[ Pobierz całość w formacie PDF ]

*; j
W
illy Kerze, zmęczony pracą w fabryce i rozmowami z przyjaciółmi, miał właśnie zamiar uciąć
sobie drzemkę, gdy zjawiła się pokojówka. Wyglądała tak samo, jak dziesiątki jej poprzedni-
czek. Podała Kerzemu list ze słowami:  Dla pana dyrektora.
Na kopercie nie było żadnego adresu. Kerze wziął ten list z najwyższą nieufnością, jak
gdyby dotykał parzącego
200
chwastu. Miał bowiem wrażenie, że zna ten papier listowy, że go nawet sam podarował na
Boże Narodzenie.
·ð ð Od kogo jest ten list?
·ð ð Od panienki  odpowiedziaÅ‚a pokojówka grzecznie.  Panienka mi go daÅ‚a.
·ð ð Kiedy?
·ð ð Dzisiaj przed poÅ‚udniem.
·ð ð Dlaczego dostajÄ™ go w takim razie dopiero teraz?
·ð ð Panienka powiedziaÅ‚a wyraznie: proszÄ™ oddać dopiero o drugiej.
·ð ð Moje dziecko, jeżeli chcesz w tym domu doczekać siÄ™ sÄ™dziwego wieku  powiedziaÅ‚
Kerze z niechęcią  to zapamiętaj sobie, że tylko ja tu jestem od tego, żeby wydawać
polecenia!
Zalękniona pokojówka kiwnęła posłusznie głową i spojrzała z respektem na swego
chlebodawcę. Podziwiała w nim wszystko, od jego energicznego głosu począwszy, a na moc-
nych rękach, którymi właśnie rozdarł kopertę, skończywszy.
Kerze rozłożył list i ujrzał nerwowe, bezładne pismo swojej córki Karen; nie znosił tego
pisma za brak w nim ładu i dyscypliny, denerwowały go te przesadnie wielkie litery. Czytał
ten list ze zmarszczonym czołem.
Zastanawiałam się długo, co ze sobą zrobić.
Wiem tylko jedno: dłużej już tak żyć nie mogę
i nie chcę. Chcę spróbować zacząć zupełnie od
nowa. Proszę Cię, nie kłopocz się o mnie. Znalaz
łam człowieka, który mi pomoże i do którego
mam zaufanie jak do nikogo na świecie. Nie bój
się, nie kocham tego człowieka tak jak kobiety
zwykły kochać mężczyzn. Jest dla mnie prawie
jak ojciec. Zawsze tego pragnęłam, a więc nie
jestem nieszczęśliwa. Może Cię to nawet ucieszy.
Kiedyś tam się znowu zgłoszę, ale chyba nie tak
prędko.
Karen
PS. Powiedz Bartoschowi, żeby się ożenił, z kim mu się żywnie podoba.
Kerze przeczytał ten list dwa razy. I twarz jego z każdą sekundą purpurowiała z gniewu
coraz bardziej. Bezwiednie przycisnął do piersi lewą rękę, tam gdzie mu głucho biło serce.
Potem z wściekłością zmiął papier, którzy trzymał w ręku.
 - Czy wielmożny pan sobie czegoś życzy?  zapytała zalękniona pokojówka, pełna
zarazem podziwu dla tak krewkiego temperamentu.
 Precz!  zawołał Kerze. Zrobił przy tym tak gwałtow
ny ruch lewą ręką, że poczuł nagle silny ból. Ale nie zwró
cił na to uwagi.
Po odejściu pokojówki zaczął rozmyślać nad niewdzięcznością świata. Przeszkodziła mu
jednak w tej zadumie całkiem nie zapowiedziana wizyta. Na progu stanęła Marlena
Sonnenberg. Ujrzawszy go, rzuciła się ku niemu z czułościami.
·ð ð Jakże siÄ™ cieszÄ™, że ciÄ™ widzÄ™!  zawoÅ‚aÅ‚a z wrÄ™cz operetkowym temperamentem.  A
ty też się cieszysz?
·ð ð Ależ oczywiÅ›cie  powiedziaÅ‚ Kerze i otoczyÅ‚ jÄ… ramieniem, czego zdawaÅ‚a siÄ™
gwałtownie pragnąć.
·ð ð Jak to dobrze, że jesteÅ›  powiedziaÅ‚a Marlena i pocaÅ‚owaÅ‚a go w policzek.
Te komplementy i pieszczoty wywołały w Kerzem nieufność.
·ð ð StaÅ‚o siÄ™ coÅ›?  zapytaÅ‚.
·ð ð Karl Schulz mnie wyrzuciÅ‚!  Marlena powiedziaÅ‚a to bez wiÄ™kszego smutku. 
Zachował się jak proletariusz. Niewiele brakowało, a byłby mi walizki pozrzucał ze schodów.
·ð ð No, no!  powiedziaÅ‚ Kerze uspokajajÄ…co.
·ð ð Czy wiesz, jak ciÄ™ nazwaÅ‚? PowiedziaÅ‚ ni mniej, ni wiÄ™cej, tylko tak: wynoÅ› siÄ™ do tego
twojego złotego bałwana!
·ð ð PosunÄ…Å‚ siÄ™ trochÄ™ za daleko  rzekÅ‚ Kerze urażony.
·ð ð Ja na twoim miejscu bym mu tego nie podarowaÅ‚a!
·ð ð PociÄ…gnÄ™ go do odpowiedzialnoÅ›ci  oÅ›wiadczyÅ‚ Kerze z godnoÅ›ciÄ….  Nie wolno mu
w ten sposób traktować człowieka, który jest mi... hm... w pewnej mierze bliski.
·ð ð JakiÅ› ty kochany!  Marlena przytuliÅ‚a siÄ™ do niego. Poczuwszy na sobie jego ramiona,
powiedziała:  Co ja
202
bym zrobiła, gdyby ciebie nie było! Ale przy tobie czuję się bezpieczna.
·ð ð Bo też jesteÅ› tu bezpieczna  powiedziaÅ‚ Kerze, oddychajÄ…c z trudem.
·ð ð Jak to dobrze  wyszeptaÅ‚a.  W takim razie mogÄ™ kazać przynieść tu moje walizy.
Tak to Marlena Sonnenberg wprowadziła się do willi Kerzego, wedle jej słów: na kilka
dni. Kerze nie był tą inwazją zbytnio zachwycony, ale tolerował ją  ostatecznie
zapowiadała również pewne przyjemności. I gdy Marlena zaczęła rozpakowywać swoje
manatki, usiadł znowu w swym ulubionym fotelu i pogrążył się w rozmyślaniach.
Po tym wszystkim, co się stało, po tym wszystkim, co przeżyłem, mówił sobie w duchu,
najważniejszą rzeczą na świecie jest teraz dla mnie moja fabryka. Jej się będę teraz
całkowicie poświęcał, i nikt nie potrafi mi w tym przeszkodzić, nawet Marlena. Jak mi się
znudzi, wyrzucę ją jak stary zużyty towar. I to po obniżonej cenie.
Wprawdzie nie wiem, dlaczego mnie pan tutaj poprosił  powiedział Gisenius
uprzejmie  ale jeżeli chce pan ze mną porozmawiać, to proszę bardzo.
·ð ð DziÄ™kujÄ™ panu  rzekÅ‚ inspektor policji Sand nieco sztywno. Nie czuÅ‚ siÄ™ zbyt dobrze
w swej skórze, wiedział bowiem doskonale, kogo miał przed sobą. Tylko idiota mógłby w
lekkomyślny sposób zrobić sobie wroga z tego człowieka. A kariera Sanda wcale jeszcze nie
doszła do szczytu.
·ð ð Jeżeli wolno zapytać  powiedziaÅ‚ Sand ostrożnie  czy jest pan poinformowany o
śmierci niejakiego Michela Meinersa?
Gisenius złożył ręce na kolanach.
·ð ð Tak, jestem poinformowany.
·ð ð A skÄ…d ma pan tÄ™ informacjÄ™?
203
·ð ð TelefonowaÅ‚em do hotelu dworcowego i tam mnie o tym poinformowano. Ale pan już
chyba o tym wie?
·ð ð Staram siÄ™ zawsze sprawdzać to, co wiem. W ten sposób próbujÄ™ eliminować pomyÅ‚ki i
błędy. A więc znał pan pana Meinersa?
·ð ð OczywiÅ›cie!  przyznaÅ‚ siÄ™ z miejsca Gisenius.  Paru moich przyjaciół również go
znało. Był naszym kolegą frontowym. Uczciliśmy nawet nasze spotkanie małą bibką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl