[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie radził z zaspokajaniem własnych potrzeb, więc nie
podrywał jej tylko po to, żeby iść z nią do łóżka. Bez wątpi-
enia mógł sobie znalezć jakąś chętną dziewczynę. Jasne, to,
co zrobili, było oszałamiające, ale pewnie cholernie
grzeczne w porównaniu z tym, do czego przywykł. Jak za-
uważył kiedyś jej eks, grzecznie znaczy nudno.  Tyle w to-
bie seksu, co w cholernym trupie , był łaskaw się wyrazić,
kiedy rzucał ją w obecności wszystkich przyjaciół.
Poczuła pierwsze łzy w oczach, więc gniewnie zam-
rugała, żeby je odpędzić. Jason był dupkiem, który
wykorzystał ją dlatego, że mógł. I przez cały czas ją zdradz-
ał. To absurd, że wciąż słyszała jego głos, który tłamsił
wypracowaną z wielkim trudem pewność siebie. To, że
wtedy dała się złamać i wkopać w ziemię, nie oznaczało
jeszcze, że była wiecznie skazana na porażkę. Może i nie
zachowywała się w nocy jak gwiazda porno ani dzika wari-
atka, ale miała w sobie to coś. I to całkiem sporo. Ktoś taki
jak Nathan mógłby odkryć w niej to, co przegapił Jason.
Tylko że nie udało jej się uwieść Nathana. Wkradła się do
łóżka jego brata.
Może powinna po prostu skończyć z mężczyznami i
iść do klasztoru.
 Co ci krąży po głowie, kiedy tak marszczysz brwi?
 Byłabym fatalną zakonnicą.
Niech to szlag, nie chciała powiedzieć tego na głos.
Gabe wbił w nią wzrok na tak długo, że zaczęła robić
54/234
paniczne gesty, zachęcające go do tego, by jednak spojrzał
na drogę.
 Zakonnicą?
 Tak.
 Nie będę udawał, że znam wiele zakonnic, ale ty,
mała, naprawdę się, kurczę, nie nadajesz.
Te słowa nie powinny wywołać w niej fali ciepła, ale
jednak tak się stało. Najwyrazniej jej hormony zupełnie nie
przejmowały się, że Gabe reprezentował wszystko to, czego
obiecała sobie unikać. Hormony wiedziały tylko, że czuła
się z nim wspaniale. Prosta chemia, chociaż jakże irytująca.
Ale to nie miało znaczenia, dawała sobie z nimi radę.
 Jak długo pracujesz dla mojego brata?
Westchnęła. Widać musieli ciągnąć uprzejmą konwer-
sację, chociaż naprawdę nie miała na to ochoty.
 Około roku.
 Podoba cię się ta praca?
 Oczywiście.  Zmarszczyła brwi, bo Gabe wybuch-
nął śmiechem.  Co cię tak bawi?
 Nic. Pomyślałem tylko, że może wolałabyś jakieś
efektowne muzeum w Seattle zamiast małej galeryjki.
 %7łartujesz?  Odwróciła się w jego stronę.  To na-
jlepsza praca na świecie. Każdy dzień spędzam otoczona
sztuką, rozmawiam o sztuce, kupuję i sprzedaję sztukę. To
raj na ziemi.
No dobra, nie zamierzała mówić aż tyle. Zwykle,
kiedy zaczynała wywód o swojej pasji, ludzie uprzejmie
kiwali głową i zmieniali temat.
Gabe tylko się uśmiechnął.
55/234
 Wiem, o co ci chodzi.
Nie pojmowała, jak to możliwe. Przecież to Nathan
był tym bardziej wyrafinowanym Schultzem. Artystą. Ten
człowiek różnił się od niego tak bardzo, jak tylko bracia
mogą się różnić. Nie powiedział nic więcej, więc i ona się
nie odezwała. Odwróciła się do okna w nadziei, że Gabe
zrozumie aluzję.
Na szczęście zrozumiał. Reszta drogi upłynęła im w
milczeniu. Dopiero gdy Gabe zaczął szukać miejsca na
żwirowym parkingu, Elle rozejrzała się po okolicy.
 Chyba żartujesz.
 Dlaczego?  No niech go, naprawdę wydawał się
zaskoczony.
 Nie pójdę tam.  Jakby sam parking nie był jeszcze
dostatecznie paskudny, obłażąca farba i kraty w oknie os-
tatecznie przekonały Elle, że należy trzymać się z daleka od
tego lokalu. Jeszcze nigdy nie jadła w restauracji, która tak
wyglądała, i nie zamierzała próbować.
 Lou ma najlepsze burgery w mieście.
 Nie obchodzi mnie to. Nie chcę dać się zastrzelić w
jakiejś burdzie.
Gabe miał czelność się roześmiać.
 Dramatyzujesz.  Wysiadł. Wciąż jeszcze
protestowała, gdy otworzył jej drzwi.
 Zrobimy tak. Jesteśmy tu, więc zamierzam coś
zjeść. Jeśli ty nie masz ochoty, możesz zaczekać w sam-
ochodzie albo po prostu mi towarzyszyć. Twój wybór.
To nie był żaden wybór i doskonale o tym wiedział.
Jeśli coś przerażało ją bardziej niż jedzenie w tej spelunie,
to niewątpliwie było to wizja samotnego czekania na
56/234
parkingu. Bóg jeden wiedział, co ją tam mogło spotkać.
Przycisnęła torebkę do piersi i wygramoliła się z samocho-
du, powtarzając sobie, że to tylko lunch. Mogła przeżyć
jeden posiłek bez ciskania przedmiotami w tę jego wiecznie
zadowoloną twarz. Naprawdę.
Podążyła za Gabe em do pubu i zatrzymała się tuż za
drzwiami, żeby przyzwyczaić oczy do półmroku. Jasny
szlag, przecież mogła dostać żółtaczki od samego siedzenia
przy jednym z tych brudnych stołów. Może czekanie w sam-
ochodzie to jednak nie był aż taki zły pomysł. Zanim jednak
zdążyła wrócić do drzwi, Gabe chwycił ją za rękę i prze-
prowadził przez salę. W lokalu nie było nikogo z wyjątkiem
trzech starszych mężczyzn po jednej stronie baru i grupki
kobiet po drugiej.
Mężczyzni idealnie wpisywali się w obraz typowego
klienta podejrzanego baru  mieli zgarbione plecy,
znoszone ubrania i wiele lat ciężkiej pracy za sobą. Kobiety
były zatrudnione w nieco innym fachu. Elle wiedziała, że
nie powinna oceniać ludzi po ubraniu, ale, kurczę, kto przy-
chodzi w takie miejsce w mini i czternastocentymetrowych
szpilkach? Nie wspominając już o intensywnym makijażu.
Elle zerknęła na zegarek, by sprawdzić, czy przypadkiem
nie przeniosła się w czasie albo nie zgubiła gdzieś dnia.
Jednak wciąż była dwunasta w południe.
Gabe pchnął ją lekko w kierunku ławy na tyłach pom-
ieszczenia. Wzdrygnęła się, czując pod udami pęknięcia
sztucznej skóry. Może teraz właśnie sięgała dna. Super.
Barman nawet nie podszedł do stolika. Wychylił się
tylko przez bar.
 Co podać?  wrzasnął.
 Dwa burgery, Budweisera i...  zerknął na nią
57/234
 Colę light.
 ...colę light  dokończył Gabe.
 Robi się.  Barman znikł za drzwiczkami
prowadzącymi na zaplecze. Albo poszedł zająć się
zamówieniem, albo, co sugerował jego ton, zrobił sobie
przerwę na papierosa.
 Kurczę, a może poszedł do Narnii?
 Co?
O nie, znowu nie chciała powiedzieć tego głośno.
 Nie wierzę, że mnie tu przywiozłeś.
 A co jest nie tak z tym miejscem?  Gabe rozejrzał
się, jakby kompletnie nie rozumiał problemu. Nic dziwne-
go. Pewnie chętnie chadzał do podobnych lokali. Nie
przyszło mu do głowy, że Elle poczuje się tu niezręcznie.
Kolejny powód, dla którego sobotnia noc zasługiwała na
ogromne X w kolumnie  błędy .
Przesunęła się, usiłując przybrać taką pozycję, żeby
rozdarcie w obiciu ławy nie wrzynało jej się w udo. Pewnie
by się udało, gdyby nie fakt, że całe obicie było zniszczone.
I, serio, nie chciała wiedzieć, dlaczego wydawało się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl