[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poszukiwania mnie doprowadziły  wiesz sama: oddałem się bez reszty sztuce dotyku. I co wynikło
z tego, że zostałem tuszerem  też wiesz: sięgnąłem po pozycję najwybitniejszego z fuszerów, moimi
tunelami dotknięć wyznaczyłem apogeum tuszyzmu. Przecież w końcu to jest przyczyna, dla której
tutaj przyjechałaś, fakt, dzięki któremu w ogóle o mnie mogłaś usłyszeć. Można by powiedzieć, że
przyciągnął cię mój sukces. Tylko widzisz  klęska przycupnęła i za nim. Zdałem sobie z tego
sprawę, gdy ukończyłem najdłuższy mój tunel  znasz go, wspominałaś o nim  i przerzuciłem się
do penta artu. Wtedy gdy Winter dopracowywał dla mnie ostatnie instalacje, zrozumiałem nagle, że
zbliżam się do jakiegoś straszliwego końca sztuki. Dzieło przemawiające równocześnie do
wszystkich zmysłów, apelujące do umysłu, do zdolności kojarzenia i wyobrazni, absorbujące całego
człowieka  ale co dalej? Przecież zaproponować więcej to niemożliwość: możliwości zostały
wyczerpane! Przestraszyłem się tego& Mówiłem ci& przedtem& mówiłem ci, że po raz drugi
wpadłem w szat, bo przestałem wierzyć, by moja sztuka mogła wyzwolić i rozwinąć sensualną
wrażliwość człowieka& Tak samo tłumaczyłem się przed Winterem& Ale tak naprawdę myślę
czasem, że tym drugim razem powodował mną tylko strach. To jest największa klęska: marzyć o
szczycie, a zdobywszy go  ujrzeć kres drogi. Po prostu  koniec. Koniec&
9.
Już od trzech kwadransów kręciła się po wyludnionym mieście; pismo Wintera było dość
niekształtne i nie zdołała rozstrzygnąć, czy ulica, którą narysował na swoim planie, ulica łącząca
Pierwszą Aleję z Lexington Avenue, nosi numer 42 czy 47. W rezultacie musiała przemierzyć obie.
Smugowiec pozostawiła na brzegu East River, pośród dzikich gąszczów, w jakie rozpleniła się
roślinność Ogrodu Narodów Zjednoczonych. Czterdziestopiętrowy wieżowiec, który mieścił niegdyś
sekretariat najważniejszej z międzynarodowych organizacji, straszył oczodołami wytłuczonych okien
i liszajem brudnych zacieków na marmurach ścian. Na dziedzińcu z pordzewiałych masztów zwisały
strzępy flag.
Z całą pewnością słyszała kiedyś teorię wyjaśniającą, dlaczego pewnego dnia mieszkańcy
Nowego Jorku gwałtownie porzucili swoje siedziby i teraz, ślizgając się wzrokiem po ścianach
mijanych budynków, próbowała ją sobie przypomnieć. Ale w żaden sposób nie mogła dotrzeć do
istoty rozumowania& Dochodząc do budynku Chryslera (wyglądał jak gigantyczna, za niepamiętnych
czasów przygotowana do startu i nigdy nie odpalona rakieta) zdecydowała, że przegląd Ulicy
Czterdziestej Drugiej może uznać za ostatecznie zakończony. Pozostawała ponowna lustracja
Czterdziestej Siódmej. Minęła wkrótce jej narożnik i zaczęła schodzić ku rzece. Jej oczy były teraz
czujniejsze niż przy pierwszym przemarszu, i to przyniosło jej sukces. Spostrzegła skromną, krzywo
 bo tylko na jednym gwozdziu  wiszącą tablicę;  Vanderbilt YMCA  głosiły białe litery.
Pchnęła skrzypiące drzwi i ostrożnie odmierzając kroki, niemalże się skradając, ruszyła w labirynt
korytarzy i niezliczonych pokoi starego schroniska. Według Wintera właśnie tutaj miał swoją
rezydencję Michael Plant.
Z początku nie natrafiała na żadne szczególne ślady; zewsząd wiało pustką i stęchlizną. Ale po
pewnym czasie jej uwagę zwróciła porzucona na samym środku korytarza książka. Podniosła ją.  The
Sexual Life of Savages. B. Malinowski  informowała okładka. Odłożyła książkę i poszła dalej.
Już po paru metrach potknęła się na następnej:  Tristesse des tropiques. C. Levi Strauss . A potem
książek było więcej i więcej: zwalonych na nieforemne stosy, aż do sufitu usztaplowanych pod
ścianami, poukładanych na podłodze niczym brukowe kostki. W końcu brodziła wśród tomów,
przeciskała się między nimi, odgarniała je i przekładała. Nagle zrobiła nieostrożny ruch i sprawiła,
że z potwornym hukiem runął słup zbudowany z dzieł zebranych jakiegoś klasyka.
 Kto się tam tłucze, do jasnej cholery?!  basowy ryk, który dobiegł spoza pobliskich drzwi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl