[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mieście, powrócił do właściwego mu chłodnego dystansu.-
Czas już wracać - powiedział głosem, którego nie opuściły
jeszcze uczucia.
Karin podniosła się, z trudem utrzymując równowagę.
Dobry Boże! Cóż znowu się stało? Przecież to on wszystko
zaczął, a teraz zostawiał ją pustą, rozbitą. Czyżby nagle
przypomniał sobie przysięgę, żeby nie mieszać pracy z
przyjemnością?
Zimne, nocne powietrze uderzyło ją w twarz. Skóra
wychłodziła się, oddech uspokoił. Dość miała jego zmiennych
nastrojów. Wpierw ustanawiał zasady, a po chwili wszystkie je
łamał! Wezbrały w niej łzy żalu. A niech to. Jeśli tego pragnął,
potrafi być równie zmienna jak on.
Potrząsnęła głową i nie oglądając się, ruszyła szybko w
stronę pubu. Pokaże mu, na co ją stać.
Wrócili do bazy i Rowan zaparkował samochód pod
osikami srebrzącymi się w świetle księżyca. Włosy opadały mu
w nieładzie, zasłaniając częściowo twarz. Wydawał się
zupełnie opanowany, ale kiedy odwrócił się, żeby wysiąść,
Karin dostrzegła jego zaciśnięte szczęki.
Coś w niej drgnęło. Wyskoczyła z zatłoczonego range
rovera. Jeśli pospieszy się, uniknie spotkania i szybko znajdzie
się w łóżku.
- Dobranoc, chłopcy. Dzięki za przejażdżkę. - Szybkim
krokiem skierowała się w stronę przyczepy.
- Karin - rozbrzmiał przy niej spokojny już głos Rowana,
kiedy wstępowała na schodek. - Chcę z tobą porozmawiać.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Spojrzała na niego z obawą.
- W środku. - Otworzył drzwi i wszedł za nią. Stała
sztywno wyprostowana i patrzyła mu prosto
w oczy.
- Słucham.
Zmarszczył brwi. Powiódł wzrokiem po jej
obcisłychspodniach, po piersiach rysujących się pod
kremowym swetrem. Zatrzymał się na jej twarzy. Drgnęła.
- Zdawało mi się, że wyraziłem się jasno ubiegłej nocy.
- Na jaki temat? - W jej głosie brzmiało napięcie.
- %7ładnego zbliżania się. Trudno się chyba jaśniej wyrazić.
- Rowan, na rany boskie. To ty się zbliżasz", jeśli tak to
określasz.
Twarz mu spochmurniała, pokój wydawał się chłod-
niejszy.
- Tak? A więc zechciej mi wybaczyć. Mam nadzieję, że
więcej na to nie pozwolisz.
- Ja! - zaatakowała go Karin. - To przecież ty pocało-
wałeś...
Urwała raptownie. Mój Boże, przez cały ten czas pró-
bowała zapomnieć o uczuciach, jakie wzbudził w niej ten
pocałunek. On też na pewno nie mógł zapomnieć.
- Ja to co innego - powiedział Rowan, przejeżdżając
wzrokiem wzdłuż ustawionych w rządku słoiczków z kremami.
- Co innego? W jakim sensie?
- Ja nie pozwalam sobie na uczuciowe zaangażowanie.
Zignorowała jego niepewny głos, głodny wyraz oczu.
- Chcesz powiedzieć, że twoje pocałunki nie mają zna-
czenia, bo ty się nie angażujesz, natomiast ze mną jest coś nie
w porządku, jeśli na nie reaguję?
Nagle przypomniała sobie, co powiedział o nim Thorny.
Lubi sobie popatrzeć na kobietki, ale nie chce się wiązać.
Jeżeli Rowan Marsden wyobraża sobie, że może bawić się z
nią w kotka i myszkę, to się myli. Pomyliły mu się filmy. Zaraz
mu pokaże, w co ona się bawi.
Spojrzała mu w twarz, trzymając zaciśnięte ręce po
bokach.
- Jestem wystarczająco duża, żeby decydować... -Urwała,
bo zdała sobie nagle sprawę, że znalazła sięw ślepym zaułku.
Milczała, niezdolna do myślenia, wypełniona złością.
Rowan postąpił krok do przodu, wyciągnął rękę. Ujął ją za
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
podbródek, by nie mogła uniknąć jego mrocznego spojrzenia.
- Decydować o czym? - zapytał jedwabistym głosem. -
Szukasz kochanka? - W oczach błyskała mu irytacja i coś
jeszcze... jakby drapieżność. Górował nad nią niczym myśliwy
czatujący na ofiarę. - Mogę nim zostać. Dopóki godzisz się na
przestrzeganie podstawowych zasad, żadnego wiązania się.
Zabrakło jej tchu, cofnęła się i potknęła.
- Ty?! Myślisz, że jesteś taki... - Przerwała, cała się trzę-
sąc, mogła dalej mówić tylko ochrypłym szeptem. - Prędzej mi
kaktus na dłoni wyrośnie, nim o tobie pomyślę! Proszę wyjść z
mojego pokoju!
Głęboki, gardłowy śmiech rozniósł się w powietrzu i
Rowan odwrócił się od niej, zmierzając w kierunku środkowych
drzwi.
- Zobaczymy, Karin. Możesz jeszcze zmienić zdanie. -
Wszedł do łazienki. Drzwi zasunęły się z łoskotem i przytłumiły
jego śmiech.
Ciągle się jeszcze trzęsła, kiedy w chwilę pózniej usły-
szała szum prysznica. Arogancja tego faceta przekraczała
wszelkie granice! W piętnaście sekund zmienił ją, pro-
fesjonalistkę, specjalistkę, w samicę szukającą miłości.
Jestem dla niego tylko ciałem, a nie osobą", wymamrotała,
wyciągając z szuflady nocną koszulę i rzuciła ją na łóżko.
Wszystko sprowadzało się do seksu. Spółkujących ciał.
%7ładnego zaangażowania. Nie miał prawa mówić do niej w ten
sposób. Kto mógłby przypuścić, że angielski dżentelmen może
być aż tak nieokrzesany?
Przymknęła oczy. Złość kryła jednak coś innego. Wie-
działa, że nigdy, nigdy nie doświadczyła takiego pocałunku jak
ten. Nawet kolana tęskniły za nim. A co się napraw-dę działo z
Rowanem? Czy było możliwe, że nic do niej nie czuł poza
zwykłą chęcią zaspokojenia?
Zciągnęła sweter, złożyła go na łóżku, potem rozpięła
spodnie. Ześlizgnęły się wzdłuż nóg. Pochyliła się, zebrała je,
powiesiła na wieszaku. Uderzyła ją nowa myśl. Może Rowan
nie żywi niechęci do kobiet. Do niej. Być może boi się tylko
lubić" kobietę.
Cóż, ona z całą pewnością jakoś sobie poradzi. Będzie się
trzymać z daleka od niego. A przynajmniej na tyle, na ile jest to
możliwe. Praca jest ważniejsza niż cokolwiek innego.
Szum wody ustał. Przyczepa zadrżała, kiedy wyszedł spod
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
prysznica i stanął na podłodze.
Karin wciągnęła koszulę przez głowę. Podjęła decyzję.
Skupić się na pracy było prawie niemożliwe, jeśli miało się pod
bokiem nagiego, supermęskiego Rowana Mars-dena. Ale
wytrzyma. Potrafi być panną z zasadami, skoro wymaga tego
sytuacja.
Zgasiła światło.
Rowan zakręcił kurek i stał przez kilka chwil bez ruchu,
czekając, aż ocieknie woda. Potem owinął puchaty biały
ręcznik wokół bioder i przesunął się na matę. Co u diabła się z
nim dzieje? Pragnął Karin Williams, a to stało w sprzeczności
ze wszystkim, co sobie przysięgał. Kiedyś ufał kobietom,
wierzył w szczęśliwe życie we dwoje. Ale zdrada Klaudii
położyła kres jego naiwności. Cierpienie, jakiego mu
przysporzyła, zmieniło wszystko. Już nigdy, przenigdy nie
zwiąże się z żadną kobietą.
Wyszorował zęby, próbując nie myśleć o Karin - o je-
dwabistych, rudo połyskujących włosach i miękkich, za-
praszających wargach. Do diabła, równie dobrze mógłby
próbować nie oddychać. Nie ma co zaprzeczać uczuciu, które
nim zawładnęło. Ten pocałunek wstrząsnął nim równie mocno
jak nią. A bynajmniej tego nie chciał.
Odwinął ręcznik, starł wilgoć z lustra i odrzucił go
nakosz. Założył niebieski szlafrok i przeszedł do swego pokoju,
zasuwając za sobą drzwi. Zbyt długo pozostawał bez kobiety.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- Cartland Barbara Poskromienie lady Lorindy
- Flora Sinclair Wielka przemiana doktor Anderson
- Biggle Lloyd Pomnik
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (12) Gorć czka
- 19. Pojedynek Balogh Mary
- Jerry Pournelle High Justice
- Studencki Biuletyn Historyczny nr 2
- Anderson, Poul Flandry of terra v1
- Greg Bear Legacy
- Amanda Quick Tak zwani wspólnicy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nie-szalona.pev.pl