[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osobistości. Przede wszystkim wasza wysokość, ale i wielu innych. Najbardziej jednak
interesują mnie te dzieci...
- Tak, to jasne - przyznała Theresa. - Dolg nie jest zwyczajnym chłopcem. Ale czy pan
sobie czegoś od nas życzy?
- Chciałbym państwa ostrzec - oznajmił nieznajomy.
- Przyjechałem dzisiaj z północy. Otóż przed paroma dniami, niedaleko stąd,
spotkałem złych ludzi. Najpierw nie zwróciłem uwagi na ich rozmowę, bo mnie to przecież
nie dotyczyło. Dopiero po kilku godzinach, kiedy zobaczyłem państwa w gospodzie,
skojarzyłem sobie różne sprawy. Nie do końca, rzecz jasna, i dlatego nie miałem odwagi
wprost się do państwa zwrócić.
- Proszę nam opowiedzieć o tych złych ludziach - poprosił Móri. - Ale najpierw
chcielibyśmy poznać pańskie nazwisko i czym się pan zajmuje...
Obcy popatrzył na niego swymi ciemnoniebieskimi oczyma.
- Byłem rabinem - oznajmił. - Ale teraz zwróciłem się ku mistycyzmowi. Państwo
wiedzą z pewnością, że my, %7łydzi, mamy długą tradycję, jeśli o to chodzi.
- Tak - potwierdził Móri. - Kabała, hasydyzm, Haggada, nieznane Księgi
Mojżeszowe...
- Widzę, że pan jest bardzo wykształcony - rzekł rabin z uśmiechem. - Ale to
zauważyłem od razu. Moje imię brzmi Etan, a historia, którą mam do opowiedzenia, jest
następująca: Ludzie, których rozmowę podsłuchałem, przybyli z zachodu. Są w drodze do
domu po wypełnieniu ważnego zadania. Odwozili do Francji pewną kobietę i tam oddali ją
innym, bowiem ona najwyrazniej miała być przewieziona dalej. Zrozumiałem z tego, że
mężczyzni, o których opowiadam, towarzyszyli jej jedynie w podróży. Z rozmowy wynikało,
77
że kobieta była więzniem i pilnowano jej przez całą drogę. Ona pochodzi z waszego rodu,
księżno.
- Tiril - szepnęła Theresa.
- Tak, oni wymieniali takie imię. I imię księżnej pani również, dlatego skojarzyłem to
sobie, kiedy państwa spotkałem.
Wszyscy milczeli spoglądając na siebie nawzajem.
- Ilu było tych ludzi? - zapytał Móri bezbarwnym głosem.
- Czterech.
- Dokąd wieziono moją żonę?
- Tego się nie dowiedziałem. Myślę, że oni nie wymieniali żadnej nazwy.
Erling wyprostował się.
- Rabinie Etan... Wyświadczył nam pan wielką przysługę. Jedziemy właśnie na
ratunek córce księżnej, Tiril, która jest moją przyjaciółką z młodych lat, żoną pana Móriego i
matką tych dzieci. Gdyby zechciał pan jeszcze dzisiaj wieczorem pokazać nam drogę do
miejsca, w którym zatrzymali się ci ludzie, bylibyśmy panu bardzo wdzięczni.
- Chętnie to uczynię, ale zaczekajmy do rana. Mamy czas.
- To dobrze, bo wszyscy potrzebujemy wypoczynku. Zaraz jednak pojawiły się
kłopoty. Móri w żadnym razie nie chciał zabierać dzieci na spotkanie z ludzmi, którzy mogli
zachowywać się gwałtownie. Dolga tak, bo on posiadał tajemniczą siłę, ale jeśli chodzi o
blizniaki, to powinny być jakieś granice! Nigdy w życiu nie zmieni tej decyzji, upierał się.
- Ale przecież nie możemy ich tak po prostu zostawić tutaj w Feldkirch - protestował
Erling. - Nawet gdyby Theresa i ktoś ze służących z nimi zostali, to i tak w obcym mieście są
narażone na wielkie niebezpieczeństwo. W gospodzie może ich spotkać Bóg wie co.
- Zabrać ich nie możemy, to jeszcze bardziej niebezpieczne, a poza tym potrzebujemy
na to spotkanie wszystkich naszych ludzi - westchnął Móri.
- Wiem, wiem - mruczał Villemann ponuro. - Ja i Taran, babcia i Edith zawsze
przeszkadzamy, zawsze jesteśmy niepotrzebni, jak dzieje się coś pełnego napięcia.
Rabin przyglądał im się spod na wpół przymkniętych powiek. Taran otwarcie
podziwiała pelerynę rabina. Szepnęła do Dolga, że nigdy jeszcze nie spotkała tak
interesującego człowieka. Rabbi Etan zwrócił się powoli ku niej i uśmiechnął się zamyślony.
Wszyscy widzieli, że księżna jest bardzo przygnębiona tym, że nie będzie mogła
jechać z innymi i nieprędko dowie się czegoś więcej o Tiril.
78
- Wasza wysokość - powiedział rabin. - Mówiła pani, że ma krewnych w pobliżu
Feldkirch. Może dzieci mogłyby zostać u nich?
Twarze dzieci posmutniały, ale księżna się uśmiechnęła.
- Mój kuzyn, oczywiście! Ernst von Virneburg! Byliśmy kiedyś dobrymi przyjaciółmi.
Myślę, że dzieci będą mogły tam pozostać, dopóki my nie wrócimy. Nie wiem tylko, gdzie się
znajduje jego siedziba.
- Ja znam rodzinę von Virneburg - oznajmił rabin łagodnym głosem. - To niedaleko
stąd. A poza tym będzie po drodze, bo to w tym samym kierunku, w którym pózniej
pojedziemy.
- Zwietnie - ucieszył się Móri.
- Tylko jedno zastrzeżenie - rzekł rabin Etan. - Baron Ernst nie żyje. Teraz jego syn,
Albert, jest właścicielem dworu.
- Alberta to ja prawie nie pamiętam - powiedziała księżna nieco spłoszona. - Jest ode
mnie tyle młodszy.
- O ile wiem, to on ma dzieci - dodał rabin. - I chyba właśnie w wieku tych dwojga,
więc się może nawet dobrze składa. Jego żona jest trochę chorowita, trochę neurotyczka,
pokazuje się rzadko. Myślę jednak, że dzieci będą tam mogły spędzić bardzo miły dzień.
- A jeżeli wy nie wrócicie? - zaniepokoił się Villemann.
- Wrócimy jutro wieczorem, możesz mi wierzyć - zapewnił go ojciec.
Twarz chłopca wyraznie wskazywała, jak bardzo czuje się dotknięty. Po chwili
powiedział do Dolga:
- Dlaczego ja nie mam twoich zdolności? Wtedy zawsze moglibyśmy być razem, ty i
ja.
- I ja z wami - przyłączyła się Taran.
- Nie sądzę, żeby Dolg tak bardzo się cieszył z tych swoich zdolności - wtrąciła
Theresa łagodnie.
- Ale jemu wolno wszędzie być - upierał się Villemann i na jego zwykle takiej
pogodnej buzi chłopca malowało się przygnębienie.
Dolg ujął ukradkiem jego rękę.
- Ja bym bardzo chciał, żebyście mogli z nami być, Villemann. Naprawdę bardzo bym
chciał.
- Dorośli niczego nie rozumieją - mruknął malec ze złością.
79
- Teraz już naprawdę dość, Villemann - przerwał mu Móri. - Staramy się robić
wszystko, co dla was najlepsze.
W momencie kiedy zawstydzony Villemann spuszczał wzrok, napotkał spojrzenie
rabina. Tylko na ułamek sekundy, ale mógł w nim wyczytać pociechę. Choć akurat teraz nic
nie było w stanie pocieszyć Villemanna.
Taran się nie odzywała. Pewnie wiedziała, że to się na nic nie zda. Ale zdecydowanie
nie miała ochoty spędzić całego dnia u obcych ludzi.
Villemann także nie miał na to ochoty.
Chłopiec obudził się o świcie w gospodzie w Feldkirch. Wstał cichutko z łóżka i
podszedł do okna. Jego maleńki pokój znajdował się na piętrze, tak że Villemann miał widok
na ulicę z małymi domkami, w których po zewnętrznej stronie wszystkich okien było
mnóstwo skrzynek z kwiatami, i ze sklepikami o pięknych szyldach - złote litery na
ciemnozielonym albo niebieskim tle. Ulica była brukowana I miała rynsztok do
odprowadzania deszczowej wody, a kiedy Villemann podniósł wzrok, zobaczył wyłaniające
się z porannej mgły dachy zamku Schattenburg.
Musiało być jeszcze bardzo wcześnie, bo nie słyszał żadnych głosów na dole, ani w
gospodzie, ani w miasteczku.
Villemann włożył na siebie trochę ubrania i wymknął się z pokoju.
Drzwi skrzypnęły. Po chwili skrzypnęły także schody, a kiedy znalazł się na dole,
zbiegła za nim Taran. Usłyszeli, że Nero drapie w drzwi w pokoju Dolga, ale nie odważyli się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- Glenna McReynolds Celtic Saga 01 The Chalice and the Blade
- Bunsch Karol PowieĹci piastowskie 07. IMIENNIK Ĺladem pradziada
- Joyee_Flynn_ _Who_Needs_Christmas_07_ _Shove_Your_Tree
- Harry Harrison Bill 07 The Final Incoherent Adventure
- Dzieci Szczescia 07 Shayne Maggie Nieznajomy
- Sandemo Margit OpowieĹci tom 10 GDZIE JEST TURBINELLA
- Sandemo_Margit_17_Narzeczona_Fabiana
- Sandemo Margit JasnowĹosa
- Sandemo Margit Saga o KrĂłlestwie ĹwiatĹa 10 Czarne róşe
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (12) GorÄ czka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- g4p.htw.pl