[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzo chciałem, żebyśmy zjedli razem kolację. Chyba mieszkając z tobą pod jednym dachem stałem się za-
borczy.
Zakłopotana jego szczerością, nie odezwała się ani słowem. No świetnie, i co na to odpowie? Przecież
zważywszy na sytuację, w której się znajdują, pewna doza zaborczości jest nawet zrozumiała. Sama także
przeżyła trudne chwile, odbierając telefony od jego obdarzonej zmysłowym głosem sekretarki. Trudno więc
mieć o to pretensje do niego. A jednak nie mogła się uwolnić od lekkiego niepokoju. Podejrzewała, że tymi
rozbrajającymi przeprosinami Ryan jeszcze bardziej się do niej przybliżył.
- Naprawdę przykro mi, że postawiłem cię w niezręcznej sytuacji. Wybaczysz mi to, Cristen?
- Cóż... - zacisnęła usta i spojrzała na niego, lecz po chwili westchnęła z rezygnacją. - Myślę, że tak.
- Zwietnie! I żeby cl wszystko wynagrodzić, wybierzemy się gdzieś. Możemy spędzić ten dzień bardzo we-
soło. Zrobimy coś szalonego.
- Ryan, nie wydaje mi się...
- Proszę cię, Cristen, nie odmawiaj. Będziesz się świetnie bawić, obiecuję. No i dobrze ci to zrobi. Kiedy się
ostatnio porządnie odprężyłaś? Znamy się prawie od trzech miesięcy i twoje życie obraca się tylko wokół
pracy. Kiedy masz wolne, to albo idziesz do sklepu, albo przynosisz pracę do domu. Twój problem polega na
tym, że traktujesz wszystko zbyt poważnie. Od tak dawna jesteś skupiona bez reszty na pracy, że zapomniałaś
już chyba, co to znaczy dobrze się bawić.
Cristen spojrzała na Ryana niepewnie. Miał rację. Przydałby Jej się odpoczynek i trochę rozrywki. Jednak
dzień wspólnie spędzony z Ryanem to lekkomyślność i szaleństwo. Nie powinna...
- No, Cris. Wybierz się gdzieś ze mną - namawiał przymilnie, posyłając jej niewinne spojrzenie. - Wtedy będę
miał pewność, że naprawdę mi wybaczasz.
Był to widoczny szantaż emocjonalny, ale Cristen nie bardzo potrafiła mu się oprzeć.
- A gdzie niby mielibyśmy pójść? - zapytała z nieprzystępną miną.
Choć w jej głosie zadzwięczała nuta wątpliwości, Ryan wyczuł zwycięstwo i uśmiechnął się radośnie.
- Zastanówmy się. Moglibyśmy wybrać się do kina. Albo pójść na plażę lub do parku. Albo... - strzelił pal-
cami -już wiem. A może wybralibyśmy się na łyżwy?
- Na łyżwy?
- No pewnie. Dlaczego nie?
- Bo nie umiem na nich jezdzić. Nigdy tego nie robiłam.
Najpierw przyglądał jej się z niedowierzaniem, pózniej z dezaprobatą.
- Chcesz powiedzieć, że pracujesz tu od lat w pobliżu tej wspanialej ślizgawki i nigdy nie nałożyłaś łyżew,
żeby je wypróbować? - Potrząsnął głową i przybrał zdecydowany wyraz twarzy. - To przesądza całą sprawę.
Jedziemy. Najwyższy czas, żebyś zobaczyła, co do tej pory traciłaś.
- Nie, Ryan. Nie chcę jezdzić na łyżwach. Nie Jestem typem sportowca.
- Nie szkodzi. Zwietnie się będziesz bawiła, zobaczysz.
- Jesteś pewien, że to łatwe?
- Absolutnie.
- No, nie wiem.
- Po prostu trzymaj się mnie - powiedział Ryan, prowadząc powoli Cristen ku ślizgawce. - Będziemy to robili
wolniutko, bez szaleństw i wszystko chwycisz w lot.
Posłała mu pełne wątpliwości spojrzenie, ale dzielnie sunęła naprzód na chybotliwych, wąskich ostrzach.
- Jak ludzie w tym chodzą? - utyskiwała. - Czuję się jak Frankenstein. Każda waży chyba z pięć kilogramów.
Ryan zaśmiał się i poklepał ją po ramieniu.
- Na lodzie będzie łatwiej.
Nieustanne skrobanie ostrzy o lód zlewało się z muzyką z taśmy i stłumionymi okrzykami. W powietrzu
unosił się przenikliwy zapach potu i skórzanych butów, urozmaicany wonią smażonego mięsa i musztardy z
pobliskiego bufetu. Cristen podniosła wzrok na Ryana i zmarszczyła nos.
- Sądząc po zapachu, to miejsce przypomina coś pośredniego między chłodnią a tanią knajpą.
- Narzekanie nic nam nie da - zauważył Ryan z uśmiechem. - Trzeba się wziąć do roboty. - Lewym
ramieniem oplótł Cristen w talii, ujął dłonią jej lewą rękę i popchnął ją lekko do przodu.
Z chwilą gdy łyżwy dotknęły lodu, zaczęli się ślizgać. Cristen wydała stłumiony jęk rozpaczy. Przez chwilę
górna połowa jej ciała wykonywała rozpaczliwe ruchy do przodu i do tyłu, walcząc o zachowanie równowagi.
Na szczęście, z pomocą przyszedł Ryan.
- Powoli, powoli. Rozluznij się. Nie pozwolę ci upaść. Rób po prostu to, co ja. Prawa. Lewa. Prawa. Lewa.
Otóż to - dodawał otuchy, kiedy wykonała kilka gwałtownych kroków do przodu.
Trzymała się go tak kurczowo, że z czubków jego palców odpłynęła krew. Czuła, że porusza się niezgrabnie i
niepewnie jak dziecko, które stawia pierwsze kroki.
Tuż obok nich przejechała mała blondynka w czerwonym kostiumie z krótką marszczoną spódniczką, ob-
rzucając Ryana zaciekawionym spojrzeniem. W mniej
zatłoczonym miejscu tuż przed nimi wykonała serię skomplikowanych kroków do tyłu zakończonych zgrab- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl