[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zachciało jej się lepszej pensji. Ja powiedziałam, że nie jestem z tych, co chcą
służyć mamonie i nic innego ich nie obchodzi, powiedziałam, że umiem docenić,
jaką mam dobrą panią, choć ona może wcale nie wie, że dostała jej się dobra
dziewczyna.
 Ależ Marto...  wtrąciłam, kiedy wycierała oczy.
 Proszę tak nie mówić  zaoponowała słysząc naganę w moich słowach.
 Posłuchaj głosu rozsądku...
 Nie będę słuchać żadnego rozsądku  odpowiedziała odzyskawszy
władzę nad głosem, poprzednio dławionym przez łkanie.  Głos rozsądku to
zawsze jest tylko to, co ktoś inny ma do powiedzenia. A ja uważam, że właśnie to,
co ja mam do powiedzenia jest rozsądne, a zresztą, czy jest, czy nie jest, powiem
to i będę przy swoim obstawać. Mam pieniądze w Kasie
Oszczędności i spory zapas sukien i ani mi się śniopuszczać pannę Matty. Nie,
nawet gdyby mi wypowiadała co godzina.
Wzięła się pod boki, chcąc okazać, że występuje przeciw mnie, a ja doprawdy
nie potrafiłam uczynić jej wymówek, bo zdawałam sobie sprawę, jak bardzo
panna Matty, coraz więcej tracąca siły, potrzebuje opieki tej dobrej i godnej
zaufania dziewczyny.
 Dobrze...  zaczęłam w końcu.
 Cieszę się, że pani zaczyna od  dobrze ; gdyby pani zaczęła od  ale , tak
jak przedtem, wcale bym tego nie słuchała. Teraz może pani mówić.
 Wiem, że panna Matty bardzo by odczuła, gdyby ciebie utraciła.
 Powiedziałam jej to. Tej straty nigdy by nie przestała żałować  przerwała
mi Marta z triumfem.
 Jednakże będzie miała tak mało... tak bardzo mało... na życie, że nie wiem,
jak znajdzie pieniądze na jedzenie dla ciebie... jej ledwo starczy na własne utrzy-
manie. Mówię ci to, Marto, bo czuję, że jesteś dla naszej drogiej panny Matty
niczym przyjaciółka, ale rozumiesz chyba, że ona pewnie by nie chciała, żeby się
o tym mówiło.
Widocznie przedstawiłam tę sprawę w jeszcze gorszym świetle, niż uczyniła
to panna Matty, bo Marta usiadła na pierwszym z brzegu krześle i rozszlochała się
w głos (wciąż jeszcze stałyśmy w kuchni). W końcu odjęła fartuch od oczu i
patrząc mi poważnie w twarz spytała:
 To dlatego panna Matty nie chciała zadysponować na dziś puddingu?
Powiedziała, że nie ma apetytu na słodkie rzeczy i że dziś panie zjedzą tylko
kotlet barani. Ale ja poznałam się na tym. Proszę nic nie mówić, ale zrobię dla
niej pudding i będzie jej smakował i sama za niego zapłacę, niech więc pani
dopilnuje, żeby go zjadła. Wielu już ludzi pocieszył w smutku widok czegoś
dobrego na stole.
Rada byłam, że Marta skierowała swą energię ku sprawie praktycznej i
aktualnej: robieniu puddingu, bo odsuwało to na plan dalszy spór o to, czy
powinna odejść od panny Matty. Nałożyła świeży fartuszek i przygotowywała się
do wyjścia do sklepu po masło, jajka i co było jej potrzebne. Nie chciała brać ani
odrobiny produktów spożywczych z domu, ale podszedłszy do starego czajniczka
na herbatę, w którym przechowywała swoje pieniądze, wyjęła, ile jej było
potrzeba.
Zastałam pannę Matty spokojną i bardzo smutną, lecz po chwili zmusiła się do
uśmiechu. Ustaliłyśmy, że napiszę do ojca i poproszę, żeby przyjechał na naradę.
Zaraz po wysłaniu tego listu zaczęłyśmy omawiać plany na przyszłość. Panna
Matty projektowała, że wynajmie pojedynczy pokój, zatrzyma tylko niezbędne
meble, resztę sprzeda i będzie skromnie żyć z tego, co pozostanie po zapłaceniu
komornego. Co do mnie, byłam bardziej ambitna i pragnęłam dla niej czegoś
więcej. Rozmyślałam o różnych sposobach, dzięki którym kobieta w wieku
powyżej średniego, wychowana tak jak większość kobiet przed pięćdziesięciu
laty, mogłaby zarobić na życie lub powiększyć posiadane zasoby, pozostając
dalej w swej sferze, ale w końcu nawet i ten wzgląd pominęłam i zastanawiałam
się, co w ogóle panna Matty mogłaby robić. Oczywiście nauczanie nasunęło się
pierwsze. Gdyby panna Matty potrafiła nauczać dzieci czegokolwiek znalazłaby
się w świecie malców, którzy dawali jej tyle radości. Przebiegłam myślą jej
umiejętności. Kiedyś słyszałam, jak mówiła, że potrafi zagrać na pianinie  ah
vous dirai-je, maman , ale to było dawno temu i ten cień muzycznych
umiejętności wyblakł już przed laty. Umiała także bardzo dokładnie kopiować
wzory na haft na muślinie, kładąc przezroczystą bibułkę na wzorze i umieszczając
je razem na szybie okiennej, aby móc zaznaczyć ząbki i dziurki. Ale to było jej
największe osiągnięcie w sztuce rysowniczej i nie przypuszczam, żeby umiała
coś więcej. Rozpatrywałam następne podstawy solidnej angielskiej edukacji 
robótki kobiece i umiejętność posługiwania się globusem  czego podejmowała
się nauczać przełożona Pensji dla Młodych Dam, do której posyłali swe córki
wszyscy kupcy z Cranford. Wzrok już nie dopisywał pannie Matty i wątpię, czy
potrafiłaby liczyć nitki kanwy, na której haftowało się wzorki, albo dobierać
właściwe odcienie włóczki przy wykonywaniu haftowanego portretu królowej
Adelajdy, jak nakazywała kranfordzka moda. Co zaś do znajomości mapy, sama
nigdy nie umiem nic na niej znalezć, więc chyba nie moją jest rzeczą wydawać
sąd, czy panna Matty mogłaby nauczać tej gałęzi wiedzy, ale uderzyło mnie, że
równiki i zwrotniki i podobne im tajemnicze kręgi są dla niej czymś zupełnie
fantastycznym i że traktuje Znaki Zodiaku jako pozostałości Czarnej Magii.
Jeśli o jej zdanie chodzi, to szczyciła się, że sztuką, w której celuje, jest
sporządzanie z kolorowego papieru fidybusów do świec, wycinanych tak, że
przypominają swym wyglądem pióra, i robienie na drutach podwiązek różnymi
bardzo wymyślnymi ściegami. Kiedyś, otrzymawszy w prezencie tak pięknie
zrobioną parę podwiązek, oświadczyłam, że pewno wezmie mnie chętka
zgubienia jednej z nich na ulicy, aby wzbudziła podziw, ale spostrzegłam, że ten
żart (błahy żarcik, doprawdy!) stanowił taką obrazę jej poczucia przyzwoitości,
taki w niej wzbudził niepokój, czy pewnego dnia pokusa ta nie okaże się ponad
moje siły, iż pożałowałam, że ośmieliłam się to powiedzieć. Prezent z pary tych
wytwornie wykonanych podwiązek, kilka kolorowych fidybusów albo kartoniki z
misternie nawiniętymi jedwabiami do szycia  to były dobrze znane dowody
sympatii panny Matty. Ale czy kto zechciałby płacić za to, aby jego dzieci uczono
tej sztuki? I czy panna Matty zechciałaby za brudne pieniądze sprzedać tajemnicę
swych umiejętności, pozwalających jej tworzyć urocze drobiazgi dla tych,
których lubiła?
Musiałam zatem przejść do czytania, pisania i rachunków. Czytając po
jednym rozdziale każdego ranka zawsze chrząkała, nim dała sobie radę z
dłuższym słowem, a myślę, że choćby nie wiem jak chrząkała, nie przeczytałaby
rozdziału z genealogią. Pismo miała ładne i wyrazne  ale jej ortografia! Pewno
uważała, że w im bardziej niezwykły sposób napisze jakieś słowo, im więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl