[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozprysło się po całej izbie, a najwięcej wylądowało na główce jednego
z nieustępliwych dzieciaków, sporo na butach do konnej jazdy.
84
RS
Akanie umilkło. Dziewczynka podskakiwała w mlecznej kałuży,
spoglądając na niego wielkimi błękitnymi oczętami. Z rzęs kapały
białe krople.
Beth wybuchnęła śmiechem. Wzięła się pod boki i śmiała się tak
głośno, że dzieciaki zapatrzyły się na nią i natychmiast zapomniały o
niedawnych troskach.
 Beth, dobrze się czujesz?  spytał Jack nazbyt donośnym
głosem. Po niefortunnym wypadku z mlekiem w domku zapanowała
względna cisza. Obawiał się na serio, że biedna dziewczyna nagle
postradała zmysły.
Beth opanowała niewczesną wesołość na tyle, żeby kiwnąć
głową.
 Bądz łaskaw wytrzeć Martę. Zaraz ją umyję i przebiorę. Mary,
chodz do mnie, skarbie.
Dziecko rozdające kopniaki przydreptało posłusznie. Gdy
pulchne ramionka otoczyły szyję Beth, na jej twarzy pojawił się
matczyny uśmiech, a zafascynowany Jack zapomniał o swoim zadaniu.
Szybko wrócił do rzeczywistości, znalazł ręcznik wiszący na
haczyku i przykucnął, żeby wytrzeć główkę maleństwa, które
uśmiechnęło się do niego, pokazując białe, równe ząbki
I zlizując językiem krople mleka z policzków i brody. Aapki o
uroczych dołeczkach taplały się w białej kałuży.
 Ty jesteś Marta, prawda?  zagadnął niefrasobliwie Jack. 
Witaj, maleńka.
85
RS
Marta zachichotała, wyraznie uradowana, że jest przemoczona do
suchej nitki, a wyciera ją zupełnie obcy człowiek.
Jack starannie osuszył głowę i ramionka, a potem zostawił Martę
w kałuży mleka, w którym zanurzała drobne paluszki.
Beth zdołała wreszcie oderwać się od reszty maluchów, podeszła
do dziewczynki i podniosła ją z podłogi. Zafascynowany Jack patrzył,
jak sprawnie rozbiera ją i umieszcza w drewnianej wanience, do
połowy napełnionej wodą.
 Druga kąpiel w ciągu godziny  wyjaśniła.  Nasza niania
poszła z wizytą do siostry. Ma chwilę wytchnienia.
 Chyba zasłużyła na odpoczynek  zauważył Jack nieco
zgryzliwie.  A ty? Dasz sobie radę bez pomocy?
 Naturalnie. Darcy wróci za niespełna godzinę. Nie musisz ze
mną siedzieć.
Niemowlę w kołysce leżało spokojnie, mlaskając cicho. Jack
popatrzył na Mary, specjalistkę od kopniaków, która stała na łóżku i
wskazywała rączką okno.
 Wolno jej tam wchodzić? Nie spadnie?
 Ależ skąd. Wierz mi, te maluchy są zwinne jak młode kózki 
zapewniła, nie patrząc nawet w tamtą stronę. Błyskawicznie wycierała
Martę.
Westchnął głęboko. Szkoda, że nie mogą spokojnie się
rozmówić, ale w tej sytuacji nie oczekiwał, że poświęci mu całą
uwagę.
86
RS
 Od pewnego czasu wiem o dzieciach. U Marstonów Colin
słyszał przypadkowo twoją rozmowę z Eufemią. Doszedłem do
wniosku, że potrzebujesz męża równie desperacko, jak ja żony, może
nawet bardziej. Zapewne wiesz, że nasze zaręczyny zostały ogłoszone
w gazecie.
 O tak! Byłam wstrząśnięta. Najwyrazniej ojciec jest bardziej
zdeterminowany, niż mi się wydawało.
 Moim zdaniem powinniśmy się pobrać.
 Czyżby?  zapytała.  Zawarliśmy porozumienie, Jack. Mamy
plan i powinniśmy się go trzymać. Odwiedz nas jutro, a
doprowadzimy go do końca.
 Beth, musisz być rozsądna. Masz czworo dzieci. Chcesz, żeby
wychowywały się bez ojca? Nawiasem mówiąc, gdzie jest człowiek,
który je spłodził? Odzywa się?
 Nie mam pojęcia, co robi, i nic mnie to nie obchodzi. Porzucił
własne dzieci, więc stracił prawo, by nazywać się ich ojcem!
Jack najchętniej zatłukłby szubrawca, który skrzywdził Beth. W
głębi ducha przyznał, że jest o niego zazdrosny.
Niespodziewanie usłyszał stłumiony łoskot, a potem głośny
krzyk. Rzucił się w drugi koniec izby, wziął na ręce zapłakaną istotkę,
mocno przytulił i pogłaskał drgające od szlochu plecki.
 Już dobrze, dobrze. Nic się nie stało, prawda? Dywanik cię
ochronił. Cicho, nie płacz, słodyczko. Co cię boli? Główka? 
Przesunął dłonią po ciemnych loczkach i wyczuł rosnącego guza. 
Nic poważnego, naprawdę. Więcej strachu niż bólu, co?
87
RS
Ku jego ogromnemu zdziwieniu dziecko uspokoiło się na-
tychmiast i wtulone w niego znieruchomiało, siedząc na biodrze jak
małpka.
Ze wzruszenia wstrzymał oddech, a serce wypełniła mu radość.
Poradził sobie. Może być ojcem. Dotarło do niego, że będzie nim
wkrótce, jeśli Beth zgodzi się na ślub, ponieważ stanie się
odpowiedzialny za jej dzieci. Niebieskooka Mary siedziała na łóżku i
wpatrywała się w niego, ssąc paluszek ślicznymi różowymi
usteczkami. Marta, wielbicielka kałuż, trzymała się kurczowo
maminej spódnicy. Nie znał imienia dziecinki, która ufnie przylgnęła
do niego. Popatrzył na kołyskę, gdzie leżało najmłodsze stworzonko,
jeszcze za małe, żeby chodzić Spało, zmęczone długim płaczem.
Beth podeszła bliżej i przechylając głowę na bok, zmrużonymi
oczyma obserwowała Jacka, gdy kołysał spłakane maleństwo. Po
chwili wzięła na ręce Martę i posadziła ją na łóżku, a następnie
wyciągnęła ramiona, żeby wziąć od niego kolejną pociechę.
 Idz już  powiedziała cicho.  Powinny spać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl