[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwolnił kroku. Zaczął się zastanawiać, jak ma postąpić. Powiedzieć o podsłuchanej rozmowie
Mervinowi? A może porozmawiać z Warrenem?
I co właściwie mogła znaczyć nocna pogawędka dwu nie znanych mu ludzi? Nie wszystko w
niej było dla Sandusky'ego zrozumiałe. Sztucznie wywołane stampede? Kim byli tamci ludzie?
Ich głosy brzmiały zupełnie obco. To nie był żaden z kowbojów hacjendera. Więc kto? I co to za
 jaskinia , z której Warren ma zostać wyrzucony.
Sandusky doszedł do wniosku, że musiał się po prostu przesłyszeć. Podobnie jak z  Wielkim
Liktorem . Może tak nazywano któregoś z hodowców? Mnóstwo znaków zapytania, których nie
potrafił rozszyfrować. Jedno tylko nie ulegało wątpliwości: Warrenowi groziło
niebezpieczeństwo! Już samo żądanie zwolnienia z pracy Murzynów musiałoby przysporzyć
Warrenowi mnóstwa kłopotów. A więc należy go ostrzec, tak wiele mu przecież zawdzięczał.
Przebiegł myślą minione lata i to go utwierdziło w postanowieniu. A że sprawa wyglądała
niebezpiecznie nie tylko dla informowanego, ale i dla informującego... Och, Sandusky niejeden
raz ocierał się o większe niebezpieczeństwa. Jeszcze wtedy gdy nosił nazwisko Sadowski.
Do Ameryki przybył jako uchodzca ze starego kraju, w kilka lat po upadku
ogólnonarodowego zrywu zbrojnego przeciw zaborcy, który wymazał ojczyznę Sadowskiego z
mapy Europy. Jego ojciec zginął na polu walki, matka zmarła w kilka lat pózniej. Jakub 
jeszcze nie James  Sadowski jako siedemnastoletni chłopak znalazł się nagle sam na świecie.
Dzięki poparciu przyjaciół ojca został przyjęty jako pomocnik leśniczego w wielkich lasach
ciągnących się wzdłuż granicy. W trzy lata pózniej, gdy jego przełożony zmarł, Sadowski zajął
jego miejsce.
Najbliższym sąsiadem i prawie że jedynym znajomym Sadowskiego w tej głuszy był stary
gajowy, ongiś oficer kawalerii i uczestnik bojów 1830- 31 roku. On to nauczył Jakuba
Sadowskiego jazdy konnej poprzez bezdroża puszczy oraz używania broni palnej, a na koniec 
i to było najważniejsze  wtajemniczył w leśne sprawy, zapoznał ze zwyczajami czworonogich
mieszkańców boru.
Sadowskiemu dokuczała samotność, a gajowy-wojak miał córkę, Elżbietę. Po trzech latach
znajomości Sadowski ożenił się, ale już w rok po ślubie musiał uciekać za granicę. Był to
przysłowiowy piorun z jasnego nieba, spadł któregoś wiosennego dnia na głowy młodych
małżonków.
Tu należy wyjaśnić, w kilka lat po krwawym stłumieniu powstania poczęły rodzić się na
terenie całego kraju konspiracyjne zalążki nowej organizacji, stawiającej sobie za cel wznowienie
walki zbrojnej o niepodległość narodu.
Sadowski został wciągnięty do jednego z pomniejszych ogniw spiskowej organizacji,
powstałego w miasteczku leżącym na krańcach puszczy. Był cennym sprzymierzeńcem. Znał
bezdroża leśne, ukryte przejścia i ścieżki wiodące ku granicy, aż na drugą jej stronę, nie odkryte
ani przez celników, ani straż. Przeprowadzał więc transport broni zakupionej za granicą. Przemyt
odbywał się bez przeszkód przez cały prawie rok. Jednakże gdy spadł śnieg i potworzył zaspy na
drogach, ścieżkach i steczkach, kolejna partia broni, wieziona na chłopskiej furce, utknęła
między granicą a leśniczówką. Na próbach przekopania się upłynęła noc i dopiero o świcie
ruszono dalej. W ciągu dnia nie można było opuścić lasu, więc trzej konwojenci wraz z
Sadowskim doprowadzili furkę do leśniczówki, postanawiając przeczekać do zmroku.
Przedpołudniowe godziny upływały w zupełnym spokoju. Ale pod wieczór zjawił się ojciec
Elżbiety. To, co powiedział, zabrzmiało jak sygnał alarmowy: otóż patrol straży granicznej
odkrył pozostawione na śniegu ślady i podążył nimi w kierunku leśniczówki. O wymknięciu się z
ciężko załadowanym wozem nawet nie było co marzyć. Na ukrycie broni nie było czasu, zresztą
śnieg wszystko by zdradził. Ocalenie mogła przynieść tylko natychmiastowa ucieczka. Wóz z
koniem pozostawiono, konwojenci ruszyli pieszo ku miasteczku. Sadowski nie mógł ich
naśladować. Mieszkał przecież w leśniczówce, do której wiodły nieszczęsne tropy i w której
zostawiono wóz pełen broni. Ucieczka Sadowskiego w głąb kraju postawiłaby na nogi całą
policję. Zdecydował się więc uciec za granicę. I tak też postąpił.
Zaczął się okres tułaczki, na szczęście dość krótki i wcale nie tak ciekawy, by go warto
opisywać. W Krakowie organizacja niepodległościowa dała Sadowskiemu pewną sumę pieniędzy
i fałszywe dokumenty. Potem wraz z żoną powędrował do Triestu, stamtąd  do Ameryki.
Wylądowali w Houston, na samym południu Stanów Zjednoczonych. Był to rok 1867, a więc
minęły zaledwie dwa lata od straszliwej klęski politycznej i gospodarczej, jaka spadła na
południowe stany w wyniku przegrania wojny z Północą.
Zniesione zostało niewolnictwo Murzynów zatrudnionych dotąd na plantacjach bawełny.
Plantatorzy znalezli się nagle bez pracowników, w obliczu całkowitego bankructwa. Nie był to
moment sprzyjający zainstalowaniu się przybysza z Europy w nowym kraju. Tym bardziej że
przybysz ten nie władał żadnym z miejscowych języków, hiszpańskim ani angielskim, i nic a nic
nie znał się na uprawie bawełny. Na szczęście trafił przypadkowo do grupy emigrantów polskich,
osiadłych w Houston po roku 1831. Od nich to  ku swemu zdziwieniu  dowiedział się nasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl