[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spiorunował ją wzrokiem.
- Posłuchaj... nie chcę, żebyś wychodziła sama.
- To twój problem - odszczeknęła się. - A teraz
pozwól mi wyjść, bo inaczej pożałujesz!
Nie posłuchał. Ruszył w jej stronę i... wziął ją
w ramiona. Przycisnął do drzwi, zablokował. Nie
Tajemnicza kobieta
101
stawiała oporu. Przywarli do siebie wargami. Od
razu poczuła się upojnie... i przypomniała sobie te
ich pierwsze chwile w doku, kiedy też tak ją
przygniótł...
Dotykała krótkich, szorstkich włosów na jego
karku, potem trochę dłuższych koło uszu, skłon­
nych do skręcania się w kędziory. Wyczuwała
stalowe mięśnie jego ramion. Zapragnęła wyszarp­
nąć jego koszulę spod paska spodni, ale nie zdążyła.
Prześlizgnął się dłońmi po jej biodrach. Przyciągnął
do siebie i gwałtownie stopił się z nią. Przerażona
siłą własnych doznań, jęknęła w jego ramionach.
Dopiero wtedy się od niej oderwał. Zetknęli się
głowami, patrząc sobie w oczy. Jason oddychał
nierówno.
- Teraz już nie będziesz sama. Zabierzesz ze
sobą cząstkę mnie - powiedział nagle chrapliwym
głosem.
Otrząsając się z odurzenia, choć całą sobą prag­
nęła dalszych doznań, zaśmiała się krótko i równie
ochryple.
- Tylko mi nie mów, że to jakaś nowa super-
szpiegowska technika.
- Ależ tak - odrzekł. - Zdecydowanie. Jak
widać, nie da się ciebie oszukać.
Wzięła głęboki oddech. Wyrównujący oddech.
Pełen namysłu oddech.
Nie sądziła, że Jason może być zdolny do
takiego podstępu. Rozbieżność celów - owszem,
ale jego zachowanie było autentyczne i szczere.
Nawet nie próbował się wykręcić, kiedy Beth go
102
Doranna Durgitt
zaatakowała za chęć ściągnięcia pomocnika naza­
jutrz rano. Tylko że cała sprawa obróciła się
w plątaninę kolidujących ze sobą celów, świeżo
odkrytych wrogów i frustrującego poczucia straty
czasu. Jedno tylko było pewne.
Był szczery podczas tego pocałunku.
Ona także.
Twarz Beth dawała nadzieję. Nie odrzuciła go,
nie
wyśmiała,
nie
uraziła.
Zaróżowiona,
z obrzmiałymi wargami, przyglądała się tylko.
Lekko rozchyliła usta, jakby nie znajdując słów,
oblizała je i odwróciła wzrok.
Wyglądała na zamyśloną.
A jedyne, o czym on mógł teraz myśleć, to
o tym, że Beth stała mu się nagle bardzo bliska i że
bardzo nie chce pozwolić jej odejść.
Podszedł do okna. Przez sporą szparę w zasłonie
zajaśniało światło reflektorów. Wyciągnął rękę,
żeby zlikwidować tę szparę, zobaczył, że na dobrze
oświetlonym parkingu kilka postaci wyładowuje
się w pośpiechu z czarnego sedana. Zaklął brzydko
pod nosem.
Beth natychmiast zrozumiała.
- Chodź ze mną - powiedziała, jednocześnie
zrzucając klapki. - To miejsce przestało być bez­
pieczne. - Sięgnęła do torby, wyciągnęła małą
kaburę z sigiem i zapięła ją w pasie. Na koniec
wciągnęła kurtkę.
Jason nie namyślał się długo. Dopadł biurka,
złapał laptop, a poza tym wziął tylko browninga
Tajemnicza kobieta
103
i amunicję. Reszta była nieistotna, musi - muszą
- jak najszybciej wydostać się z hotelu.
Beth czekała w drzwiach, jednocześnie spokoj­
na i niecierpliwa, patrząc, jak zgarnia sprzęt i wsu­
wa broń na miejsce. Jej twarz nie wyrażała strachu,
jedynie wyostrzoną gotowość.
- Jeżeli, jak powiedziała Lieta, człowiek Jego-
rowa jest w CIA, a CIA również uważa, że
zabiłam Lietę, to ich wtyczka ucieknie się do
wszelkich środków, żeby mnie złapać - powie­
działa.
Zawarła w tym zwyczajnym zdaniu więcej
informacji, niż zdołał z niej wyciągnąć w ciągu
całego dnia. Powstrzymał się od komentarza - cho­
ciaż, gdyby znał niewielką, ale ambitną, podszy­
wającą się pod CIA organizację, która dokonała
napadu w hotelu, byłby bardziej ostrożny i może
nie przyprowadziłby jej do tego pokoju. Na pewno
przekupili recepcjonistów i stróża, a może nawet
hotelowych boyów. A podczas gdy on i Beth
zwlekali z udaniem się do pokoju...
Najwyraźniej ktoś ich gdzieś widział.
Gdyby tylko wiedział, kto.
Stara śpiewka.
Sam nie był bez winy, nie pofatygował się, żeby
sprawdzić tożsamość tych, których tak żwawo
załatwił w holu hotelu. Skupił się na odnalezieniu
Beth, słusznie zakładając, że tropią ją, a nie jego,
natomiast niesłusznie przypuszczając, że nadal
będą się koncentrować na niej, a nie na nim. Ale
CIA miała nieograniczone możliwości.
104
Doranna Durgin
Włożył motocyklową kurtkę i stanął przy Beth,
która dyskretnie obserwowała korytarz.
- Pewnie już są nieźle wkurzeni - powiedziała.
- Byli pewni, że zgarną mnie dużo wcześniej. Za
pierwszym razem nie użyli od razu broni, ale nie
sądzę, żeby powtórzyli ten sam błąd.
- My nie użyjemy broni - oznajmił, przypomi­
nając sobie plan hotelu. Jak w większości podob­
nych przybytków, korytarze tworzyły tu zawiłe
labirynty, zbiegały się, rozchodziły, kończąc się
mnóstwem
awaryjnych
wyjść
na
zewnętrzne
schody przeciwpożarowe. Tamci nie mogą ob­
stawić wszystkich wind i schodów. - Uważam, że
możemy spróbować uciec, zbiegając na dół schoda­
mi na końcu piętra. Stamtąd pasażem moglibyśmy
się dostać do podziemnego garażu.
- Jeśli znasz drogę, to prowadź. Pora zwiewać
- rzuciła przez ramię i pędem puściła się przed
siebie.
Zrównał się z nią, wyprzedził o parę kroków
i narzucił tempo. Biegła boso, więc dotrzymywała
mu kroku. Na myśl, że pomimo różnicy płci może
liczyć na nią w pracy, uśmiechnął się szeroko.
Ty i ja przeciwko całemu światu.
Kiedy minęli rząd wind, Jason wyraźnie przy­
spieszył, napędzając strachu paru gościom hotelo­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl