małych przedmiocikach
z różowym lukrem na wierzchu, więc powtórzyła Puchatkowi to, co mówił Krzyś i pofrunęła do
55
Kłapouchego.
"Przyjęcie na Moją cześć? - myślał Puchatek idąc. - To niesłychane!" - i zaczął rozmyślać, czy
inne zwierzęta dowiedzą się o tym, że to będzie uroczystość specjalnie urządzona na jego cześć,
i czy Krzyś opowiedział im o "Pływającym Misiu" i o "Rozumku Puchatka", i o wszystkich cu-
downych statkach, jakie on, Puchatek, wynalazł i na jakich pływał. I pomyślał jeszcze, jakie by
to było straszne, gdyby Krzyś zapomniał o tym powiedzieć i gdyby nikt nie wiedział dokładnie,
na czyją cześć jest przyjęcie. I im bardziej o tym myślał, tym bardziej wszystko mieszało mu się
w głowie jak sen, w którym wszystko dziwnie się ze sobą plącze. I sen zaczął wyśpiewywać
siebie samego w jego głowie, aż stał się czymś w rodzaju piosenki. Była to:
PIOSENKA ZATROSKANEGO PUCHATKA
Hejże ha! Niech żyje Miś!
(Kto? Kto taki? Co za Miś?)
Miś Puchatek, chyba wiecie.
Kubuś znany w całym świecie.
(Kubuś? Znany? Co to znaczy?)
Owszem, znany. Nie inaczej.
(Z czego?)
Zaraz wytłumaczę.
Więc ten Kubuś, jak to bywa,
Choć nie umiał wcale pływać
I choć nie miał żadnej łodzi,
Uratował od powodzi
Serdecznego przyjaciela.
To nie żadna bagatela...
(Jak to zrobił ten Puchatek?)
Więc wynalazł taki statek,
Nie łodzisko jakieś marne,
Lecz wspaniały okręt-garnek.
No i właśnie tym zasłynął,
%7łe po prostu nim popłynął.
(O kim mowa?)
O Puchatku. O Kubusiu. O niedzwiadku.
O tym Misiu, mężnym, znanym,
Co miał Rozum Niesłychany,
O tym, co jak głosi wieść,
Ponad wszystko lubił jeść
56
I był gruby jak baryłka.
(Czy to czasem nie pomyłka?
Czy na pewno to ten sam?)
Przecież ja go dobrze znam!
Tak, to Kubuś, Miś Puchatek,
Wielki mędrzec i bohater,
A więc, panie i panowie,
Pijmy teraz jego zdrowie!
Gdy Puchatek tak sobie pomrukiwał, Sowa rozmawiała z Kłapouchym.
- Kłapouchy - rzekła Sowa - Krzyś wydaje wielkie przyjęcie.
- To ciekawe - powiedział Kłapouchy - pewnie znowu chcieliby mnie posadzić między te małe
kawałeczki, które pętały się za nami. W każdym razie dziękuję za Aaskawą Pamięć. I proszę
cię, nie mów mi już o tym.
- Jest zaproszenie dla ciebie.
- Co takiego?
- Zaproszenie.
- Tak, już słyszałem. A kto mi to podsypie?
- To nie jest nic do jedzenia. To znaczy, że ciebie się prosi na przyjęcie. Jutro.
Kłapouchy smutno potrząsnął głową.
- Masz chyba na myśli Prosiaczka. Tego małego z niespokojnymi uszami. To na pewno chodzi
o Prosiaczka. Mogę mu to powtórzyć.
- Ależ nie - rzekła Sowa już bardzo zirytowana - tu chodzi o ciebie.
- Czy jesteś tego pewna?
- Najzupełniej. Krzyś powiedział: "Zawiadom ich wszystkich". Najwyrazniej: "Ich wszystkich".
- Ich wszystkich prócz Kłapouchego? - powiedział Kłapouchy z goryczą.
- Ich wszystkich, i basta! - huknęła Sowa ze złością.
- Ach - westchnął Kłapouchy. - To z pewnością nieporozumienie, ale mimo to przyjdę. Tylko
nie miejcie do mnie żalu, jeśli będzie padał deszcz.
57
Ale deszcz nie padał. Ustawiono długi stół na trawie, pod drzewem, i wszyscy siedli dokoła.
Krzyś usiadł na jednym końcu, a Puchatek na drugim, a między nimi z jednej strony siedziała
Sowa Przemądrzała, Kłapouchy i Prosiaczek, a z drugiej - Królik i Mama-Kangurzyca z Maleń-
stwem. A wszyscy krewni-i-znajomi Królika rozsiedli się na trawie i
czekali z utęsknieniem, aby ktoś do nich przemówił albo coś zrzucił ze stołu, albo zapytał ich,
która godzina.
Było to pierwsze przyjęcie, na jakim było Maleństwo. Toteż było ono z tego powodu niesłycha-
nie przejęte. Gdy wszyscy zasiedli do stołu, Maleństwo zaczęło gadać:
- Jak się masz, Puchatku! - zapiszczało.
- Jak się masz, Maleństwo! - odpowiedział Puchatek.
Maleństwo podskoczyło parę razy na swoim wysokim krzesełku i zaczęło znowu.
- Jak się masz, Prosiaczku! - zapiszczało.
Prosiaczek skinął mu tylko z daleka łapką, bo był zanadto zajęty, żeby cokolwiek powiedzieć.
- Jak się masz, Kłapouchy! - zapiszczało Maleństwo.
Kłapouchy posępnie skinął głową.
- Zaraz będzie deszcz - powiedział - jeśli już nie pada.
Maleństwo spojrzało, czy deszcz nie pada. A ponieważ nie padał, zapiszczało:
- Jak się masz, Sowo!
- Jak się masz, mały bąku! - odpowiedziała Sowa bardzo uprzejmie i dalej opowiadała Krzy-
siowi o pewnym wypadku, który o mało co nie przytrafił się jednej z jej przyjaciółek, której
Krzyś nie znał; a Mama-Kangurzyca powiedziała do swego Maleństwa: - Najpierw wypij
mleczko, kochanie, a potem rozmawiaj! - I Maleństwo, które właśnie piło swoje mleczko, po-
wiedziało, że ono może robić i jedno, i drugie naraz... i trzeba je było potem przewrócić na
grzbiecik i dość długo suszyć.
Gdy wszyscy już sobie dobrze podjedli, Krzyś zastukał łyżką w stół i wszyscy zamilkli z wyjąt- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl