[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tuzinów gości. – Wskazała na podwójne drzwi w końcu korytarza. – A tam co
jest? Sala balowa?
– Rzeczywiście... – Evan wydawał się trochę speszony, potem jednak
znów przyjął na siebie niezobowiązującą rolę przewodnika. – Rzeczywiście, tak.
– Dobry wieczór, panno Harrison, panie Claymore.
– Młoda kobieta w słuŜbowym uniformie powitała ich, wychodząc z
bocznej alkowy. Otworzyła przed nimi drzwi, sama zaś odstąpiła do tyłu. Anna
po raz pierwszy miała okazję spojrzeć na prawdziwy przepych zrealizowanego
w ubiegłym stuleciu marzenia Jeda Claymore’a.
Światło odbijało się w niezliczonych kryształach zawieszonych u sufitu
Ŝyrandoli. Bogato zdobioną płaszczyznę sufitu podpierały smukłe, finezyjnie
zdobione kolumny. Ściany pokrywał jedwab i lustra. Uwagę zwracał teŜ parkiet
o oryginalnym wzorze z inkrustowanymi motywami kwietnymi.
Minęło kilka chwil, zanim Anna zauwaŜyła wytwornie ubranych
muzyków i zdała sobie sprawę, Ŝe melodia, którą słyszy, nie płynie z
magnetofonu. Młoda kobieta stała za ladą elegancko przygotowanego bufetu.
Naokoło pokoju ustawiono maleńkie stoliki nakryte lnianymi obrusami. Na
kaŜdym z nich paliła się umocowana na srebrnej tacce świeca obok wazonika
kwiatów.
Oczarowanie Anny tym stylowym wnętrzem ustąpiło nagle panice.
Zacisnęła palce na trzymającej jej rękę dłoni Evana.
– Och, BoŜe, Evanie... – W jej głosie brzmiał strach.
– Nie zaprosiłeś chyba gości? Nie będę musiała... Nie oczekujesz chyba...
Teraz jej druga ręka uniosła się do góry, by w instynktownym geście
obronnym zasłonić policzek. Evan schwycił tę rękę, a potem sam pogładził jej
policzek. W jego oczach widziała czułość.
– Nie dzisiaj – uspokoił ją. – Któregoś dnia, juŜ wkrótce, jak sądzę,
będziesz musiała stawić czoło innym ludziom; odpowiadać na ich pytania... –
Uśmiechnął się, dotykając jej policzka i starając się, by zabrzmiało to lekko.
– I oczarować ich swoją urodą. Lecz nie dzisiaj. Ten wieczór jest tylko
dla nas.
Poprowadził ją do stolika, przy którym czekający kelner odsunął krzesło
dla Anny.
– Dobry wieczór, panno Harrison, panie Claymore. – Ze stojącego obok
koszyka wyjął butelkę wina, by pokazać ją Evanowi. Potem wyjął korek i Anna
dopiero teraz zauwaŜyła, Ŝe w butelce był szampan. Po rytuale związanym z
próbowaniem trunku, kelner napełnił alkoholem kieliszek Anny, a potem
odszedł na bok.
– Czy będzie pan jeszcze czegoś potrzebował? – Kiedy Evan pokręcił
przecząco głową, męŜczyzna wycofał się dyskretnie.
Anna sączyła szampana, spoglądając na swojego towarzysza uwaŜnie.
– Chciałeś mi zaimponować? – spytała z przekornym uśmiechem. Potem
uniosła kieliszek. – Udało ci się.
Wstał ze śmiechem, podając Annie rękę.
– Zatańczysz ze mną?
Oboje spowaŜnieli szybko, kiedy Evan wziął Annę w ramiona i począł z
nią wirować w nie kończących się obrotach walca. Anna wcześniej juŜ była
pewna, Ŝe go kocha. Wiedziała to z pewnością, która wprawiała w zdumienie jej
nieufne serce. Jednak po tej ekstrawaganckiej, niezwykłej próbie sprawienia jej
przyjemności Anna czuła, Ŝe mogłaby bez Ŝalu umrzeć dla Evana Claymore’a.
JuŜ wcześniej pragnęła go, wiedziała to z pewnością, która zaprzeczała
wszelkiemu rozsądkowi. Kiedy jednak doświadczyła teraz tej cudownej
bliskości, czuła, Ŝe moŜe umrzeć, jeśli nie posłucha głosu poŜądania.
W milczeniu przeszli na górę, kiedy William oznajmił, Ŝe ich kolacja jest
gotowa. Zasiedli u szczytu wiśniowego stołu, którego udekorowany świeŜymi
kwiatami środek oświetlał ogromny Ŝyrandol.
Anna popatrzyła na kompozycję srebra i kryształu przy kaŜdym nakryciu,
po czym sięgnęła po łyŜkę do zupy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl