[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mam gdzieś karierę! Tak, to byłaby istna eksplozja, bo te sukinsyny,
odpowiedzialne za bezbronne dzieci przed ich niemal równie bezbronnymi
rodzicami, powinny trafić za kratki!
Laura wpatrywała się w niego w milczeniu, zdumiona siłą tego wybuchu, a
zarazem pełna podziwu. To był istotnie ten rodzaj sprawy, w której
spodziewano by się ujrzeć słynnego Maxwella Kraiga. A jednak, chociaż
dawniej Laura dopatrywałaby się u niego motywów zbliżonych do tych, o
których wspominał prokurator, teraz zrozumiała, jak głębokie zaangażowanie
pcha go do wzięcia w tym udziału.
- Przepraszam, Lauro - ciepły głos Maksa przebił się przez gwar restauracji. -
Musisz mi wybaczyć, trudno w tej sprawie zachować spokój. - Zacisnął zęby, a
silna szczęka zarysowała mu się pod skórą jeszcze wyraźniej. Laura
zastanawiała się, czy ten gniew nie był przypadkiem w dużym stopniu
skierowany do Franka w związku z jego gruboskórnymi uwagami. W pełni
zgadzała się z Maksem. Po raz pierwszy zaczęła rozumieć gorycz, która
przemawiała przez przystojnego prawnika, gdy w pierwszym dniu ich znajo-
mości wspomniał o publicznym wizerunku, który zdominował jego życie.
W głosie Laury pojawiła się łagodna miękkość, gdy starała się złagodzić gniew
Kraiga.
- Musisz wziąć tę sprawę - oznajmiła. - Tylko ktoś, kogo tak głęboko porusza
los tych dzieci, będzie w stanie godnie je reprezentować. - Jej słowa płynęły
prosto z serca, co sprawiło, że rysy Maksa natychmiast złagodniały. Za całe
podziękowanie wystarczył jego uśmiech; resztę wyraziło spojrzenie, którego
ogień docierał do samej duszy Laury. Przez krótką chwilę porozumiewali się
bez słów. Wydawało się, że zapomnieli o obecności trzeciej osoby przy stoliku,
aż wreszcie Frank głośno odchrząknął, po czym zmienił temat. Laura niemal
przestała uczestniczyć w dalszej rozmowie, bez reszty pogrążona w rozmyślaniu
o nowym obliczu Maxwella Kraiga.
Zanim nadszedł drugi tydzień lutego, mieli już za sobą większość ustaleń
związanych ze sprawą Stallwaya. Mimo że Laura była zadowolona z wyników
spotkań z Maksem, wolałaby mieć więcej czasu, niż tylko do końca marca, na
własne przygotowania do procesu, ze względu na ogromną ilość materiału, który
musiała zgromadzić.' Argumenty Maksa były jednak przekonujące: chłopak
miał prawo do szybkiego procesu. Także Laura wiedziała, z jaką radością sama
powita zakończenie sprawy. Było oczywiste, że swojej pierwszej sprawy o
morderstwo oczekiwała z obawą; jednak to, że Max był w niej obrońcą,
wzmagało jej podniecenie, ale też powiększało niepokój.
Istniał bowiem jeszcze pewien uboczny efekt ich spotkań, z którym Laura
wcześniej się nie liczyła. Było to dręczące fizyczne cierpienie, które dopadało ją
po każdym z takich posiedzeń - wieczorami, podczas weekendów, w
marzeniach, we śnie i na jawie. Każdego weekendowego poranka Laura, budząc
się, wstrzymywała oddech w nikłej nadziei, że Max stoi pod jej drzwiami. Zbyt
wyraziście pamiętała jeszcze silę jego ramion, delikatność dłoni, zaborczość ust.
Nie mogła wiedzieć, czy on także za nią tęskni. Z żalem uświadomiła sobie, że
odrzuciła jego zaproszenie na kolację o jeden raz za dużo, ponieważ już więcej
nie zaryzykował odmowy. A ona, owszem, chciała, żeby to zrobił. Cóż to za
ironia losu, zastanawiała się pewnego zimnego i deszczowego niedzielnego
popołudnia, gdy bez przekonania naszywała walentynkowe serduszka na
koszulki, które kupiła „swoim dzieciakom". Chciała być z Maksem, chciała
korzystać z jego obecności w taki sposób, jakiego nigdy wcześniej sobie nie wy-
obrażała. Na przeszkodzie stała jednak podstawowa sprzeczność: Laura
pożądała Maksa, ale także pragnęła uniknąć jakiegokolwiek zaangażowania.
Jedyną pewną rzeczą było wzrastające uczucie niespełnienia, które kładło się
cieniem na jej życie.
Rozpaczliwie pragnąc uporządkować myśli, Laura postanowiła zadzwonić do
swojego brata, Jacka, przed którym w dzieciństwie zawsze otwierała serce.
Szczęśliwym zrządzeniem losu miał zamiar odwiedzić swoją nową dziewczynę,
która mieszkała w Albany. Musiałby tylko odrobinę zboczyć z drogi, by złożyć
wizytę siostrze. Laura była zachwycona. Umówili się na piątek, brat miał zostać
u niej na noc, by w sobotę wyruszyć w dalszą drogę do Albany.
Tak jak przyrzekł, Jack zjawił się u Laury w samą porę, na przygotowaną przez
nią kolację. Przyrządziła jego ulubionego kurczaka cacciatore z ryżem i dużą
porcją sałatki. Potem słuchał uważnie opowieści Laury o tym wszystkim, co
powinien wiedzieć o Maxwellu Kraigu, począwszy od brzemiennego w skutki
dnia, gdy odczytano akt oskarżenia, aż do ostatnich posiedzeń wstępnych.
Odmalowała przed nim pełen obraz swej niepohamowanej ciekawości i
pożądania, które odczuwała wobec tego mężczyzny, oszczędzając bratu jedynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl