[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mimo koszmarnej powagi jej słów nie wydawało mi się to w pełni rzeczywiste i
poważne. Część mojej duszy wchłaniała jej słowa i wierzyła im, druga część
potakiwała pobłażliwie i przyjmowała do wiadomości fakt, że oto i ona, ta mądra,
zdrowa i odpowiedzialna Hermina, ma swoje fantazje i stany depresji. Gdy tylko
padło ostatnie słowo, całą tę scenę pokryła warstwa nierealności i daremności.
Nie mogłem jednak, tak jak to czyniła Hermina, wrócić z lekkością linoskoczka
do świata prawdopodobieństwa i realizmu.
- A więc mam cię kiedyś zabić? - zapytałem, snując w myślach senne widziadła,
gdy tymczasem Hermina znów się śmiała i z zapałem zabierała się do krajania drobiu.
- Oczywiście - potwierdziła od niechcenia - ale dość o tym, teraz czas na
jedzenie. Harry, bądz tak dobry i każ mi podać jeszcze trochę sałaty! Nie masz
apetytu? Myślę, że musisz się uczyć wszystkiego, co u innych ludzi jest samo przez się
zrozumiałe, nawet przyjemności jedzenia. No popatrz, dzieciaku, to jest kacze udko, a
kiedy oddzielamy jasne, białe mięsko od kości, to mamy ucztę, a człowiek musi przy
tym odczuwać w sercu tyle ochoty, zaciekawienia i wdzięczności, ile czuje zakochany,
który po raz pierwszy pomaga swojej dziewczynie zdjąć żakiet. Zrozumiałeś? Nie?
Gapa z ciebie! Poczekaj, dam ci kawałek tego ślicznego kaczego udka, przekonasz się!
No proszę, otwórz usta!... Och, ależ potwór z ciebie! Boże drogi, zezujesz teraz w
stronę innych ludzi, żeby sprawdzić, czy widzą, że daję ci kęs z mojego widelca! Nie
martw się, ty marnotrawny synu, nie zrobię ci wstydu, ale jeśli na jakąś przyjemność
potrzebujesz aprobaty innych, to rzeczywiście jest mi cię żal.
Coraz bardziej nierealna stawała się poprzednia scena, coraz bardziej było
nieprawdopodobne, że te oczy jeszcze przed chwilą wpatrywały się we mnie tak
poważnie i przerażająco. Pod tym względem Hermina była jak samo życie: była
zawsze tylko chwilą, zawsze nieobliczalną. Teraz jadła; kacze udko i sałatę, tort i likier
traktowała serio, wszystko stawało się przedmiotem radości i osądu, rozmowy i fanta-
zji. Po uprzątnięciu talerza zaczynał się nowy rozdział. Ta kobieta, która przejrzała
mnie na wylot, która, jak się zdaje, o życiu wiedziała więcej niż wszyscy mędrcy, z taką
maestrią uprawiała dziecinadę i kunszt życia chwilą, że bez zastrzeżeń stałem się jej
uczniem. Niech sobie to będzie wyższą mądrością albo najprostszą naiwnością: ale kto
tak umie żyć bieżącą chwilą i kto tak przyjaznie i troskliwie potrafi doceniać każdy
przydrożny kwiatek, każdy - choćby najdrobniejszy - zabawny moment, temu życie już
nic złego zrobić nie może. Lecz czyżby to radosne dziecko o dobrym apetycie i
smakoszostwie miało być równocześnie marzycielką i histeryczką, która pragnie
śmierci, czy też trzezwą kalkulatorką, która świadomie i z zimną krwią zamierza
rozkochać mnie w sobie i uczynić ze mnie swego niewolnika? To chyba niemożliwe.
Nie, Hermina była po prostu tak całkowicie oddana bieżącej chwili, że ulegała
zarówno każdemu wesołemu pomysłowi, jak i przelotnemu, ponuremu dreszczowi z
dalekich głębin duszy i pozwalała im się wyżyć.
Hermina, którą dziś widziałem po raz drugi, wiedziała o mnie wszystko,
zdawało mi się niemożliwością ukrycie przed nią czegokolwiek. Możliwe, że mego
duchowego życia nie zdołałaby zrozumieć w zupełności, może też nie byłaby w stanie
dorównać mi w moim stosunku do muzyki, do Goethego, Novalisa czy Baudelaire'a,
ale i to pozostaje pod znakiem zapytania, prawdopodobnie i to nie sprawiłoby jej
trudności. A gdyby nawet - cóż mi pozostawało jeszcze z mego  duchowego życia ?
Czyż nie leżało wszystko w gruzach, czy nie straciło swego sensu? Ale że te wszystkie
inne, moje najbardziej osobiste problemy i sprawy ona zrozumie, o tym nie wątpiłem.
Wkrótce pomówię z nią o wilku stepowym, o traktacie, o wszystkim, wszystkim, co
dotąd istniało wyłącznie dla mnie, o czym nigdy z nikim nie zamieniłem słowa. Nie
mogłem oprzeć się temu, by zaraz nie zacząć opowiadać.
- Hermino - powiedziałem - niedawno przytrafiło mi się coś dziwnego. Jakiś
nieznajomy dał mi małą drukowaną książeczkę, coś w rodzaju jarmarcznej broszurki,
a w niej opisana była dokładnie cała moja historia i wszystko, co mnie dotyczy.
Powiedz, czy to nie zadziwiające?
- Jaki tytuł ma ta książeczka? - zapytała od niechcenia.
- Traktat o wilku stepowym.
- O, wilk stepowy, to świetne! A wilkiem stepowym jesteś ty? Czy tak?
- Tak, jestem nim. I to takim, który w połowie jest człowiekiem, a w połowie
wilkiem, albo sobie to wmawia.
Nie odpowiedziała. Spoglądała mi w oczy z badawczą uwagą, spojrzała na moje
ręce i na chwilę znów zakradła się w jej spojrzenie i wyraz twarzy poprzednia głęboka
powaga i ponura namiętność sprzed chwili. Zdawało mi się, że odgadłem jej myśli,
mianowicie, czy jestem dostatecznie wilkiem, by móc spełnić jej  ostatni rozkaz .
- To oczywiście twoje urojenie - powiedziała, wracając do wesołego nastroju -
albo, jeśli wolisz, poezja. Ale coś w tym jest. Dziś nie jesteś wilkiem, ale wtedy, kiedy
wszedłeś do sali, jakbyś spadł z księżyca, byłeś trochę bestią i to właśnie mi się
podobało. - Nagle przemknęło jej coś przez myśl, przerwała i powiedziała nieco
speszona: - Głupio brzmi takie słowo jak  bestia albo  drapieżnik ! Nie powinno się
tak mówić o zwierzętach. Są często straszne, ale przecież o wiele prawdziwsze niż
ludzie.
- Co to znaczy  prawdziwsze ? Jak to rozumiesz?
- Więc przyjrzyj się jakiemukolwiek zwierzęciu, kotu, psu, ptakowi albo nawet
jednemu z tych pięknych, dużych zwierząt w ogrodzie zoologicznym, pumie lub
żyrafie! Zobaczysz, że one wszystkie są prawdziwe, że żadne nie jest zakłopotane,
każde wie, co ma robić i jak się zachować. Nie chcą imponować. %7ładnej komedii. Są
takie, jakie są, jak kamienie i kwiaty albo jak gwiazdy na niebie. Rozumiesz?
Rozumiałem.
- Zwierzęta są przeważnie smutne - ciągnęła - i jeżeli człowiek jest bardzo
smutny, ale nie dlatego, że boli go ząb lub że stracił pieniądze, lecz dlatego, że raz,
przez jedną godzinę czuje, czym to wszystko jest, czym jest całe życie, i jeśli jest wtedy
prawdziwie smutny, to upodabnia się trochę do zwierzęcia... wygląda wtedy żałośnie,
ale prawdziwiej i piękniej niż zwykle. Tak to jest i tak wyglądałeś, wilku stepowy,
kiedy cię zobaczyłam po raz pierwszy.
- A co myślisz, Hermino, o tej książeczce, w której mnie opisano?
- Wiesz co, nie chce mi się ciągle myśleć. Pomówimy o tym innym razem.
Możesz mi ją przecież kiedyś dać do przeczytania. Albo nie, jeśli znów kiedyś znajdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl