[ Pobierz całość w formacie PDF ]

robią pojednane ze sobą pary, prawda?
- Niepotrzebnie się trudzisz - odparła z irytacją, niedbale rzucając serwetkę na ko-
lana. - Nie mam ochoty na towarzystwo, ani twoje, ani żadne inne.
- To niedobrze. - Pokręcił głową, przełykając kolejny łyk kawy. - Wszyscy ocze-
kują, że będziemy się razem pokazywać i wspólnie występować na imprezach towarzy-
skich. - Dopił kawę i zmarszczył brwi, po czym przeniósł na nią wzrok. - Dziś wieczo-
L R
T
rem biorę udział w oficjalnym spotkaniu. Pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać na
zakupy, żeby znalezć dla ciebie coś odpowiedniego.
- Mogę sama zrobić zakupy. - Rzuciła mu przez stół ostre spojrzenie. - Nie jesteś
mi potrzebny do noszenia toreb.
Emilio odstawił filiżankę na spodek z irytującą starannością.
- Gisele - odezwał się surowym tonem. - Przekraczasz cienką linię. Próbuję za-
chować cierpliwość, ale są pewne granice.
Dostrzegła w jego wzroku żelazną stanowczość i odwróciła głowę, unikając dalszej
konfrontacji.
- Jak wyjaśniłeś Marietcie to, że śpimy w osobnych pokojach? - spytała, by prze-
rwać ciężką ciszę, która między nimi zapadła.
- Powiedziałem jej, że chrapiesz.
- Co takiego?!
Lekko wzruszył ramionami, nalewając sobie kolejną porcję kawy.
- O co ci chodzi, cara? Mnóstwo ludzi chrapie.
- Ale ja nie! - wykrzyknęła, gotując się z oburzenia.
- Czemu jej nie powiedziałeś, że to ty masz z tym problem?
- Bo to nie ja unikam twojego łóżka - odparł gładko.
Z naburmuszoną miną wzięła z tacy bułkę i zaczęła ją rwać na małe kawałeczki.
- Mogłeś wymyślić coś mniej żenującego - powiedziała. - Chrapanie nie jest zbyt
pociągające.
- Zamierzasz zjeść tę bułkę, czy tylko się nią bawić? - spytał.
Odsunęła na bok talerz.
- Nie jestem głodna.
Zmierzył ją groznym spojrzeniem.
- Czy robisz to specjalnie, żeby mnie zirytować? - Z trudem panował nad głosem. -
Bo jeśli tak, to skutecznie.
Przestrzeń pomiędzy nimi była tak nasycona elektrycznością, że groziło to wyła-
dowaniem.
- Nie odejdziesz od stołu, dopóki czegoś nie zjesz - warknął. - Czy słyszysz?
L R
T
Podniosła na niego wzrok.
- Jeśli chcesz, żebym jadła, to dlaczego celowo wytrącasz mnie z równowagi?
Odgłos kroków Marietty na kamiennej posadzce tarasu położył kres napiętej wy-
mianie zdań.
Emilio odchylił się w krześle, zmuszając się z trudem do przyjęcia swobodnej po-
zy, a Gisele zrobiła to samo. Wyczuwała ciekawość gospodyni i zastanawiała się, ile ta
kobieta zdołała podsłuchać z ich rozmowy. Dziennikarze goniący za sensacją dobrze
płacą za pikantne plotki i możliwość wykonania intymnych zdjęć. Marietta mogłaby z
łatwością wykorzystać sytuację, gdyby dostrzegła jakieś oznaki nieporozumień między
nimi. Najwyrazniej Emilio zdawał sobie z tego sprawę.
- Przyniosłam pani herbatę, signorina. - Ogarniając ich bacznym spojrzeniem, Ma-
rietta postawiła dzbanuszek obok Gisele.
- Grazie. - Gisele usiłowała się uśmiechnąć, lecz bez większego rezultatu.
- Czy niczego państwo nie potrzebują? - spytała gospodyni, krzątając się wokół
stołu.
- Dziękujemy, nie. - Zdecydowany ton Emilia dał jej do zrozumienia, że może
odejść.
Gdy zniknęła, przesunął dłonią po włosach.
- Nie chciałem cię irytować, Gisele - powiedział. - To dla nas obojga niełatwa sy-
tuacja. Wymaga kompromisów i ustępstw. Ale ja, uwierz mi, bardzo pragnę, żeby się
nam udało.
- Dlaczego? - spytała.
Spojrzał na nią tak, jakby przemawiała językiem, którego nie rozumiał.
- Bo było nam dobrze - odparł. - Nie możesz temu zaprzeczyć.
- Owszem, zaprzeczam - powiedziała. - Co było dobrego w tym, że nalegałeś na
intercyzę? Gdzie zaufanie, na którym opierają się dobre związki?
- Ciężko zapracowałem na swój majątek - odparł. - Mam prawo bronić swoich in-
teresów. Jeśli tak bardzo cię to dotknęło, dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
Odwróciła głowę, zażenowana samym wspomnieniem. Głęboko ją zranił, ale sta-
rannie ukryła swoje uczucia. Podpisała upokarzający dokument, który jej przedłożył, za-
L R
T
stanawiając się, czy ten mężczyzna kiedykolwiek zdoła zaufać komuś na tyle, by nie lę-
kać się zdrady czy oszustwa.
- Gisele?
Odetchnęła i powoli zaczęła nalewać sobie herbatę.
- Czy możemy o tym zapomnieć? - spytała. - Przecież nie zamierzamy się pobrać.
To nie ma już znaczenia.
- To może mieć znaczenie, jeśli postanowimy do siebie wrócić.
Jej filiżanka z brzękiem uderzyła w spodek, gdy ją odstawiła.
- Oszalałeś? - wykrzyknęła. - Nigdy nie potrafiłabym wyjść za kogoś, kto nie ko-
cha mnie na tyle mocno, by mi wierzyć.
- Miłość i zaufanie to dwie różne sprawy - rzekł. - Nie zawsze idą ze sobą w parze.
- No cóż, dla mnie są nierozerwalne. - Podniosła filiżankę, otulając ją dłońmi.
Patrzył na nią przez chwilę, która wydawała się nieskończenie długa.
- Dobrze wiesz, jak mi na tobie zależy, cara - odezwał się w końcu.
- Tak jak ci zależało, kiedy ze mną zerwałeś, pozbawiając mnie nawet szansy
obrony?
Jego twarz stężała.
- Mogę nad tym tylko ubolewać. - Spuścił wzrok. - Myliłem się i przeprosiłem cię
za to. Czego więcej ode mnie oczekujesz?
%7łebyś mnie kochał, pomyślała, ale tylko odwróciła głowę.
- Niczego. Nie oczekuję niczego.
Sięgnął przez stół i ujął jej dłoń.
- Gdzie twój pierścionek?
- Zostawiłam go w pokoju. Jest teraz zbyt luzny i boję się, że go zgubię.
Zmarszczył brwi, głaszcząc palcem miejsce, w którym powinien się znajdować
pierścionek.
- Zatem musimy przerobić go tak, żeby pasował - oświadczył.
- Dlaczego go zatrzymałeś? - odezwała się po długiej chwili milczenia.
Puścił jej rękę i z kamienną twarzą odchylił się w fotelu.
- Ma dużą wartość.
L R
T
- Wiem, ale mogłeś go sprzedać - powiedziała. - Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Odsunął krzesło od stołu i wstał.
- Mam telefon do załatwienia - uciął krótko. - Samochód będzie tu za dziesięć mi-
nut. Nie spóznij się.
Westchnęła, patrząc, jak odchodzi po kamiennych płytach tarasu i znika we wnę-
trzu willi. Czasem nie rozumiała, jak mogła oddać serce tak trudnemu i nieprzystępnemu
mężczyznie.
- Signor Andreoni polecił mi powiedzieć, że spotka się z panią na pózny lunch -
poinformował szofer, gdy Gisele wyszła do czekającego samochodu. - Ma ważną sprawę
do załatwienia i prosił, bym coś pani przekazał. - Podał jej kartę kredytową i bilecik z
nazwą restauracji oraz godziną spotkania.
- Dlaczego nie mógł zrobić tego sam? - Była niemile zaskoczona.
Szofer wzruszył ramionami.
- To bardzo zajęty człowiek. Nigdy nie przestaje pracować.
- Nie musisz mnie wozić - powiedziała. - Chętnie się przespaceruję.
- Signor Andreoni polecił mi, bym pani towarzyszył.
- Możesz zrobić sobie wolne - oświadczyła, wkładając kartę kredytową i bilecik do
torebki.
- Stracę pracę, jeśli nie...
- Nie stracisz - zapewniła stanowczo. - Załatwię to z signorem Andreonim. Ciao.
Emilio czekał już w restauracji, gdy tam weszła. Nie zrobiła żadnych zakupów
oprócz sukienki i butów, które nabyła na wieczorną uroczystość. Nie skorzystała również
z jego karty kredytowej. Nie życzyła sobie, by traktował ją tak jak zajęty rodzic, który
zbywa rozpuszczone dziecko.
Przeciskała się ku niemu przez ruchliwą restaurację, czując na sobie spojrzenie je-
go ciemnych oczu.
- Witaj, kochanie - powiedziała, podsuwając mu policzek do zdawkowego poca-
łunku.
L R
T
On jednak ujął jej twarz w dłonie i gorąco pocałował ją w usta. Gdy w końcu ją
puścił, cofnęła się o krok z twarzą purpurową jak róża stojąca na ich stoliku.
- Widzę, że nie wciągnęło cię szaleństwo zakupów - stwierdził, odsuwając jej krze-
sło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl