[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na szczęście nie wyjechali jeszcze z parkingu, bo Dominik raptownie
skręcił, jakby nie panując nad kierownicą. Minęli się o włos z wjeżdżającym
właśnie na parking roverem. Beth nie zwróciła uwagi na sposób, w jaki Dominik
zacisnął usta ani na ton jego głosu.
- Nie wiedziałem... - powiedział bardzo cicho i zerknął na nią spod oka.
Siedziała obok niego, skulona i zapłakana. Poklepał ją po dłoni uspokajającym
gestem. - Zaraz będziemy w szpitalu. Jeszcze chwila, wytrzymaj. Musisz
wytrzymać.
- Dziękuję ci.
Wyjechali z parkingu i trzeba było się zdecydować, dokąd właściwie chcą
jechać.
- Gdzie on teraz jest, Beth?
- Jak to gdzie? W szpitalu.
Spojrzała na niego z wyrzutem; przecież już mówiła: Robert został
odwieziony do szpitala.
- Rozumiem - powiedział łagodnie - ale w którym?
Nie bardzo pojmowała, o co mu chodzi. Przecież w mieście jest tylko
jeden szpital dziecięcy.
- W Yorkhill - mruknęła, nie spuszczając z niego zdziwionego spojrzenia.
Samochód wykonał gwałtowny skok i Dominik szybko wyprowadził go
na prostą.
- W szpitalu dziecięcym? - powtórzył z niedowierzaniem.
- Oczywiście. A gdzie ma być?
W jej głosie brzmiało zniecierpliwienie i zdenerwowanie; zupełnie
wyleciało jej z głowy, że Dominik uważa Roberta za dorosłego człowieka, z
którym łączą ją zażyłe stosunki.
- Kto do ciebie dzwonił? - zapytał po chwili.
- 128 -
S
R
Pytanie było niewinne, ale pewne sprawy mogło wyjaśnić.
- Cassie. George wyjechał na jakiś kurs i Cassie jest sama. Strasznie się
przestraszyła, biedaczka, a ja jestem jego matką chrzestną i dlatego zadzwoniła
do mnie. Muszę tam jechać - tłumaczyła gorączkowo.
Poczuł, że kamień spada mu z serca.
- Tak, musisz tam jechać, kochanie - powiedział.
Było mu żal chorego dziecka, ale czuł niewymowną ulgę na myśl o tym,
że ów tajemniczy Robert znika z życia Beth i wszystko zaczyna się układać w
spójną całość.
Dostali się do szpitala bez większych przeszkód i już po chwili Beth
wpadła w ramiona Cassie. Obie zalały się łzami.
- Nie chcą mi nic powiedzieć - łkała Cassie. - Nawet nie wiem, co mu jest.
Beth, zrób coś!
- Zaraz się dowiem - uspokajał ją Dominik - ale najpierw nam powiedz,
co się właściwie stało.
- Od dwóch dni był jakiś nieswój, grymasił i popłakiwał, a dzisiaj był taki
rozpalony, nie chciał jeść. Zadzwoniłam do lekarza i zaraz kazał nam tu
przyjechać.
- Gdzie jest teraz? - zapytała Beth.
- Robią mu prześwietlenie - chlipnęła Cassie.
- Która z pań jest panią Simpson? - spytała nagle młoda pielęgniarka i
pytająco spojrzała na obie kobiety.
- To ja. - Cassie wysunęła się do przodu.
- Może pani iść do dziecka, zaraz będzie wynik prześwietlenia.
Cassie spojrzała błagalnie na przyjaciółkę.
- Beth, chodz ze mną.
Dominik dołączył do nich po kilku minutach, niosąc kawę w
plastykowych kubeczkach. Stały pochylone nad uśpionym dzieckiem.
- 129 -
S
R
- Lekarz zaraz tu przyjdzie - oznajmił. - Właśnie kończy przeglądać
zdjęcia. Zawiadomiłaś już męża? - zwrócił się do Cassie.
Azy znowu popłynęły jej z oczu.
- Nie mogłam, telefon stale był zajęty, dlatego zadzwoniłam do Beth.
Kubeczki z kawą niebezpiecznie drgnęły.
- Daj mi numer, postaram się zadzwonić - rzekł Dominik i wziąwszy od
Cassie karteczkę z numerem, szybko poszedł do automatu.
Kiedy wrócił, z kobietami rozmawiał już młody lekarz; w dłoni trzymał
zdjęcie rentgenowskie. Właśnie unosił je pod światło.
- Jak pani widzi, można tu dostrzec coś jakby niewielkie zaciemnienie, ale
to nie jest nic groznego.
- Na pewno? - zapytała Beth.
- Wszystko na to wskazuje - odparł wymijająco.
Beth pomyślała, że ze względu na obecność matki mógłby włożyć w
swoją odpowiedz nieco więcej emocji, ale zaraz w duchu przyznała, że każdy
lekarz tak właśnie odpowiedziałby przed postawieniem ostatecznej diagnozy.
- Ale co mu jest? Jak to się nazywa? - nie ustępowała Cassie. - Proszę mi
powiedzieć.
- To zwężenie przerostowe odzwiernika - odrzekł pediatra.
- Na zdjęciu dokładnie tego nie widać, ale można wyczuć taki mały
guzek, jakby kulkę, w jamie brzusznej. Jest podobny do guza nowotworowego,
ale...
Cassie wybuchnęła płaczem.
- O Boże! Moje dziecko ma raka! Zaniosła się płaczem.
- Nic podobnego. - Młody lekarz pokręcił głową. - To nie jest złośliwy
nowotwór.
- To nic groznego, Cassie, to tylko takie małe opuchnięcie. - Beth objęła
przyjaciółkę ramieniem i przytuliła ją do siebie.
- Rodzaj zgrubienia - odezwał się milczący dotąd Dominik.
- 130 -
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl