[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakość, natomiast pan swoim komputerowym systemem nie może
ogarnąć ogromnego bogactwa ludzkich, właśnie ludzkich spraw i
doznań. Zna pan pojęcia z tej dziedziny i operuje pan nimi tak jak
komputer, ale ich treść, ich ludzka treść jest dla pana obca. Wła-
śnie to chcę powiedzieć, że wasze pokolenie jest uboższe od mo-
jego o cały ogrom ludzkich zwykłych spraw. I dlatego mi was tak
żal.
 Ale my nie możemy, nie umiemy żyć tak jak wy! To się po
prostu nie da, proszę pana. Nie da się i już.
 Ja wiem, że się nie da. I nawet bym nie chciał, abyście żyli
tak samo jak my. Chodzi mi o taką zwyczajną rzecz, że przy ob-
słudze tych komputerów nie musicie upodabniać się do nich, mo-
żecie jednak pozostać ludzmi. To naprawdę możliwe.
Æwiczenie XV
Czas  bardzo zagęszczony, lecz wciąż poniżej zera, upływ  niby
szkwalisty wiatr, tętno  najczęściej umiarkowane.
Nad ranem zbudził się spokojnie i nie zerwał od razu z posła-
nia. Noc także minęła bez gorączkowych snów i spoconych prze-
budzeń.
Leżał długo, nasłuchując i wsłuchując się ostrożnie. Dom jesz-
Stary człowiek nie może               81
cze spał, spało czujne i puste echo domowej przestrzeni, które
nastało w miejsce żywych poszeptów i pogwarek osiadających
ścian. Meble stały w tej ciszy jak rzezby we mgle.
Ale za oknami narastał szum boru i budziły się ptaki. Odróż-
niał je po głosach, niektóre bowiem były znajome.
Bez reszty, całkowicie wypełniał go spokój.
 Dziękuję ci  szepnął  dziękuję. To pewnie dlatego, że od
wczoraj jesteś już znowu z nami.
Dopił stojącą na szafce zimną kawę i westchnął. Potem odrzu-
cił kołdrę i wykonał kilka niedbałych szybkich przysiadów i pom-
pek. Przez otwarte okno dobiegł przytłumiony skowyt psa.
Uśmiechnął się i wyjrzał. Biały owczarek, który był wszystkim,
co pozostało mu po niej, wspinał się na parapet po zwykłą porcję
pieszczoty. Zawsze udzielał mu jej z wyrzutami sumienia wobec
wilczarza, zbyt dumnego na to, by poprosić.
Wyszedł z domu i natychmiast oba psy przystąpiły do niego.
Podrapał je za uszami, a one liznęły go po rękach.
 Idziemy do pani, chłopaki.
Nazywał je tak jak ona kiedyś. Rozumiały świetnie to wezwa-
nie i szły nieco przed nim. Od jakiegoś czasu chodzili tam co-
dziennie.
Grobowiec był gotów, wczoraj spoczęła w nim zalutowana
metalowa trumna z jej portretem na wieku. W podobnej metalo-
wej próżniowej skrzyni u jej stóp spoczywał dog.
Poprzednio każdego ranka przychodził tu do pracy. Nieomal
wszystko wykonał sam. Tylko przycięte bloki marmuru przywie-
ziono gotowe, i przyszli ludzie, aby je ułożyć. Były zbyt ciężkie na
siły jednego człowieka.
Znany rzezbiarz wykonał jej maskę pośmiertną, a także rzezbę
leżącego w czujnej pozycji doga.
Grobowiec i jego otoczenie były dokładnie takie, jak sobie za-
mierzył. Realizacja tego była jednak trudna i pochłonęła wiele
czasu, albowiem ludzie, którzy nie mieli z grobem żadnego związ-
ku, byli innego zdania.
Otworzył furtkę, zatrzymał się i patrzył. Był zatopiony w my-
82                Zbysław Zmigielski
ślach, lecz już nie w rozpaczy. Tak, chyba oboje osiągnęli spokój.
Właśnie tu jest ich miejsce. Jej i jego.
Psy nie poruszały się, czekały z niezmąconą cierpliwością. Może
i one nasłuchiwały szumu drzew. Drzew, których szum najbliższy
jest życiu i najbliższy jest śmierci.
Pózniej ruszył z powrotem.
Czekało go mnóstwo pracy. Za domem leżała cała sterta mate-
riałów budowlanych: cement, cegły, piasek, bale i deski. Wznosił
mozolnie i dokładnie garaż, a także komorę na zbiornik z olejem
opałowym. Zamierzał przed zimą założyć instalację centralnego
ogrzewania  to już, oczywiście, zrobią fachowcy. Ale wszelkie
prace przygotowawcze może wykonać sam. Jest mu to bardzo
potrzebne.
Czasem z wieczora brał strzelbę i natychmiast wilczarz stawał
z gotowością przed nim. Tak się podzieliły: strzelba i las były spra-
wą dla wilczarza, bez strzelby w kierunku jeziora szedł z nim
owczarek.
Jeszcze nigdy z tej strzelby nie wystrzelił do żadnego żywego
celu, choć w spiżarni miał zawsze dziczyznę. Nie chciał polować,
wolał odkupić mięso z koła łowieckiego.
Dla psów dwa razy w tygodniu przywoził karmę człowiek na
motorowerze, z zawadiackÄ… czapkÄ… i popularnym w ustach.
Nocami długo nie spał. Rozpalał w wielkim kominku, mister-
nie układając grube polana i godzinami wpatrując się w płomie-
nie. Biały pies coraz częściej wkradał się do domu i polegiwał mu
u nóg. Bawił się ciepłymi psimi uszami.
Sporo czytał, ale jakoś z rozproszoną uwagą, która jego same-
go gniewała. Za to nie pisywał już prawie nic, czuł się pusty i
pozbawiony celu. Nie, jeszcze nie czuł się staro, przynajmniej nie
często. Przeciwnie, z lękiem pomyślał kiedyś, że ma przed sobą
może jeszcze z pół wieku życia. Pół wieku! On z jednym rokiem
trudno sobie radził.
Któregoś dnia na plac przed domem zajechał nieduży samo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl