[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie obchodzi mnie życie much  odparł spokojnie Poirot.  Ale skoro mówi
pan, że Langton nie skrzywdziłby nawet muchy, to chyba zapomniał pan, że właśnie
w tej chwili przygotowuje się on do pozbawienia życia sporej liczby os.
Harrison nie od razu odpowiedział. Tym razem to mały detektyw zerwał się z
miejsca. Podszedł do Harrisona i położył mu dłoń na ramieniu. Był tak podniecony, iż
niemal potrząsnął tym dużym mężczyzną, sycząc mu jednocześnie do ucha:
 Obudz się, przyjacielu! Obudz się! I spójrz& Tak, właśnie tam, na tę kulę przy
korzeniu drzewa. Widzi pan osy, jak spokojnie wracają do gniazda po pracowitym
dniu? A za niecałą godzinę ulegną zagładzie, choć o tym nie wiedzą. Nie ma ich kto
ostrzec. Chyba nie mają swojego Herkulesa Poirot. Powiedziałem panu, monsieur
Harrison, że zjawiłem się tu w interesie, w sprawie zawodowej. Mój zawód to
zbrodnie. I to zarówno przed, jak i po ich popełnieniu. O której zjawi się monsieur
Langton?
 Langton nigdy by&
 O której?
 O dziewiątej. Ale mówię panu, że się pan myli. Langton nigdy by&
 Ach, ci Anglicy!  wykrzyknął Poirot z pasją. Chwycił kapelusz oraz laseczkę
i ruszył ścieżką do furtki. Zatrzymał się jednak na moment i rzucił przez ramię: 
Nie zostanę, bo nie chcę się z panem kłócić. Tylko bym się rozzłościł. Ale rozumie
pan chyba, że wrócę tu o dziewiątej?
Harrison otworzył usta, jednak Poirot nie dopuścił go do głosu.
 Wiem, co chce pan powiedzieć.  Langton nigdy by&  i tak dalej. Och,
zapewne, Langton by nigdy! A jednak przyjdę tu o dziewiątej. Ależ tak! Nawet mnie
to bawi. Tak! Z przyjemnością obejrzę sobie, jak się niszczy gniazda os. To jeszcze
jeden z waszych narodowych sportów!
Nie czekając na odpowiedz, ruszył swoją drogą. Kiedy minąwszy skrzypiącą
furtkę, znalazł się na ulicy, jego ruchy spowolniały, podniecenie znikło, a na twarzy
zagościł niepokój. Wyjął zegarek. Było dziesięć po ósmej.
 Ponad trzy kwadranse  mruknął.  Może powinienem zaczekać?
Zwolnił. Wydawało się, że zaraz wróci. Wyraznie ogarnęło go jakieś niejasne
przeczucie, lecz Poirot nie poddał mu się i dalej szedł w stronę wsi. Na jego twarzy
wciąż malował się niepokój. Kilka razy potrząsnął głową, tak jak ktoś niezbyt
zadowolony.
Kiedy po raz drugi zbliżał się do furtki, do dziewiątej brakowało jeszcze paru
minut. Był spokojny, cichy wieczór. Aagodny wietrzyk ledwie muskał liście na
drzewach. Było jednak coś złowrogiego w tym spokoju, zupełnie jak w ciszy przed
burzą.
Poirot przyśpieszył kroku, choć bardzo nieznacznie. Coś go nagle zaniepokoiło,
czegoś się obawiał  lecz nie wiedział czego.
W tym momencie furtka się otworzyła i na ulicę wyszedł Claude Langton.
Wzdrygnął się, kiedy zauważył Poirota.
 Och& Dobry wieczór.
 Dobry wieczór, monsieur Langton. Przyszedł pan za wcześnie.
Langton wytrzeszczył ze zdziwienia oczy.
 Nie rozumiem, o co panu chodzi.
 Czy zlikwidował pan gniazdo os?
 Właściwie nie.
 Aha  odparł Poirot łagodnie.  A więc nie zniszczył pan gniazda& Cóż więc
pan robił?
 Och, po prostu siedziałem i gawędziłem ze starym Harrisonem. Przepraszam,
panie Poirot, ale bardzo się spieszę. Nie miałem pojęcia, że obraca się pan w tych
stronach.
 No cóż, miałem tu pewną sprawę do załatwienia.
 Aha. Harrisona znajdzie pan na werandzie. Przepraszam, ale naprawdę bardzo
się spieszę.
Popędził w swoją stronę. Poirot patrzył za nim przez chwilę. Nerwowy młody
człowiek, przystojny, trochę gadatliwy&
 A więc Harrisona znajdę na tarasie  mruknął Poirot.  Ciekawe.
Minął furtkę i poszedł wąską ścieżką w stronę domu. Harrison siedział nieruchomo
przy stoliku. Kiedy na tarasie pojawił się Poirot, nawet nie odwrócił głowy.
 Ach! Mon ami  odezwał się Poirot.  Czy wszystko w porządku?
Przez dłuższą chwilę panowała cisza.
 Co pan powiedział?  odezwał się w końcu Harrison jakimś dziwnym,
stłumionym głosem.
 Pytałem, czy wszystko w porządku?
 W porządku? Tak, oczywiście. A czemu miałoby być inaczej?
 A więc nie zaszkodziło panu? To bardzo dobrze.
 Nie zaszkodziło? Ale co?
 Soda.
Harrison zerwał się z miejsca.
 Soda? O czym pan mówi?
Poirot rozłożył przepraszająco ręce.
 Jest mi niezmiernie przykro, że musiałem to zrobić, ale włożyłem panu
odrobinę do kieszeni.
 Do kieszeni? A po jakiego diabła?
Poirot odpowiedział spokojnie i beznamiętnie, zupełnie jak wykładowca zniżający
się do poziomu małego dziecka:
 Wie pan, jednym z plusów, a może minusów zawodu detektywa jest
konieczność stykania się ze światem przestępczym. A tam można się nauczyć wielu
dziwnych i interesujących rzeczy. Poznałem kiedyś pewnego kieszonkowca& zająłem
się jego sprawą, gdyż zarzucono mu czyn, którego nie popełnił. Zdołałem wyciągnąć
go z tarapatów. Ponieważ był mi wdzięczny, odpłacił mi się w jedyny sposób, w jaki
potrafił: nauczył mnie swoich zawodowych trików.
Dzięki temu potrafię dziś przeszukać cudzą kieszeń, tak by jej właściciel niczego
nie podejrzewał. Kładę dłoń na ramieniu swej ofiary i udaję bardzo
podekscytowanego. Ofiara zwraca uwagę tylko na to, co mówię, a ja w tym czasie
opróżniam jej kieszeń z zawartości, na której miejsce podkładam kilka kryształków
sody.
Wie pan, jeśli ktoś chce szybko wyjąć truciznę i niepostrzeżenie wrzucić do
szklanki, to musi ją trzymać w prawej kieszeni, nigdzie indziej. Wiedziałem, że tam
jest&
Poirot wsunął rękę do swojej tym razem kieszeni i wyjął z niej kilka białych
kryształków.
 Niezmiernie niebezpieczne&  mruknął pod nosem.  %7łeby coś takiego nosić
luzem!
Spokojnie i bez pośpiechu wyjął z drugiej kieszeni butelkę z szeroką szyjką.
Wrzucił do niej kryształki, po czym podszedł do stołu i napełnił ją czystą wodą.
Pózniej zakorkował ją starannie i potrząsał tak długo, aż wszystkie kryształki
rozpuściły się. Harrison przyglądał mu się, jakby zafascynowany.
Zadowolony z siebie Poirot podszedł do gniazda os. Odkorkował butelkę, wlał
zawartość do gniazda, cofnął się o krok i spokojnie spojrzał.
Osy, które właśnie nadleciały brzęcząc z ożywieniem, straciły impet, a po chwili
znieruchomiały. Inne wypełzły z gniazda i prawie natychmiast padały martwe. Poirot
przyglądał im się jakiś czas, po czym kiwnął głową i wrócił na taras. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl