[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poszedł na całość i właśnie do bolących fragmentów dołączył
mięśnie szyi). - Mam pokój, który się będzie dla pana nadawał
- zdecydowałam i posłałam swojej przyjaciółce piorunujące
spojrzenie. - Oczywiście będzie pan za niego płacił, no i
wymaga nakładu pracy. Trzeba będzie zamurować wejście od
strony domu, a zrobić je od zewnątrz. Wtedy będziemy mogli
zachować prywatność. Ma pan tam nawet łazienkę, bo ta część
domu była kiedyś domkiem stróża. Dopiero moja ciocia, która
tu mieszkała, połączyła stróżówkę z domem. Tak więc
zewnętrzne wejście istnieje, tylko trzeba je na nowo wybić.
Rzecz jasna, wszystkie prace zostają na pana głowie. Jeżeli to
panu odpowiada, ja ze swojej strony nie widzę żadnych
przeciwwskazań.
- Bbbardzo dziękuję. I kkkot nie będzie przeszkadzał?
- Przy tylu zwierzętach jedno mniej czy więcej nie robi
różnicy.
- Tttoo dobrze, mogę go wyjąć?
- Ma go pan przy sobie? Gdzie? - Zaskoczona rozejrzałam
się dookoła.
- W tttorbie, to bbbardzo spokojne zwierzę - wyjaśnił pan
Florian i wydobył z torby coś, co do złudzenia przypominało
martwego kota.
W pokoju zapanowała cisza, a ja w popłochu
zastanawiałam się, co się robi z wariatami kolekcjonującymi
zwłoki. Szczególnie z takimi, którym właśnie
zaproponowałam dach nad głową.
- Nie chcę być złym prorokiem, ale ten kot chyba nie żyje
- stwierdził w końcu mój tata. - Może się udusił w tym
zamknięciu?
- Nnno co też pan opowiada! - oburzył się pan Miodek -
Przecież jest żywy.
Ten niewątpliwie pokręcony osobnik zaczął trząść
biednym zwierzęciem tuż przed moimi oczami. Ale
rzeczywiście, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu kot
przeciągnął się leniwie, ukazując różowe wnętrze pyszczka,
otworzył jedno oko, obrzucił mnie kpiącym spojrzeniem i
znów bezwładnie zawisł na ręce miodziarza.
- On po prostu jest niebywale spokojny - po raz kolejny
zapewnił nas pan Florian.
- Tak... To ja może pokażę panu ten pokój. - Z trudem
podniosłam się z kanapy ze stanowczym zamiarem
zakończenia chorej sytuacji, której zaczynałam mieć powyżej
uszu. - Jak wrócę, to porozmawiamy - rzuciłam jeszcze w
kierunku Jagody, która wyraznie dawała mi jakieś znaki, i nie
zwracając już na nic uwagi, zaprowadziłam pana Miodka z
kotem do jego pokoju.
Gdy wróciłam, cała rodzina plus Norbert, który zjawił się
w międzyczasie, czekała na mnie w salonie i miny miała
oskarżycielskie.
- No co? - zapytałam wyzywająco, jednocześnie masując
sobie szyję. - O co znowu chodzi?
- Jak mogłaś zaproponować obcemu facetowi
mieszkanie? - Jagoda zdecydowała się rozpocząć akt
oskarżenia. - Przecież nic o nim nie wiesz, nawet nie
zapytałaś, dlaczego nie ma gdzie mieszkać. A co będzie, jak
się okaże, że to jakiś psychopata i wymorduje nas wszystkich
we śnie?
- Myślę, że wtedy będziemy całkiem martwi -
odpowiedziałam z kamienną twarzą. - Ponadto dlaczego
akurat we śnie? Psychopaci lubią napawać się strachem
swoich ofiar, a nie iść na łatwiznę.
- Majka, nie żartuj sobie - poparł Jagodę tata. - Przecież ty
w ogóle nie znasz tego człowieka.
- To wy się uspokójcie, bo taka panika jest w ogóle
nieuzasadniona. Nie znamy go, to nie ulega dyskusji, ale nie
wiem, czy pamiętacie, że tu niedługo ma być gospodarstwo
agroturystyczne. Będzie mnóstwo nieznanych osób, których
nikt nie będzie o nic pytać. Szczerze mówiąc, to dobrze, że
udało się komuś na stałe wynająć ten pokój, bo będzie trochę
dodatkowych pieniędzy. I tyle.
- Mnie też się wydaje, że pani Maja ma rację. Nie wolno z
miejsca oceniać gościa - wtrącił Norbert. - A poza tym ja
wiem, kto to jest. Pracował u takiej staruszki w miasteczku,
ale ona niedawno zmarła, więc pewnie już go tam nie
potrzebowali.
- A widzisz! - wpadła mu w słowo Jagoda. - Staruszka nie
żyje! Mówiłam, to psychol...
- Akurat! - Byłam nieubłagana. - Przyjęłam wierzyć, że
staruszki zwykle umierają i nikt nie musi im w tym pomagać.
Wszystko jasne, w najbliższym czasie nie ma co liczyć na
żadną sensacyjną zbrodnię. A teraz wybaczcie, muszę się
położyć - stwierdziłam i przeklinając w duchu zastałe kości,
udałam się do swojego pokoju.
Dopiero tam uświadomiłam sobie, że właściwie niczego
konkretnego co do pana Miodka nie ustaliłam. Pojęcia nie
miałam, ile bierze pszczelarz. Nie pozostało mi nic innego, jak
żywić nadzieję, że nie są to zbyt duże pieniądze i że
zatrudnienie pana F. nie zrujnuje mnie kompletnie. Oprócz
tego przez głowę przemknęła mi zdroworozsądkowa myśl, że
ktoś, kto ma tak niefrasobliwe podejście do pieniędzy, ludzi i
zwierząt, nie powinien zatrudniać pracowników, bo z całą
pewnością dobrze na tym nie wyjdzie. Nie bez przyczyny
wymyślono powiedzenie o dobrym sercu i twardej dupie. Ale
jednocześnie za pózno było na takie rozważania, więc
uspokoiłam się myślą, że z całą pewnością jakoś to będzie.
Ostatecznie skoro już cechowałam się wyjątkową
niefrasobliwością, powinnam czerpać z tego jak największe
korzyści. Z tą krzepiącą myślą ułożyłam się na kanapie i
zapadłam w miłą, regenerującą drzemkę.
Niestety, nie było mi dane długo pospać. Ledwo
odpłynęłam w miękki niebyt, do pokoju wpadła Marysie i
potrząsając mnie za ramię, oznajmiła, że jakiś obcy
mężczyzna chce się ze mną widzieć. Skonsternowana
usiadłam na łóżku i gdy upewniłam się, że to z całą pewnością
już nie sen, z niedowierzaniem potrząsnęłam głową.
- Mam wrażenie, że to jakieś pieprzone deja vu -
wyznałam ziewając. - Czy przypadkiem już dziś mi nie
mówiłaś, że jakiś obcy mężczyzna chce się ze mną widzieć? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl