[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie o to mi chodziło... - zaczęła, ale on już
puścił wodę i mył jej plecy. Odwróciła się i położyła
dłoń na jego klatce piersiowej, przyciskając go do ścia-
ny kabiny.
- A o co?
Nie odpowiedziała, tylko ugięła kolana i uklękła.
Obudziła się o świcie. Przeciągnęła się leniwie i zo-
baczyła, że Cameron na nią patrzy. Trudno było wy-
czytać coś z jego twarzy, a Holly była ciekawa, czy
żałował tego, co się stało. Lekko ściągnął brwi, co
sugerowało, że być może żałował. Widziała podobny
wyraz oczu u Juliana, zapowiadał koniec ich związku.
Co ona sobie wyobrażała? %7łe z Cameronem będzie
inaczej? %7łe zadziała jakaś magia?
- Uważasz, że jestem pozbawiona zasad.
- Czemu miałbym tak myśleć?
- Nie spałam dotąd z nikim po paru dniach znajomo-
ści. Ledwie się znamy, a już...
- Tak?
S
R
- Tak się zbliżyliśmy.
- Kochaliśmy się, Holly. I było cholernie dobrze,
pozwolę sobie dodać.
- Ale to się nie powtórzy.
- Dlaczego?
- Bo... nie chcę komplikować sobie życia przelot-
nym związkiem. Przyjechałam tutaj na rok, nie powin-
nam się angażować.
Cameron zrozumiał, że Holly nadal przeżywa roz-
stanie z narzeczonym. Nie należy do kobiet, które idą do
łóżka z nieznajomym, ale zrobiła to, więc pewnie
chciała sobie coś udowodnić. Z drugiej strony dopiero
przyjechała. Został mu prawie cały rok, by przekonać ją
do zmiany planów. Teraz potrzebuje przyjaciela, a Ca-
meron był gotów stać u jej boku i pomóc jej odzyskać
pewność siebie. Holly jest dobrym człowiekiem, trudno
tego nie zauważyć i trudno jej nie pokochać. Musi tylko
być cierpliwy.
- W porządku - odparł w końcu.
- Przepraszam. - Wstała i owinęła się kołdrą. - Mam
nadzieję, że nie czujesz się oszukany.
- Skądże znowu - rzekł tym samym pogodnym
tonem.
Wolałaby, by nie przyjął tego tak spokojnie, ale dla
niego nie ma to wielkiego znaczenia. W końcu to tylko
seks.
Cameron przeciągnął się.
- Chcesz pierwsza wziąć prysznic?
- Nie, idz do łazienki, wrócę do siebie.
-Lepiej z tobą pójdę. - Sięgnął po ubranie.
- Nie rób sobie kłopotu.
- To żaden kłopot. - Włożył dżinsy.
S
R
Holly zerknęła na kołdrę, w którą się owinęła.
- Odwróć się.
- Chyba żartujesz?
- Nie.
Odwrócił głowę zdumiony, a potem, kiedy pozwoliła
mu na siebie spojrzeć, wziął jej walizkę i wyszedł bez
słowa.
Kiedy tego ranka przyjechała do przychodni, okazało
się, że nie ma żadnych pacjentów.
Sally nie okazała zdziwienia ani współczucia.
- To tylko twoja wina. Jak się przyjeżdża do małego
miasta, nie można mówić ludziom, że są grubi albo że
morderca jest niewinny. Ani insynuować, że szanowany
lekarz popełnił błąd, nie wspominając już o nakłanianiu
napadniętej nastolatki, żeby wycofała oskarżenie.
- Nic podobnego nie zrobiłam - Holly usiłowała się
bronić. - Jacinta sama podjęła decyzję.
Sally spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Miałaś odciążyć doktora McCarricka, a tymcza-
sem przysporzyłaś mu więcej pracy. Ma pacjentów na
całe przedpołudnie i popołudnie.
Holly ze złością poszła do swojego gabinetu. Zamknę-
ła drzwi i oparła się o nie, z trudem powstrzymując łzy.
Cały ranek czytała gazety, ale przed lunchem Sally
poinformowała ją przez interkom, że ma pacjenta.
Holly wyszła do rejestracji i zerknęła w kartę.
- Pani Lisa Shoreham.
Krucha kobieta po sześćdziesiątce podniosła się
z krzeste i ruszyła za Holly do gabinetu.
Holly już ehciała zapytać, co ją sprowadzą, ale pani
Shoreham zaczęła pierwsza.
S
R
- Pewnie jest pani ciekawa, dlaczego przyszłam.
- No...
- Musiałam przyjść i powiedzieć, że jest mi bardzo
przykro. - Spuściła wzrok na swoje spracowane dłonie
i obróciła obrączkę na palcu.
Holly zmarszczyła czoło zaskoczona.
- Z jakiego powodu?
Lisa Shoreham spojrzała jej w oczy. Holly nigdy nie
widziała takiego smutku. Twarz Lisy była jak mapa
cierpienia, poryta głębokimi zmarszczkami.
- To był pomysł mojego męża - podjęła pani Shore-
ham. - Bardzo się zmienił po śmierci córki... Oboje...
- Rozumiem - powiedziała łagodnie Holly.
Pani Shoreham znów wlepiła wzrok w swoje dłonie.
- Nie czuje się dobrze, więc proszę nie mieć mu za
złe. Kiedy... straciliśmy Tinę, zaczął pić. Przez jakiś
czas oboje szukaliśmy ucieczki w alkoholu, ale mnie
udało się z tym zerwać, wiedziałam, że to jej nie przy-
wróci. Grant nie poradził sobie, pił, żeby nie myśleć.
Pewnie dlatego to zrobił...
- Co?
Pani Shoreham zaczęła rozdzierająco płakać.
- Włamał się do pani i... - Ukryła twarz w dłoniach.
Holly zamurowało. Pani Shoreham po chwili uniosła
głowę. Oczy miała czerwone od łez.
- Chciał się zemścić za to, że stanęła pani w obronie
Maynarda. Prosiłam go, żeby tego nie robił, ale on
powiedział, że trzeba dać pani nauczkę.
- Jak dostał się do domu?
- Miał klucz. Ludzie, którzy byli właścicielami do-
mu przed doktorem McCarrickiem, byli naszymi przyja-
ciółmi. - Spojrzała na Holly błagalnie. - Wiem, że ma
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl