[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ka, który zwędził duże pieniądze z konta swojej kancelarii?
Energicznie pokręciła głową, jeszcze zanim dokończył zdanie.
 Nie mam czasu na lekturę gazet, kochasiu. Pracuję tu po sześćdziesiąt go-
dzin tygodniowo i mam na głowie dwójkę wnucząt. Mój mąż się nimi opiekuje.
Jest na rencie, kłopoty z kręgosłupem. A ja niczego nie czytam, niczego nie oglą-
dam i nie mam czasu na żadne rozrywki, tylko biegiem wracam z pracy, żeby
zmienić malcom pieluchy.
Sandy emu zrobiło się przykro, że tak niezręcznie sformułował pytanie. Deena
musiała mieć przygnębiające życie.
W olbrzymim skrócie przedstawił jej historię Patricka. Kobieta, początkowo
zainteresowana i rozbawiona, szybko zaczęła przejawiać oznaki znudzenia.
 Powinien dostać wyrok śmierci  oznajmiła stanowczo, kiedy skończył.
 Przecież nikogo nie zabił.
 Sam pan mówił, że w spalonym wraku znajdowały się czyjeś zwłoki.
 Owszem, ale ten człowiek wcześniej zmarł śmiercią naturalną.
 I to nie on go zabił?
 Nie. Można powiedzieć, że wykradł ciało nieboszczyka.
 Ach tak. Wie pan co? Muszę wracać do pracy. Proszę się nie gniewać, ale
co to wszystko może mnie obchodzić?
 Otóż były to zwłoki Clovisa Goodmana, pani zmarłego dziadka.
Deena przechyliła głowę na bok.
 Spalił zwłoki Clovisa?
Sandy przytaknął. Kobieta zmarszczyła brwi, usiłując szybko zebrać myśli.
 Po co?
 %7łeby upozorować własną śmierć.
 Ale dlaczego wybrał Clovisa?
 Był jego adwokatem i przyjacielem.
 Też mi przyjaciel!
 Proszę posłuchać. Wcale mi nie zależy na tym, aby pani wszystko zrozu-
miała. Zdarzyło się to przed czterema laty, na długo przedtem, zanim ktokolwiek
z nas mógł mieć w tej sprawie jakiś udział.
Deena zabębniła nerwowo palcami o blat stolika, obgryzając jednocześnie pa-
znokcie drugiej dłoni. Szybko doszła do przekonania, że siedzący obok niej męż-
czyzna musi być wytrawnym i biegłym adwokatem, toteż nie ma większego sensu
odgrywanie przed nim roli strapionej okrutnym losem zmarłego dawno dziadka.
Poczuła się więc zmieszana i postanowiła oddać inicjatywę w jego ręce.
312
 Słucham dalej  rzuciła.
 Mojemu klientowi grozi oskarżenie o profanację zwłok.
 I słusznie.
 Z podobnym zarzutem można wystąpić również na drodze powództwa cy-
wilnego. Innymi słowy najbliższa rodzina Clovisa Goodmana może zaskarżyć
mojego klienta o zbezczeszczenie ciała zmarłego.
O to chodziło! Kobieta zaczerpnęła głęboko powietrza, uśmiechnęła się chy-
trze i mruknęła:
 Teraz rozumiem.
Sandy również się uśmiechnął.
 Właśnie w tym celu tu przyjechałem. Mój klient chciałby zaproponować
bezpośrednim krewnym Clovisa warunki polubownego załatwienia sprawy.
 Bezpośrednim krewnym. . . To znaczy komu?
 %7łyjącym potomkom, dzieciom oraz wnukom.
 A więc to mnie dotyczy.
 Tak. Pani i jej brata.
 Luther nie żyje od dwóch lat. Narkotyki i alkohol.
 W takim razie jest pani jedyną osobą, która może wystąpić z pozwem do
sądu.
 Ile?  rzuciła pospiesznie, nie mogąc się doczekać szczegółów oferty,
szybko się jednak zawstydziła.
Sandy pochylił się bliżej w jej kierunku.
 Gotów jestem zaproponować od ręki dwadzieścia pięć tysięcy dolarów.
Podpisany czek mam w portfelu.
Deena również się pochyliła nad stolikiem, lecz usłyszawszy sumę, osłupia-
ła. Rozdziawiła usta, po chwili do oczu napłynęły jej łzy, a dolna warga zaczęła
wyraznie dygotać.
 Mój Boże. . .  szepnęła.
McDermott rozejrzał się na boki.
 Dokładnie tak, dwadzieścia pięć tysięcy.
Błyskawicznie sięgnęła po papierową serwetkę ze stojaka, przewracając przy
tym solniczkę. Osuszyła oczy i wysiąkała nos. Sandy rozejrzał się ponownie, jak
gdyby nabrał obaw, że będzie świadkiem dramatycznego przedstawienia.
 I to wszystko dla mnie?  wydukała łamiącym się głosem, próbując nad
sobą zapanować.
 Tak, oczywiście.
Jeszcze raz otarła oczy i rzuciła:
 Muszę się czegoś napić.
Niemal jednym tchem wypiła zawartość puszki coca-coli. Sandy drobnymi
313
łyczkami pociągał lurowatą kawę i bez zainteresowania spoglądał na samochody
przejeżdżające za oknem. Nie śpieszył się specjalnie.
 Moim zdaniem  odezwała się w końcu Deena pewnym głosem  jeśli
zadał pan sobie trud, żeby tu przyjechać i zaproponować mi dwadzieścia pięć
tysięcy, to znaczy, że pewnie mógłby pan zapłacić znacznie więcej.
 Nie zostałem upoważniony do pertraktacji w kwestii tej oferty.
 Gdybym wystąpiła do sądu, pański klient znalazłby się w kłopotach, praw-
da? Przysięgli wysłuchaliby mnie z uwagą, rozmyślając o szczątkach biednego
Clovisa, które spłonęły we wraku po to, żeby pański klient mógł ukraść dziewięć-
dziesiąt milionów dolarów.
Sandy ego nawet to nie zaskoczyło. Upił jeszcze łyk kawy i smętnie pokiwał
głową. Zaczynał darzyć podziwem tę kobietę.
 A gdybym wzięła dobrego adwokata  ciągnęła  zapewne wywalczyłby
dla mnie znacznie większe odszkodowanie.
 Możliwe, ale trwałoby to jakieś pięć lat. Poza tym musiałaby pani się liczyć
z innymi kłopotami.
 Jakimi?
 Nie utrzymywała pani żadnych kontaktów z dziadkiem.
 A skąd pan to wie?
 Gdyby było inaczej, przyjechałaby pani na jego pogrzeb. Ujawnienie tych
faktów z pewnością zrobiłoby złe wrażenie na przysięgłych. Proszę posłuchać,
Deena. Naprawdę zależy mi na ugodowym załatwieniu sprawy. Jeśli pani sobie
tego nie życzy, proszę powiedzieć wprost, a zaraz stąd wyjdę i pojadę z powrotem
do Nowego Orleanu.
 Ile pan może maksymalnie zaoferować?
 Pięćdziesiąt tysięcy.
 No to zgoda. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl