[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moralności. %7łycie, czyjeś życie, przestało znaczyć cokolwiek. Mnożyły się zbrodnie.
Każdy zamordowany zwiększał szansę mordercy na uratowanie. Zniknęła miłość,
przyjazń, życzliwość. Ojciec czyhał na życie syna, by zająć jego miejsce w rakiecie.
Córka zabijała matkę, brat  siostrę, przyjaciel  byłego przyjaciela.
Planeta zaczęła gwałtownie pustoszeć, i gdy ostatni statek wypełniony po brzegi wie-
lokrotnymi mordercami wzbił się w przestworza, na planecie nie pozostał nikt żywy.
Zwały rozkładających się trupów zalegały ogromne obszary i tym wyższe były, im bliżej
astroportu, skąd wystartowała ostatnia rakieta.
Westchnęła matka  Gwiazda i otuliła swym nowym oczyszczającym żarem wszyst-
kie swoje dzieci-planety i całe to monstrualne pobojowisko, wraz z uciekającym ostat-
nim statkiem.
Wszyscy, niezliczone ofiary i ich mordercy, zjednoczyli się z nią na moment zalśniw-
szy najczystszym blaskiem i odlecieli w dal, czyści i swobodni w mgławicowym pyle.
W sąsiednich układach po latach dostrzeżono Nową, błysnęła i zgasła jak bańka my-
dlana, krótkotrwały rozbłysk gwiazdy, która nie chciała się pogodzić z długotrwałym
umieraniem...
Ostatni rozbitkowie docierali do swych nowych baz wtedy, gdy z ich obu poprzed-
nich planet pozostały tylko wyżarzone martwe globy, kosmiczne truchła utrzymywane
w jakim takim ładzie słabnącą grawitacją karykatury wspaniałej ongiś Gwiazdy.
Nie służyły jednak rozbitkom nowe planety. Jeśli na jednej, po szoku wywołanym
Wielką Ucieczką, życie powoli zaczęło wracać do normy, to na drugiej gatunek za-
czął się systematycznie degenerować, cywilizacja upadała coraz gwałtowniej i w końcu
hordy zwyrodniałych osobników włóczyły się tu i tam, niszcząc wszystko, co tylko oca-
lało z katastrofy.
Mrowie złośliwych bakterii dopełniło dzieła zniszczenia i w krótkim czasie wyginęli
wszyscy uratowani z pożaru Nowej. W ruinach świeżo wzniesionych osiedli hulał wiatr
i walały się skorodowane wraki precyzyjnych automatów, których nie miał kto napra-
wić i konserwować.
Zaniepokojeni milczeniem ziomków przybyli wysłannicy drugiej grupy rozbitków,
osiadłej w sąsiednim układzie; zastali już tylko szkielety i wraki. Wrócili do siebie zabie-
rając najcenniejsze z ocalałych pamiątek. Taki był koniec Wielkiej Ucieczki.
Ocalałe resztki licznego niedawno społeczeństwa, przeszczepione na grunt gościnnej
39
planety przyjęły się i zaczęły budować jeszcze raz, trzecią już cywilizację.
Dziwna to była cywilizacja, dwukanałowa, o ile można to tak określić. Jednym nur-
tem płynęła cywilizacja towarzysząca ewolucji biologicznej, a drugim, równoległym,
cywilizacja nieorganiczna.
Ta druga w zasadzie była kontrolowana przez pierwszą, ale, w wyniku długotrwałego
zastępowania niektórych organów sztucznymi odpowiednikami, coraz bardziej zaczęła
się zacierać różnica pomiędzy organizmem żywym a organizmem mechanicznym.
W końcu niektóre osobniki nie potrafiły już dać definitywnej odpowiedzi na pyta-
nie kim są  jeszcze białkowym, czy już nieorganicznym produktem ewolucji. W tym
punkcie oba nurty cywilizacyjne zaczęły się mieszać, łączyć, przenikać i wkrótce już wy-
tworzyła się jedna, rozkwitająca z dnia na dzień, potężna cywilizacja postbiologiczna.
Resztki żywych intelektów zaczęły uciekać od swych nietrwałych białkowych po-
włok. Porzucali swoje ciała, bowiem otwierała się przed nimi możliwość zrealizowania
odwiecznego marzenia wszystkich żywych, myślących organizmów  uzyskania nie-
śmiertelności. Marzenie to mogło się ziścić tylko przez odrzucenie swojego ułomnego
ciała, przez jego śmierć.
Kiedy umarł ostatni z potomków uczestników Wielkiej Ucieczki, zakończyła się de-
finitywnie biologiczna faza ewolucji.
Teraz pozostały na placu boju o przetrwanie już tylko organizmy będące produk-
tami ewolucji mechanicznej. Mówiący do was te słowa jest ich bezpośrednią kontynu-
acją.
Zbudowane z najwytrzymalszych materiałów, zabezpieczone przed skrajnie trud-
nymi warunkami środowiskowymi homeostaty mogły rozprzestrzeniać się prawie do-
wolnie po galaktyce, a nawet, praktycznie nieśmiertelne, próbować ekspancji do innych
galaktyk, co też czyniły. W swoich rozlicznych podróżach odkryły szereg innych cywi-
lizacji, znajdujących się na różnych etapach rozwoju  od najniższych, aż do porówny-
walnych ze swoją. Pozbawiony ułomnego ciała intelekt wznosił się na wyżyny niewy-
obrażalne. Powstawały dzieła tak wspaniałe, jakich trudno byłoby się doszukać w całej
galaktyce, a może nawet we Wszechświecie.
A Wszechświat dawno zakończył już był swoją fazę ekspansji i galaktyki, nieustannie
przyspieszając swój bieg, wracały z powrotem do punktu wyjścia, który opuściły przed
dziesiątkami miliardów lat.
Już pierwsze gromady galaktyk docierały do zaczarowanego horyzontu zdarzeń
i znikały za nim bez śladu. Biliony obumarłych gwiazd ze swoimi planetami-widmami
oraz mgławicowe zbiorowiska wszelakiego kosmicznego śmiecia dążyły w radosnym
pędzie śmierci tam, gdzie miały się odrodzić w Przenajwiększym Wybuchu kolejnego
paroksyzmu, gdzie zimne truchła planet o zestalonych atmosferach, ruiny miast i świą-
tyń, nieruchome oceany i zerodowane lądy, cmentarzyska najrozmaitszych stworzeń,
40
pomniki kultów nieprzeliczonych  miłości i nienawiści, ascezy i żądzy, resztki tego
wszystkiego, co było kiedyś szanowane, piękne i pożądane pędziły do miejsca ostatecz-
nego końca  miejsca nowego Początku, aby znów odrodzić się w postaci najczyst-
szego wodorowego żaru.
Monstrualny kolaps pochłaniał coraz większe ilości galaktyk, litościwym płaszczem
okrywał wypalone trupy gwiazd i ich dzieci  planet.
Na naszej planecie doskonale zdawano sobie sprawę z tego, co nas czeka, jaki los jest
nam i całemu Wszechświatowi przeznaczony: wrócić tam, gdzie wszystko się kiedyś za-
częło, oczyścić się w kolejnym paroksyzmie, by znów, po miliardach lat, zaczęło kiełko-
wać nowe życie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl