[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dziękuję. Wiesz jak bardzo.
- Wiem.
- Jak ci się to udało?
- Okazało się, że Ross popadł w finansowe tarapaty z powodu
hazardu. Ponieważ potrzebował pieniędzy i był pewien, że jest legalnym
spadkobiercą, poddał się badaniu. - Uśmiechnęła się do Granta. - Reszta,
jak to mówią, to już historia.
- Spowodowana przez ciebie. Gdybyś się nie upierała przy tym teście,
dotąd bym czekał.
W tym momencie zadzwonił jego telefon. Uniósł brwi ze zdziwienia,
gdy odczytał nazwisko dzwoniącego.
- Hej, szeryfie! - Słuchał przez chwilę, po czym powiedział: - Tak,
będę tam niedługo.
- I co? - spytali jednocześnie Kelly i Pete, który przed chwilą znowu
do nich doszedł.
- Rossa oczyszczono. Ma żelazne alibi na czas, w którym byłem
postrzelony.
- Cholera - mruknął Pete.
Kelly spojrzała na Granta.
- Więc kto cię postrzelił? Czy Amos wie?
- Tak, ale chce ze mną porozmawiać osobiście.
- Przynajmniej tajemnica się wyjaśniła - skomentował Pete. -
Zadzwoń do mnie, jak będziesz wiedział.
Kiedy Pete odjechał, Kelly powiedziała:
- Musimy porozmawiać.
- Jasne, że tak. Może wpadniesz wieczorem na steki?
- Dobrze.
Wszystko było przygotowane najlepiej, jak Grant potrafił. Wysprzątał
mieszkanie, kupił nawet kwiaty. Wyglądały może niezbyt wdzięcznie, tak
po prostu wepchnięte do wazonu i postawione na stole, ale i tak był z
siebie dumny.
Sałata była gotowa. Piwo się chłodziło. Ziemniaki się piekły.
Befsztyki czekały gotowe do wrzucania na ruszt. A on był gotowy na
spotkanie z Kelly. Teraz i na zawsze.
Wszystko się w nim skręcało od słów  na zawsze". Czyżby się
zakochał? Miłość i pożądanie były sobie tak bliskie, że nie rozróżniał ich
dokładnie. Był spocony, jakby wyrąbał przecinkę w lesie. Musi się wziąć
w garść, bo co ona pomyśli.
Uratowało go pukanie do drzwi. Otworzył i Kelly wpadła wprost w
jego ramiona, tuląc się, jakby go nigdy nie chciała puścić. W końcu ją
odsunął, uśmiechnął się do niej i pocałował delikatnie.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór - odpowiedziała takim tonem, że coś wydało mu się
nie tak. Nie będzie naciskał. Sama powie. - Wygląda na to, że świętujemy
- skomentowała, wchodząc dalej do pokoju.
Uśmiechnął się żałośnie.
- Beznadziejne, co?
- Jeżeli mówisz o kwiatach, to uważam, że są urocze.
- Siadaj - rzucił Grant niespokojnie. - Chcesz wino czy piwo?
- Na razie nic. Chciałabym się dowiedzieć, co powiedział Amos. Kto
cię postrzelił?
- Nie uwierzysz, gdy ci powiem.
- Na pewno uwierzę. Jestem adwokatem, nie pamiętasz?
- Jakiś szesnastolatek postanowił wypróbować swoją strzelbę.
Pożyczył samochód ojca i wylądował na terenie Hollanda. Kiedy zobaczył
dzika, tropił go. Gdy w końcu miał okazję, strzelił, ale chybił.
Oczywiście dzik uciekł, przedzierając się przez krzaki. Mniej więcej
wtedy krzyknąłem z bólu. Dzieciak się przestraszył i uciekł. Był tak
przerażony, że wjechał w drzewo, dlatego musiał się przyznać rodzicom.
Po kilku dniach ojciec usłyszał, że kogoś raniono w lesie.
Rodzice dodali dwa do dwóch i doszli do prawdy. Dzisiaj pojawili się
na posterunku Amosa.
- Mógł cię zabić - Kelly uderzyła w poważny ton.
- Wiem. Amos pytał, czy chcę wnieść skargę.
- I co?
- Nic. Ten dzieciak i tak jest przerażony, że kogoś zranił. To był
wypadek.
- W każdym razie tajemnica się wyjaśniła - podsumowała Kelly. - A ty
już prawie zdrowiejesz.
- Co znaczy, że mogę rzucić się na ciebie wszystkimi kończynami.
- Najpierw musimy porozmawiać.
- Myślałem, że właśnie to robimy.
- O czymś innym.
- Zwietnie. To rozmawiajmy.
- Ruth wróciła.
Grant zesztywniał.
- Kiedy?
- Dziś po południu, tuż przed zamknięciem kawiarni.
Zmusił się do uśmiechu.
- To dobrze. Na pewno obie się cieszycie. - Zapanowało krępujące
milczenie. - Może ty nie chcesz niczego do picia - stwierdził w końcu
Grant - ale ja muszę.
Poszedł do kuchni, wziął butelkę z piwem i wypił połowę, nim ją odjął
od ust. Kelly poszła za nim do kuchni z poważną miną.
- Kiedy wyjeżdżasz? - spytał Grant.
- Wkrótce.
- Tak pomyślałem, bo trochę cię już znam. - Przerwał. - Zanim
powiesz coś więcej, chcę cię o coś zapytać.
- Pytaj.
- Czy myślisz, że jest szansa, że my, ty i ja, moglibyśmy mieć wspólną
przyszłość? - Gdy otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, podniósł rękę. -
Wiem, że jesteśmy z różnych światów, co brzmi jak z kiepskiej książki.
Wiem, że bardzo się od siebie różnimy. - Przerwał i potarł kark. - Ale, do
cholery, takie różnice są podniecające i taki związek jest podniecający.
- Grant...
- Gdybyśmy byli tacy sami, byłoby piekielnie nudno!
- O czym ty mówisz? - spytała Kelly cicho, wpatrując się w jego
twarz.
- Krótko mówiąc, czy zostaniesz tu dłużej, ze mną?
- Grant. Dzwonił John. Z Houston. - Zapadła długa męcząca cisza. -
Czy chcesz coś powiedzieć? - spytała w końcu Kelly.
- Ja już swoje powiedziałem. Teraz twoja kolej.
- Moja firma chce, żebym wróciła jak najprędzej.
Chociaż Kelly nic więcej nie dodała, Grant widział, że ze sobą
walczyła. Tak chciał ją objąć, pocałować, wyznać, że ją kocha i błagać,
żeby z nim została.
Zamiast tego stał niemy i bez ruchu.
- A ja czuję, że jestem im to winna i sobie też. Więc wyjeżdżam jutro.
Grant spojrzał na nią przeciągle i skwitował:
- To chyba wszystko wyjaśnia.
- To nie znaczy...
Grant pokręcił głową.
- Och, wiem, co to znaczy. Zdecydowałaś się zwijać żagle i wracać do
Houston. A ja nie będę próbował zmieniać twojej decyzji.
Zbladła.
- Chcesz mi powiedzieć, że to koniec?
- Jesteś wielkim adwokatem, możesz to sobie wytłumaczyć.
- Mówisz mi też, że mam sobie pójść teraz, tak? - Kelly z trudem
spytała przez ściśnięte gardło.
- W tych okolicznościach to chyba dobry pomysł.
Powstrzymując łzy, Kelly obróciła się na pięcie i wyszła, cicho
zamykając za sobą drzwi. Klnąc, Grant rzucił butelką piwa w kominek.
Nawet nie mrugnął, kiedy szkło rozprysło się po całym pokoju.
ROZDZIAA DWUNASTY
- Czy mówiłem ci ostatnio, jak bardzo jestem z ciebie dumny?
- Codziennie.
John uśmiechnął się, nim opadł na fotel przed biurkiem Kelly.
- Chciałbym, żebyś wiedziała, że robisz wspaniałą robotę i firma
bardzo cię ceni.
- Wiem i cenię sobie twoje wsparcie i komplementy.
- Bardzo żałowałem, że wyjechałaś - John zmarszczył brwi - ale to
chyba było najlepsze rozwiązanie. Teraz, gdy wróciłaś, można to docenić.
Jesteś błyskotliwa i agresywna jak kiedyś.
- Jesteś bardzo dobrym człowiekiem, John, i mam szczęście, że jesteś
moim szefem.
Rozchmurzył się, a potem powiedział ciszej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl