[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na razie nie potrafiła rozwiązać.
Zdawała sobie sprawę, że Trav jest człowiekiem wyjątkowo
uprzejmym.
Teraz wiedziała, że należy do drugiej generacji oficerów Straży
Przybrzeżnej w jego rodzinie i że urodził się w Oklahoma City, co
wydało jej się dziwnym miejscem w przypadku oficera marynarki.
Ona sama nie była dalej na zachodzie niż w rejonie Missisipi.
Zauważyła, że Trav ma nadmiernie rozwinięte poczucie obo-
wiązku i nie jest zarozumiały, co było zadziwiające, szczególnie w
przypadku mężczyzny. I to mężczyzny tak atrakcyjnego, który
zupełnie nie zwracał uwagi na swój wygląd, w przeciwieństwie do
Huberta. Jej były mąż uwielbiał być podziwiany.
Travis Holiday wydawał się zupełnie nie zdawać sobie sprawy
z swojej atrakcyjności. A przecież nawet ona, która znienawidziła
wszystkich mężczyzn, nie pozostała obojętna na jego urok.
Trav działał na kobiety. Ale Ru miała wrażenie, że na skutek
stresu zniknęły gdzieś wszystkie jej hormony. Nie myślała o sobie
jako o kobiecie. Po prostu była ofiarą.
Nieprawda! Niegdyś była ofiarą. W przeszłości. Jej rozwód był
okropny, a na dodatek nastąpił w krótkim czasie po aferze z jej
ojcem. Ale z tego, co wiedziała, połowa kobiet miała za sobą co
najmniej jeden rozwód.
Niestety, to był dopiero początek jej nieszczęść. W pewnym
momencie zaczęła się czuć jak stonoga, która czeka na odpad-
nięcie kolejnej nóżki. Jednej po drugiej i tak w nieskończoność. W
końcu, po wypełnieniu nieprawdopodobnej ilości formularzy, aby
oficjalnie odzyskać swą tożsamość - co zajęło jej dwa lata -
zaczęła budować swoje życie na nowo.
I wszystko było w porządku z wyjątkiem telefonów. Oczy-
wiście dziwne telefony mogą przytrafić się każdemu, ale kiedy
policjanci rozłożyli ręce i stwierdzili, że nie są w stanie jej pomóc,
poradziła sobie z nimi w jedyny sposób, w jaki potrafiła -
wyjeżdżając. W tym czasie nie było już żadnego powodu, dla
którego warto było zostać.
Trav kichnął. Szybko podała mu pudełko z chusteczkami.
- Tak mi przykro. To nagroda za to, że okazałeś się dobrym
samarytaninem.
- Ależ skąd. To alergia.
- Nie sądzę - powiedziała, uśmiechając się. Ale nim zdołała
dodać, że drapanie w gardle, rozpalone policzki i błyszczące oczy
nie należą do typowych objawów alergii, zadzwonił telefon.
Trav sięgnął po słuchawkę, odchylając się na krześle. Koszula
wysunęła mu się ze spodni i wtedy Ru zobaczyła, że nie nosi
podkoszulka. Dobrze wiedziała, że grypę wywołuje wirus, a nie
pogoda, ale Travis naprawdę ubierał się za lekko.
- Panno Cal? - rzekł i odchrząknął. - Nie, nie miałem jeszcze
żadnej wiadomości. Jak tylko będę coś wiedział, powiadomię
panią. Co? Nie daje pani spokoju? Oczywiście, że tak. Przy okazji
przywiozę trochę drzewa na opał i naftę. Ależ skąd, to żaden
kłopot. Z przyjemnością go wyprowadzę.
Trav odłożył słuchawkę i przeciągnął się.
- Muszę na trochę wyjść. Chyba nie będziesz się tu bała
zostać? - Spojrzał na Ru. Wyglądała na przerażoną. - O co chodzi?
-O nic. Nic ważnego - odpowiedziała pospiesznie.
-Jak to nic, Ru? Przecież widzę. Posłuchaj, jeśli się boisz, mogę
wyłączyć lodówkę i będziesz miała więcej światła.
-Nie, proszę. Nie rób sobie kłopotu....
Patrzył, jak Ru zaciska dłonie na kubku, aż bieleją jej knykcie.
Sześćdziesięciowatowa żarówka, na którą mógł sobie pozwolić w
przypadku włączenia generatora, żeby zostawić dość energii dla
lodówki, pompy i zamrażarki, nie dawała zbyt mocnego światła.
Wystarczała jednak, żeby zobaczyć, jak Ruanna chowa się znowu
w swój kokon.
- Do licha, Ruanno, porozmawiaj ze mną. Nie będę ci mógł
pomóc, jeśli znowu zamkniesz się w sobie.
Westchnęła głęboko. Travis widział, że próbuje zapanować nad
sobą, ale nie przychodziło jej to łatwo.
-Nie boję się ciemności. I naprawdę nie potrzebuję pomocy.
Idz i rób to, co zaplanowałeś i przestań się o mnie martwić.
Najwyżej wyjdę na spacer, jak ciebie nie będzie, i rozejrzę się
po okolicy.
-W porządku. Jest ciemno, wieje zimny wiatr, a ty chcesz sobie
pozwiedzać okolicę? I masz rację. Nie daj się powstrzymać
takim drobiazgom. Ale jest kilka stopni poniżej zera, więc nie
zapomnij włożyć płaszcza. Dopiero co wyszłaś z grypy. Chyba
o tym pamiętasz? - Travis zakończył swoją wypowiedz
efektownym kichnięciem.
Chwycił skórzaną kurtkę, która wisiała na oparciu krzesła w
kuchni, i trzasnął drzwiami, wychodząc. Kilka minut pózniej
wrócił z liną przewieszoną przez ramię i czerwoną metalową
puszką w ręce.
- Zapomniałem latarki - wymruczał.
Ru siedziała przy stole jeszcze długo po jego wyjściu, dopóki
kubek w jej ręku nie zrobił się całkiem zimny. Wstała i wylała
jego zawartość do zlewu. Nie miała zamiaru nigdzie iść i Travis
dobrze o tym wiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl