[ Pobierz całość w formacie PDF ]

malowany na żółto i ozdobiony zielonymi detalami spra¬
wiaÅ‚ niezwykle miÅ‚e wrażenie. Wiklinowe meble na ob¬
szernej werandzie oświetlonej blaskiem lamp o różowych
kloszach zapraszały do odpoczynku. Rick uśmiechnął się.
Eileen nie zadowoliły banalne mleczne kule. Barwy to jej
żywioł.
Sięgnął do auta po butelkę schłodzonego chardonnay
i ruszył ścieżką wśród przekwitłych różanych krzewów.
Mimo woli zastanawiał się, jakiego koloru były róże. Nic
straconego, dowiem się latem, pomyślał i natychmiast
skarcił się w duchu. Jasne, że za rok on i Eileen przestaną
już być parą. Nie zamierzał tak długo tego ciągnąć.
Zadowolony z siebie wszedł po pięciu betonowych
schodkach pomalowanych w orientalne wzory. Z daleka
wyglądały jak przykryte spłowiałym perskim dywanem.
Znakomity pomysÅ‚. Rick zastanawiaÅ‚ siÄ™, skÄ…d jej to przy¬
szÅ‚o do gÅ‚owy. Komu by siÄ™ chciaÅ‚o wymalować skompli¬
kowane desenie rodem z krajów Orientu na betonowych
stopniach? Znał tylko jedną taką wariatkę.
Drzwi wejÅ›ciowe otworzyÅ‚y siÄ™ i Eileen stanęła na pro¬
gu. Rozpuszczone włosy rudozłotymi falami opadały na
ramiona. Miała na sobie biały top z cieniutkimi ramiącz-
kami i spÅ‚owiaÅ‚e dżinsowe szorty. ByÅ‚a boso. Rick w nie¬
mym zachwycie podziwiał niewiarygodnie długie nogi.
Natychmiast zapomniał o urokach drewnianego domu
i niezwykłych schodach pomalowanych we wzory. Prze-
94 MAUREEN CHILD
stał także myśleć o nowym kliencie, z którym jadł dzisiaj
obiad. Machinalnie ściskał w ręku zapomnianą butelkę
wina. Oniemiał, wpatrując się w Eileen jak zaczarowany.
Całkiem zgłupiał na jej widok i myślał tylko o jednym.
- Cześć.
Gdy uśmiechnęła się na powitanie, po prostu dech zaparto
mu w piersiach, a krew coraz prędzej pulsowała w żyłach.
- Witaj - odparł niepewnie.
- To dla mnie? - spytała, wskazując butelkę wina.
- Aha.
- Wypijesz teraz kieliszek? - zapytała, odsuwając się
na bok, żeby go przepuścić.
- Nie chce mi się pić - mruknął, przepuścił ją i wszedł
do domu, zamykajÄ…c za sobÄ… drzwi.
- Mnie również - przyznała, biorąc od niego butelkę.
Natychmiast odłożyła ją na najbliższy fotel.
- Dobra nowina - odparÅ‚ cicho i przytuliÅ‚ jÄ… tak moc­
no, jakby od siÅ‚y tego uÅ›cisku zależaÅ‚a caÅ‚a jego przy¬
szłość. W tej chwili wydawało mu się, że naprawdę tak
jest.
Wspięła siÄ™ na palce i pocaÅ‚owaÅ‚a go w usta. Rozchy¬
liła wargi, jakby chciała dać mu do zrozumienia, że nie
ma na co czekać. Posłuchał od razu, a ich pocałunki stały
się zachłanne i namiętne. Od razu ogarnęło ją cudowne
oszołomienie, które tak dobrze poznała w jego ramionach.
Gdy uniósÅ‚ gÅ‚owÄ™, oczy miaÅ‚ zamglone. Eileen także pa¬
trzyła na niego szklistym, niezbyt przytomnym wzrokiem.
- Sypialnia? - spytał krótko.
ROMANS BIUROWY 95
Zdezorientowana oblizała wargi i zamrugała.
- Tam. - Ręką wskazała kierunek.
- Idziemy - mruknął, objął ją w talii i przerzucił ją
sobie przez ramiÄ™.
- Hej! - Oparta rękami na jego barkach uniosła się
lekko. - Zachowujesz siÄ™ niczym jaskiniowiec!
- Tak będzie szybciej - wyjaśnił rzeczowo.
- W takim razie zgoda. - Ten argument trafił jej do
przekonania, więc pozwoliła się nieść w głąb korytarza.
- Rozumiem, że masz powody, aby się spieszyć.
SzedÅ‚ dÅ‚ugimi krokami. ZerknÄ…Å‚ mimochodem na jedy¬
ne otwarte drzwi. Za nimi dostrzegÅ‚ zielone kafelki i za¬
słonę prysznicową w barwne papugi. Fajna łazienka.
- Skręć w lewo - poinstruowaÅ‚a go Eileen, gdy zwol¬
nił przed rozwidleniem korytarza.
Natychmiast zrobił, co kazała.
- Nie tu - skarciła go, unosząc się znowu na rękach.
- Moje lewo. Cholera! Trudno pilotować, gdy jest siÄ™ ty¬
Å‚em do kierunku marszu.
- Lubisz dawać instrukcje, co? Pamiętam, co się działo,
gdy jechaliśmy do Hammond Inn. Ciągle mnie pouczałaś.
- Chcę tylko pomóc!
Dotarli wreszcie do sypialni z ogromnym Å‚ożem przy¬
krytym biało-błękitną narzutą. Zafascynowany Rick nie
zwracał uwagi na inne sprzęty. Smuga światła zapalonej
nocnej lampki padaÅ‚a na posÅ‚anie. Rick pochyliÅ‚ siÄ™ i po¬
sadziÅ‚ na nim Eileen, która wybuchnęła Å›miechem i pod¬
skoczyła kilka razy.
96 MAUREEN CHILD
- Nie ma to jak przystojny jaskiniowiec! - oznajmiła,
kładąc się na łóżku i przeciągając leniwie jak kotka.
- Przyjemnie zostać docenionym.
- Ach tak.
Patrzyła na niego oczyma zamglonymi pożądaniem.
WyglÄ…daÅ‚... inaczej. W czarnym swetrze i ciemnoniebie­
skich dżinsach wydawaÅ‚ siÄ™ przystÄ™pniejszy niż zazwy¬
czaj. Do tej pory spotykała się z nim wyłącznie przy pracy.
Nawet wspólny wyjazd do Hammond Inn miał taki cel.
Klasyczne garnitury noszone przez niego na co dzieÅ„ spra¬
wiaÅ‚y wrażenie, jakby zawsze byÅ‚ tak ubrany, gotowy pro¬
wadzić finansowe negocjacje z klientami. Służyły mu
również do trzymania bliznich na dystans. DziÅ› przed wi¬
zytą u Eileen wpadł do domu, żeby się przebrać. Doceniła
to, ale marzyÅ‚a tylko o tym, żeby jak najszybciej wysko¬
czył z ciuchów.
Bardzo szybko spełnił to nie wypowiedziane życzenie.
Ukląkł obok niej na łóżku, przez chwilę patrzył bez słowa,
a potem zaczÄ…Å‚ jÄ… rozbierać, zasypujÄ…c gradem pocaÅ‚un¬
ków i pieszczot.
- TÄ™skniÅ‚em za tobÄ… - wyznaÅ‚ niespodziewanie, spo¬
glÄ…dajÄ…c w zielone oczy.
- Tak - szepnęła czule i dotknęła jego policzka. -
Wiem. Mnie również ciebie brakowało.
- Co oznacza...
- %7łebym to ja wiedziała! - odparła urywanym głosem.
- Jednego jestem pewna: chcÄ™ ciebie, i to bardzo.
- Z ust mi to wyjęłaś, kochanie - odparł z porozumie-
ROMANS BIUROWY 97
wawczym uśmiechem. Gdy ujrzała jego pogodną twarz,
zrobiło jej się ciepło na sercu.
Tym razem kochali się czule, bez pośpiechu i zapalczy-
wości. Chwilami dowcipkowali, kpiąc z samych siebie, to
znów milkli, ogarniÄ™ci gwaÅ‚townÄ… żądzÄ…. Eileen wyczu¬
waÅ‚a intuicyjnie, że Å‚Ä…czy ich coÅ› wiÄ™cej niż tylko chwilo¬
we szaleństwo zmysłów, ale nie potrafiła tego określić.
W namiętnym zapamiętaniu krzyczała na cały głos imię
Ricka. ZatraciÅ‚a siÄ™ w cudownych odczuciach. Razem za¬
padli w miłosną nirwanę.
Po dwóch dniach znów byli razem w jej sypialni. Nie¬
mal wszystkie godziny wolne od pracy spędzali w łóżku.
Rodziło się między nimi prawdziwe, głębokie uczucie,
lecz oboje nie mieli odwagi nazwać go po imieniu ani
porozmawiać o tym, co się z nimi dzieje. Zamiast tego żyli
chwilą, oszołomieni nadmiarem zmysłowych wrażeń. Na
oślep rzucili się w wir miłosnego uniesienia i wynieśli
z tego więcej, niż oczekiwali... więcej, niż śmieli żądać.
Rick martwił się, ponieważ byli sobie nazbyt bliscy.
Miał wrażenie, jakby uzależniał się od Eileen. Stale go do
niej ciÄ…gnęło. GÅ‚os rozsÄ…dku podpowiadaÅ‚, że trzeba zwiÄ™¬
kszyć dystans, kontrolować emocje, zapanować nad tą
skłonnością. Powinien zachować spokój i nie dać się
omamić.
Ale nie zdobył się na to.
Na razie nie był w stanie tego zrobić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl