[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezależnie od pory dnia czy nocy. Gwoli większej jasności zaryzykuję porównanie
poszczególnych części niej maszyny z: aparatem telewizyjnym ukazującym obrazy mniej lub
bardziej odległych nadajników; kamerą notującą na filmie obrazy przekazywane przez aparat
telewizyjny; projektorem filmowym.
Myślałem o koordynacji odbioru moich aparatów i ujęciu paru scen z naszego życia:
wieczoru z Faustine, chwil rozmowy z wami; powstałby w ten sposób album bardzo trwałych
i wyrazistych obecności, który byłby dokumentem na pózniej, miłym dla dzieci i przyjaciół,
jak i dla pokoleń, które hołdować będą innym obyczajom.
W rezultacie wyobrażałem sobie, że skoro reprodukcje przedmiotów byłyby
przedmiotami - podobnie jak zdjęcie domu jest przedmiotem przedstawiającym inny
przedmiot - reprodukcje roślin i zwierząt nie byłyby roślinami ani zwierzętami. Byłem
pewien, że moje imitacje byłyby pozbawione świadomości samych siebie (jak postacie z
filmu).
Doznałem zaskoczenia: po wielu pracach nad harmonijną korelacją danych zetknąłem
się z ponownie odtworzonymi osobami, które znikały, jeśli wyłączałem aparat projekcyjny,
żyły tylko w przeszłości, w momencie kiedy scena była nakręcana, a kończąc ją powtarzały
od nowa, jak gdyby były fragmentem płyty lub filmu, który pod koniec powtarza się od
początku, z tym jednak że nikt nie odróżniłby ich od żywych osób (sprawiają wrażenie istot
krążących w jakimś innym świecie, przypadkowo wchłoniętym przez nasz). A skoro
przypisujemy otaczającym nas osobom świadomość i wszystkie cechy odróżniające nas od
przedmiotów, nie zdołamy - za pomocą żadnego ważkiego ani jednoznacznego argumentu -
odmówić ich postaciom wytworzonym przez moje aparaty.
Zespolenie zmysłów wytwarza duszę. Należało się tego spodziewać. Madelaine była
widzialna. Madelaine była słyszalna, Madelaine była odczuwalna smakiem, Madelaine była
wyczuwalna węchem, Madelaine była namacalna. To już była Madelaine .
Wzmiankowałem już, że referat Morela nie budzi sympatii. Ze obfituje w terminy
techniczne i bezskutecznie szuka jakiegoś krasomówczego chwytu. Natomiast jego
pretensjonalność sama rzuca się w oczy:
 Zapewne trudno wam uznać tę metodę reprodukcji życia, tak dalece sztuczną i
mechaniczną. Wezcie więc pod uwagę, że z punktu naszej niezdolności widzenia ruchy
prestidigitatora nabierają charakteru magii.
Dla dokonania żywych reprodukcji potrzebuję żywych nadajników. Nie stwarzam
życia.
Czyż nie powinno się określać życiem tego, co drzemie w płytach, i tego, co się
odtwarza, gdy za poruszeniem gałki zaczyna działać mechanizm gramofonu? Czy muszę
dowodzić, że każde życie, podobnie jak chińscy mandarynowie, zależy od guzików, które
mogą naciskać nieznane istoty? A wy sami, ileż razy próbowaliście zgłębić ludzkie
przeznaczenie, ileż to razy poruszaliście stary problem: ku czemu zmierzamy? W którym
miejscu spoczniemy - niczym płyta z nie słuchaną muzyką - aż do chwili, kiedy Bóg każe się
nam znów narodzić? Czyż nie dostrzegacie paraleli przeznaczeń człowieka i obrazów?
Hipoteza, iż obrazy posiadają duszę, wydaje się być potwierdzona przez efekty
oddziaływania mojej maszyny na nadajniki ludzkie, zwierzęce i roślinne.
Jest rzeczą oczywistą, że do tych wyników doszedłem dopiero po wielu przejściowych
trudnościach. Przypominam sobie, że pierwszych prób dokonałem z pracownikami firmy
Schwachter. Uruchomiłem aparaturę bez uprzedzenia i zdejmowałem ich przy pracy.
Odbiornik miał jeszcze usterki; nie wiązał harmonijnie ich danych: na przykład u niektórych
obraz nie pokrywał się z oporem przy dotyku; niektóre z błędów są niedostrzegalne dla mało
świadomych rzeczy obserwatorów; kiedy indziej znów odchylenia są duże .
***
Stoever zapytał:
- Czy możesz pokazać nam te pierwsze obrazy?
- Czemu nie, skoro mnie o to prosicie; ale ostrzegam was, że są to zjawy cokolwiek
upiorne - odparł Morel.
- Doskonale - powiedziała Dora. - Niech je pan pokaże. Trochę rozrywki nigdy nie
zaszkodzi.
- Chcę je zobaczyć - podjął Stoever - ponieważ przypominam sobie pewne
niewyjaśnione wypadki śmierci w firmie Schwachter.
- Gratuluję - powiedział Alec z ukłonem. - Znalazł się wyznawca.
Stoever odpowiedział z powagą:
- Nie słyszałeś, idioto? Zrobił też ujęcia Charliego. Kiedy Morel przebywał w Sankt
Gallen, zaczęli umierać pracownicy firmy Schwachter. Widziałem zdjęcia w prasie.
Rozpoznam ich.
Morel, drżący i straszny, wyszedł z pokoju. Podniosły się krzyki:
- No i masz - powiedziała Dora. - Obraziłeś go. Trzeba będzie pójść za nim.
- Aż nie chce się wierzyć, że mogłeś tak postąpić wobec Morela.
Stoever nalegał:
- Ależ wy nic nie rozumiecie!
- Morel jest nerwowy. Nie wiem, z jakiej racji miałbyś mu ubliżać.
- Nie rozumiecie - krzyczał z wściekłością Stoever. - Za pomocą swojej maszyny
dokonał zdjęć Charliego i Charlie umarł; zdejmował pracowników firmy Schwachter i
nastąpiły tajemnicze zgony. A teraz mówi, że zdejmował i nas!
- I jakoś żyjemy - powiedziała Irene.
- Siebie też zdjął.
- Czy nikt z was nie rozumie, że to tylko żart?
- I ten gniew Morela. Nigdy nie widziałem go obrażonego.
- A jednak Morel postąpił zle - powiedział ten o wystających zębach. Mógł nas
uprzedzić.
- Pójdę go szukać - powiedział Stoever.
- Zostań - krzyknęła Dora.
- Ja pójdę - powiedział ten o wystających zębach.
- Ale nie po to, żeby mu ubliżać; poproś, żeby nam wybaczył i mówił dalej.
Cisnęli się wokół Stoevera. Byli podnieceni, próbowali go uspokoić.
Po chwili wrócił ten z zębami:
- Nie chce przyjść. Prosi, żeby mu wybaczyć. Nie sposób go sprowadzić.
Faustine, Dora i stara kobieta wyszły.
Potem zostali już tylko Alec, ten z zębami, Stoever i Irene. Wydawali się spokojni,
zgodni i poważni. Wyszli.
Usłyszałem głosy na schodach w hallu. Pogasły światła i w domu zapanowało blade
światło poranka. Czekałem bacznie. Nie było żadnych odgłosów, prawie nie było światła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl