[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wypowiedzieć zrozumiałe zdanie.
- Syn przeklął ojca - oznajmił rzeczowo.
Jack świadomie go zignorował.
- Słyszałeś, co powiedziałem? - spytał bezdomny.
Jack zerknął na niego, ale on przemawiał do kogoś wyimaginowanego i niewidzialnego.
- Słyszysz? - powtórzył ostro. - Mówię, że syn przeklął ojca!
Kiwał głową jak plastikowy piesek za tylną szybą samochodu. I zaczęły mu się trząść
ręce. Był wyraznie zły, ale drżączka wyglądała raczej na symptom zespołu abstynencji
narkotycznej. Twarz mu poczerwieniała, jakby ktoś go obraził. Zerwał się na równe nogi,
oskarżycielskim palcem wskazał niewidzialnego rozmówcę i krzyknął:
- Ty też się wal, kutasie!
Chodnikiem szedł tłum ludzi spieszących na lunch, głównie biznesmenów, którzy mijali
go bez słowa. Bezdomny zerkał na nich podejrzliwie, w końcu opadły mu ramiona i znowu
zaczął mamrotać. Ale nie ruszył się z miejsca, wciąż stał przy ławce. Wreszcie spojrzał prosto
na Jacka.
- Hej, ty tam. Wstań.
Jack patrzył na niego kątem oka. Tym razem facet mówił do niego.
- Wstań - powtórzył. - Muszę się odlać.
- Tu nie ubikacja.
- Gówno mnie to obchodzi. Jakiś frajer dał mi pięć dych, żebym nasikał tam, gdzie
siedzisz, więc lepiej wstań, bo cię obeszczam.
Co takiego? Jack już otwierał usta, żeby to powiedzieć i wtedy go olśniło: bezdomny był
posłańcem. Zamknął usta i wyjął portfel.
- Dam ci stówę, jeśli mi go opiszesz.
Menel chwycił banknot.
- Biały. To wszystko, co mogę powiedzieć.
- Gdzie go spotkałeś?
- W kartonowym miasteczku pod rampą na I-95.
- Kiedy?
- Wczoraj koło północy. Było ciemno. Nie przyjrzałem mu się. Kazał mi przyjść tu w
południe i nasikać na tę ławkę. - Bezdomny zaczął się wić, przestępować z nogi na nogę. -
Nic więcej nie wiem - dodał tak, jakby nagle coś go zabolało. - Odejdz, bo zaraz się zleję.
Wypiłem dwanaście piw.
Jack wstał i się odsunął. Bezdomny szybko podszedł bliżej, rozpiął rozporek i oddał mocz
dokładnie na jego miejsce. Kilku przechodniów zerknęło na niego z odrazą, lecz tłum szedł
dalej. Jack nie chciał się gapić, ale zdał sobie sprawę, że nie przypadkiem porywacz dał mu
tak szczegółowe polecenia - tak samo jak nie przypadkiem kazał wysikać się bezdomnemu
tam, gdzie ten właśnie to robił.
Skończywszy, starzec prychnął i wychrypiał:
- A to co?
Jack spojrzał na ławkę. Działo się coś dziwnego. Pod wpływem moczu na ławce zaczęły
pojawiać się litery. Pokrywająca ją farba zmieniała kolor na niebieski i zielony, jak papierek
lakmusowy na lekcjach chemii, kiedy zanurzyło się go w roztworze zasadowym albo
kwasowym.
Litery ułożyły się w słowa: WKURZYAEM SI, JAKBYZ MNIE OBSIKAA.
Pół ulicy dalej Andie Henning wyszła z baru kawowego, wtopiła się w tłum
przechodniów i tak jak co najmniej kilkanaście innych kobiet, które w drodze do pracy
plotkowały przez komórkę z zestawem słuchawkowym, zbliżyła usta do przypiętego do
kołnierzyka mikrofonu. Z tym, że ona nie plotkowała. Ona rozmawiała z członkami grupy
obserwacyjnej FBI.
- Co teraz robi?
- Menel właśnie się odlał.
- Co takiego?
- Serio. Swyteck dał mu pieniądze i facet odlał się na ławkę.
- Swyteck mu za to zapłacił?
- Na to wygląda. Daj facetowi walizkę pełną szmalu i nigdy nie wiadomo, co taki zrobi.
Andie przystanęła przed przejściem dla pieszych. Nie mogła sobie wyobrazić, żeby Jack
zapłacił komuś za to, żeby ten wysikał się na ławkę. Postanowili nie zakładać mu podsłuchu
na wypadek, gdyby porywacz miał przy sobie jakiś detektor. Ale w świetle tego, co zaszło,
Andie żałowała, że byli tacy ostrożni.
- A teraz? - spytała. - Co się tam dzieje?
- Nie uwierzysz, ale robi się jeszcze dziwniej. Albo Swyteck ma niezdrowe
zainteresowanie ludzkimi odchodami, albo na tej ławce coś jest.
- Czy ktoś może się temu przyjrzeć?
- Ja nie, ale... Zaczekaj. Ten z dachu mówi, że coś widzi. To chyba litery, jakiś napis.
Dziwne, pomyślała Andie. Ale sensowne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl