[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Magia nocy gdzieś zniknęła. Zapach kwiatów pomarańczy wydał jej
się teraz mdły i cieszyła się, że może go zostawić za drzwiami pokoju. Nie
udało jej się jednak pozostawić na zewnątrz śladów ust Smitha na jej ciele.
Zadrżała na ich wspomnienie.
Co się właściwie stało? Powinna go była zapytać, ale czuła się zbyt
upokorzona jego reakcją, by się odważyć.
Odtwarzała całą scenę w pamięci nieskończoną ilość razy i mimo to
nie mogła zrozumieć, co zrobiła nie tak. Może po prostu go rozczarowała.
Cóż, jakoś przeżyje. Miała nadzieję, że mogą po prostu pozostać
przyjaciółmi. Tak, to byłoby najlepsze.
Kiedy wyszła z łazienki, znalazła na poduszce obsypaną kwiatami
gałązkę drzewa pomarańczowego.
Teraz naprawdę poczuła, że nic nie rozumie.
Smith zaklął. Co w niego wstąpiło, by tak ją napastować? Myślał, że
jest w stanie lepiej nad sobą panować.
O mało nie posiadł jej na trawie pod drzewami. Ale wiedział, że to
nie na niego tak reagowała. Pragnęła jego brata blizniaka. Za każdym
razem, kiedy patrzyła na niego, widziała Toma.
Nie chciał być tylko substytutem zmarłego.
Aby uciec jakoś od rosnącego pożądania, zaczął spędzać więcej
czasu w biurze, ale nie miał wiele do roboty. Na farmie też wszystko szło
62
RS
zwykłym trybem. Praca nie stanowiła już dla niego wyzwania, a poza tym
stracił oparcie w rodzime. Jego związek ze Stephanie Bridges rozpadł się
ponad rok temu z powodu coraz mniejszego zaangażowania obu stron i od
tego czasu nie miał ochoty na spotkania z żadną kobietą.
Od dłuższego czasu czuł, że brakuje mu celu w życiu, póki nie
pojawiła się w nim Jessika O'Connor. Dała mu brata i biologiczną matkę.
Dała mu nową tożsamość i przywróciła poczucie sensu życia.
Nie wyobrażał już sobie życia bez niej. Z przyjemnością wracał teraz
do domu, który nie był już pusty. Pomaganie jej w rozkręcaniu interesu
przywróciło mu zapał do pracy. Czuł, że przy niej nabiera nowych sił, czuł
się... podniecony.
Kolejne trzy tygodnie były dziwne. Jessika nie była w stanie
zapanować nad swoimi rozhuśtanymi emocjami, a Smith bynajmniej jej w
tym nie pomagał. Za to firma rozwijała się coraz lepiej. Smith nalegał, by
urządzić warsztat w jednym z pomieszczeń w jego domu. Nawet osobiście
pojechał do Matamoros, by odebrać od pani Lopez ukończone fronty i
zostawić jej kolejną paczkę surowców.
Okazało się, że w furgonetce jest sześćdziesiąt jeden wieczorowych
torebek. Jessika wysłała pięćdziesiąt najładniejszych do Dallas i zajęła się
produkcją kolejnych. Juanita Torres, siostra Rosy, rzeczywiście okazała
się doskonałą krawcową i Jessika zatrudniła ją oraz dwie polecone przez
nią kobiety do szycia torebek pod jej kierownictwem.
Kolejnych pięćdziesiąt torebek udało się ukończyć na tydzień przed
terminem, co okazało się bardzo korzystne, gdyż dzień wcześniej Sandi
Myers zadzwoniła do niej z wiadomością, że pierwsza partia okazała się
63
RS
przebojem wśród klientek. Niektóre z nich poprosiły o torebki uszyte
specjalnie do konkretnej sukni. Sandi ponowiła zamówienie.
Shirley poinformowała Jessikę, że dostała kilka zamówień na plecaki
zarówno od butików, z którymi kontaktowały się wcześniej, jak i od
klientek odwiedzających ich stronę internetową. Pracownicy Macka
musieli się przyzwyczaić do ciągłych nadgodzin.
Chociaż w sferze interesów wszystko szło doskonale, sprawy
osobiste Jessiki nie wyglądały równie dobrze. Od tamtej nocy pośród
drzew, kiedy Smith ją pocałował, zaczął się zachowywać wobec niej
wręcz ozięble. Nie tyle niegrzecznie, co po prostu chłodno.
Uwierzyłaby, że jego pasja tamtej nocy była wytworem jej
wyobrazni, gdyby kilkakrotnie nie uchwyciła jego spojrzenia pełnego
wyraznej żądzy.
No i jeszcze ta przejażdżka konna.
Pewnego popołudnia Jessika nie wiedziała, co ze sobą zrobić, zeszła
więc do stajni, jak przy kilku innych okazjach. Zdążyła się już
zaprzyjaznić z Dulce, klaczą Smitha, i zawsze przynosiła jej jakiś
smakołyk. Tym razem było to jabłko.
- Rozpieścisz ją - usłyszała za sobą głos Smitha.
- Tylko odrobinę. Przypomina mi moją Daisy.
- Co się z nią stało?
- Konie były pierwszą rzeczą, z jaką musieliśmy się rozstać po
wypadku Toma. Nie byłam w stanie uczyć, opiekować się Tomem i
zwierzętami. A poza tym koszty ich utrzymania... - Pogłaskała pysk Dulce.
- Tak bym chciała się na niej przejechać.
64
RS
- To się da załatwić - Smith założył klaczy siodło, wyprowadził
zwierzę na zewnątrz i dosiadł. - Chodz -zawołał do Jessiki.
Kiedy podeszła, złapał ją jednym ramieniem, podniósł i posadził
bokiem przed sobą.
- Czy ona poradzi sobie z dwojgiem?
- Bez trudności. Wprawdzie Dulce jest bardzo łagodna, ale nie
możesz jezdzić sama z ręką w gipsie.
Jessika nie była w stanie określić, czy przejażdżka jej się podobała.
Nie była w stanie przypomnieć sobie, którędy jechali. Była świadoma
jedynie bliskości Smitha,uścisku jego ramion i bicia własnego serca. Z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl