[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Czyżbyś mi groził?
158
 Och, skądże znowu. Ja cię tylko łagodnie ostrzegam. Więc dlaczego to robisz?
Moje poprzednie żony też ode mnie odchodziły, ale, doprawdy, one miały istotne po-
wody. A ty? Nie złamałem, na przykład, twojego serca. Masz go zresztą niewiele, przy-
najmniej dla mnie. No i wciąż jeszcze...
 Jestem królewską faworytą, tak?
 Jeśli chcesz to ująć w orientalne ramy. Tak, Sarah, nadal uważam, że jesteś dosko-
nała, a ten twój purytanizm dodaje smaku naszemu... jakby to powiedzieć... raczej po-
gańskiemu stylowi życia. A przy okazji, powód, z jakiego opuściła mnie pierwsza żona,
nie znajduje zastosowania w twoim wypadku. Zważywszy na to, co robisz, moralna dez-
aprobata nie przystaje do twojego wizerunku.
 Czy to ważne, dlaczego od ciebie odchodzę? Nie udawaj, że dbasz o to!
 Dbam, i to bardzo. Jesteś, przynajmniej na razie, moją najdroższą inwestycją.
Droższą od tego wszystkiego.
Zatoczył dłonią szeroki łuk.
 Chyba nie chcesz powiedzieć, że mnie kochasz.
 Romantyczne oddanie, jak ci to już mówiłem, nigdy nie było w moim stylu. Płacę,
więc wymagam.
 Jeśli chcesz znać całą prawdę, jest ktoś inny  wyznała Sarah.  Odchodzę do
niego.
 I chcesz zostawić za sobą swoje grzeszki?
 Co to ma znaczyć?
 Zastanawiam się tylko, czy pójdzie ci tak łatwo, jak sądzisz. Byłaś pojętną uczen-
nicą, Sarah. Prąd życia biegnie w tobie z wielką mocą. Czy potrafisz wyzbyć się tych
doznań, tych przyjemności, tych przygód, na które tak żywo reagowały twoje zmysły?
Pomyśl o wieczorze u Mariany... przypomnij sobie Charcot i jego rozrywki... Tych rze-
czy, Sarah, nie da się łatwo odsunąć na bok; wymazać z pamięci.
Sarah patrzyła na męża. Przez moment można było wyczytać lęk w jej oczach.
 Wiem... Wiem... ale czasami ludziom się to udaje.
 Ludziom? Pomyśl raczej o sobie. Tkwisz w tym głęboko...
 Ale postaram się uwolnić... Na pewno się uwolnię...
Odwróciła się gwałtownie i wybiegła z pokoju.
Lawrence trzasnął statuetką o stół.
Był poważnie zdenerwowany. Jeszcze nie zdążył znudzić się Sarah. Wątpliwe, czy
znudziłby się nią kiedykolwiek; stworzeniem pełnym temperamentu, niepokornym,
niezależnym, stworzeniem o olśniewającej urodzie. Najcenniejszym, niezwykle rzadko
spotykanym okazem w całym zbiorze Kolekcjonera.
Rozdział piąty
 Sarah, kogo ja widzę!  Siedząca za biurkiem Laura Whitstable patrzyła na go-
ścia z niemałym zdziwieniem.
Sarah była równie zdyszana, co wzburzona.
 Nie widziałam cię od lat, chrzestna córko.
 Tak, wiem... Och, Lauro, znalazłam się w okropnym położeniu.
 Usiądz.  Laura Whitstable pchnęła ją lekko w stronę kanapy.  I opowiadaj.
 Postanowiłam szukać u ciebie ratunku... Lauro, czy można... czy jest jakiś spo-
sób na zerwanie z czymś... to znaczy na zaprzestanie przyjmowania czegoś, do czego
człowiek się przyzwyczaił?  Dodała pośpiesznie:  Och, Boże, przecież ty nawet nie
wiesz, o czym ja mówię.
 Ależ wiem. Chodzi o narkotyki?
 Tak.
 Cóż, to zależy. Aatwe to na pewno nie jest, zwłaszcza jeżeli chodzi o kobiety. Trzeba
wziąć pod uwagę okres przyjmowania, stopień uzależnienia, ogólny stan zdrowia, dalej:
zdeterminowanie, odwagę i siłę woli, niezbędne do walki z nałogiem, no i wreszcie wa-
runki życia, plany na przyszłość, a, jeśli się jest kobietą, należałoby pomyśleć o kimś, kto
wyciągnąłby pomocną dłoń i pomógł w walce z samą sobą.
Rzeczowe podejście Laury do sprawy przyniosło Sarah ogromną ulgę. Jej twarz po-
jaśniała.
 Zwietnie. W takim razie myślę, że mi się uda.
 Masz zbyt wiele czasu, a pustka niczym nie wypełnionych godzin może okazać się
grozna dla terapii  ostrzegła Laura.
Sarah zaśmiała się.
 Lauro, znalazłam cel w życiu! To, co mi grozi, to ciężka praca od świtu do nocy.
 Wspaniale, Sarah, wspaniale. Widzę, że moja chrzestna córka zaczyna wreszcie
dorastać.
160
 Masz rację, Lauro. Rzeczywiście moje dzieciństwo trwało zbyt długo. Powinnam
uderzyć się w piersi: to nie Gerry jest słabym człowiekiem, lecz ja. To ja zawsze szuka-
łam czyjegoś wsparcia.  Zachmurzyła się.  Lauro, muszę ci wyznać, że byłam wprost
okropna dla mojej matki. Dopiero dzisiaj zdałam sobie w pełni sprawę, jak wiele zna-
czył dla niej Richard Cauldfield. Parę lat temu, wtedy kiedy powinnam, nie wzięłam
sobie do serca twoich przestróg odnośnie do poświęcenia i całopalnej ofiary. Wielce
z siebie zadowolona, miałam jedno w głowie: pozbyć się z domu tego biedaka. Teraz
widzę, że zżerała mnie śmieszna, dziecinna zazdrość. To przeze mnie mama się go wy-
rzekła, a co za tym idzie, znienawidziła mnie. Lata mijały; choć z jej ust nigdy nie padło
słowo oskarżenia, stopniowo stawałyśmy się sobie coraz bardziej obce. A dzisiaj, wy-
obraz sobie, rozpętała się potworna awantura. Wygarnęłyśmy sobie wzajemne żale; ob-
winiłam ją o moje zmarnowane życie; o całe zło, jakie mi się przydarzyło. Tak, musia-
łam wreszcie to z siebie wyrzucić.
 Rozumiem.
 A teraz  Sarah była wyraznie przygnębiona  teraz nie wiem, co robić. Gdybym
mogła jej to w jakiś sposób wynagrodzić... Myślę jednak, że już za pózno.
Laura Whitstable poderwała się żwawo.
 Największą stratą czasu jest mówienie słusznych rzeczy osobie nie tej, co trzeba...
Rozdział szósty
1
Edith podniosła słuchawkę telefonu z miną kogoś, kto trzyma w ręku laskę dynamitu
i wziąwszy głęboki oddech, wykręciła numer. Kiedy usłyszała sygnał, spojrzała za siebie,
jakby się upewniając, czy na pewno jest sama w mieszkaniu.
 Welbeck 97438  przebiegł po drucie czyjś energiczny, swobodny głos.
Edith podskoczyła.
 Czy to dama Orderu Laura Whitstable?
 Przy telefonie.
Edith przełknęła ślinę raz i drugi.
 Mówi Edith, proszę pani. Edith od pani Prentice.
 Dobry wieczór, Edith.
Edith przełknęła ślinę raz jeszcze i powiedziała ponuro:
 Te aparaty, proszę pani, to obrzydliwy wynalazek.
 Owszem, Edith, koszmarny. Chcesz mi pewnie coś powiedzieć, tak?
 Pewnie, że chcę. O pani Prentice. Martwię się o nią, i to jak.
 Ależ Edith, martwisz się o swoją panią nie od dzisiaj, ale od zawsze.
 To całkiem co innego, proszę pani. Ona teraz straciła apetyt. Siedzi i nic nie robi.
I często płacze. Uspokoiła się, jeśli pani rozumie, co mam na myśli; nie ma w niej śladu
po niedawnej nerwowości i ciągłym podnieceniu. I już mi nie dokucza. Jest uprzejma
i uważna, jak to kiedyś bywało, ale w tej jej uprzejmości nie ma odrobiny serca. Ani
ducha. To okropne, proszę pani. Naprawdę okropne.
Obrzydliwy wynalazek odpowiedział:  interesujące , w oschły, zawodowy sposób.
Nie takiego tonu oczekiwała Edith.
 Serce krwawi, proszę pani. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl