[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7łuczki tymczasem maszerowały, zalewając ciemną falą sufit i łóżka.
Jenna przemknęła obok krzyczącej Coquiny, rzuciła rewolwery obok Rolanda i jednym silnym
pociągnięciem uwolniła go z ostatniego pasa. Rewolwerowiec był wreszcie wolny.
- Chodz - powiedziała. - Sprawiłam, że ruszyły, ale zatrzymać je, to inna sprawa.
Coquina krzyczała teraz nie ze strachu, ale z bólu. Robale dobrały się do niej.
- Nie patrz - rzuciła Jenna, pomagając Rolandowi wstać. Pomyślał, że nigdy jeszcze zbieranie
się na nogi nie sprawiło mu takiej radości. - Chodz, musimy szybko umykać, bo ona zaraz
obudzi resztę. Zostawiłam twoje buty i ubranie obok ścieżki, przyniosłam, ile się dało. Jak się
czujesz? Na siłach?
- Dzięki tobie. - Roland pojęcia nie miał, na ile mu tych sił starczy... ale nie to było teraz
najważniejsze. Jenna podniosła jeszcze dwie główki trzciny, które wypadły spod poduszki,
kiedy szamotał się z pasem, i już biegli przejściem między łóżkami, byle dalej od żuczków i
siostry Coquiny, której wrzaski z każdą chwilą były coraz słabsze.
Nie zwalniając kroku, Roland przypasał rewolwery.
Minęli po trzy łóżka z każdej strony i doszli do luznego płótna na końcu namiotu... bo to
rzeczywiście był namiot, a nie obszerny pawilon. Jedwabne ściany i sufit przepuszczały blask
księżyca, który wisiał na niebie w trzeciej kwarcie. Aóżka zaś nie były wcale łóżkami, ale
sfatygowanymi pryczami.
Roland obrócił się i ujrzał ciemny kształt wijący się na podłodze w miejscu, gdzie jeszcze
niedawno stała siostra Coquina. W tej samej chwili przypomniał sobie o czymś. Nieładnie!
- Zapomniałem medalionu Johna Normana! Ogarnął go żal, prawie żałoba, jakby poniósł
niepowetowaną stratę. Jenna sięgnęła do kieszeni dżinsów i wyciągnęła go; zalśnił w świetle
księżyca.
- Podniosłam go z podłogi.
Roland nie wiedział, co ucieszyło go bardziej: widok medalionu czy to, że Jenna spokojnie
trzymała go w dłoni. Znaczyło to, że naprawdę była inna niż pozostałe siostry.
- Wez go, nie mogę trzymać go dłużej - powiedziała nagle, jakby chciała rozproszyć jego
złudne nadzieje. Gdy wziął od niej złoto, ujrzał na jej palcach ślady silnych oparzeń.
Ujął jej dłoń i ucałował każdy z nich.
- Dziękuję, sai - powiedziała i nagle ujrzał, że dziewczyna płacze. - Dziękuję, kochany. Tak
cudownie być całowaną, to warte każdego cierpienia. Teraz...
Roland zobaczył, że spojrzała gdzieś w bok. Podążył za jej oczami. Po kamienistej ścieżce
spływały w dół rozkołysane światełka. Za nimi jaśniał budynek, w którym mieszkały
siostrzyczki - nie klasztor, ale zrujnowana hacjenda, stara chyba jak świat. Było widać tylko
trzy świeczki; gdy się zbliżyły, Roland dostrzegł, że faktycznie nadchodzą tylko trzy siostry.
Mary nie było z nimi.
Wyciągnął broń.
- Ooo, to rewolwerowiec! - krzyknęła Louise.
- Obrzydliwy typ! - dodała Michela.
- I znalazł już i swoją ukochaną, i swoje gnaty! - podsumowała Tamra.
- To kurewskie nasienie! - warknęła Louise. Roześmiały się ze złością. Nie bały się... w każdym
razie nie jego rewolwerów.
- Schowaj je - poleciła Jenna, a gdy spojrzała nań, przekonała się, że już to zrobił.
Tamte podchodziły coraz bliżej.
- Ooo, patrzcie, ona płacze! - zawołała Tamra.
- Nie dziwota, skoro zrzuciła habit - zauważyła Michela. - Pewnie płacze za złamanymi
ślubami.
- Skąd te łzy, ładniutka? - spytała Louise.
- Bo on ucałował moje palce tam, gdzie się oparzyłam - odparła Jenna. Bo nikt nigdy jeszcze
ich nie całował. Dlatego płaczę.
- Ooooo!
- Kochaniutkie!
- Przy następnej okazji wetknie w nią tę swoją rzecz. Będzie jeszcze cudowniej!
Jenna znosiła te żarty bez cienia złości.
- Odchodzę z nim - oznajmiła, gdy skończyły. - Odsuńcie się. Spojrzały na nią z
rozdziawionymi gębami, nawet o śmiechu zapomniały ze zdumienia.
- Nie! - wyszeptała Louise. - Oszalałaś? Wiesz, co się stanie!
- Nie, i ty też tego nie wiesz - odparła Jenna. - Poza tym, mało mnie to obchodzi. - Zrobiła pół
obrotu i wskazała wejście do namiotu. W blasku księżyca było oliwkowozielone, na dachu
widniał typowy znak czerwonego krzyża. Roland zastanawiał się, ile już miast odwiedziły
siostry z tym namiotem, który z zewnątrz wyglądał na mały i skromny, w środku zaś okazywał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 02] Sunstorm (v4.0) (pdf)
- Lawhead, Stephen Celtic Crusades 03 The Mystic Rose
- 249. DUO Stephens Susan Idealny ukĹad
- 4 Stephens Susan Ucieczka z Argentyny (zz)
- Mandy M Roth [King of Prey 03] Master of the Hunt (pdf)
- Janrae Frank Journey Of Sacred King 02 Sins Of The Mother
- 50 King Stephen Blaze
- Brayfield Celia Bez milosci
- GR0976.Betts_He
- Becca Fitzpatrick 01 Szeptem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nie-szalona.pev.pl