[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jego pełne rezygnacji westchnienie starczyło za odpo-
wiedz.
- Skoro tak, rób jak uważasz.
Trzaśniecie drzwi wejściowych zabrzmiało jak grzmot.
- Czy możemy już zejść na dół? - zawołał Jason z góry.
- Możecie. - Przywołanie zwykłego tonu kosztowało ją
sporo wysiłku.
- Gdzie poszedł Ryder? - dopytywała się Michelle. Roz-
glądała się podejrzliwie po kuchni, jakby spodziewała się
znalezć go ukrytego pod stołem lub za drzwiami.
- Ryder... przywiezie nam coś do jedzenia.
- Szkoda, że nie wziął nas ze sobą - powiedział Jason.
- Nie jedliśmy już dawno hamburgerów.
- Nie musiał wcale nigdzie jechać - zauważyła Michelle.
- Mógł zamówić pizzę. Pizzy też nie jedliśmy już jakiś
czas. Co on chce kupić?
- Nie wiem. - Lynn odwróciła się do zlewozmywaka, nie
chcąc, by dzieci widziały, że jest bliska płaczu.
- Myślałam, że będziecie się strasznie kłócić - rzekła
Michelle. - Podsłuchiwaliśmy, ale nawet nie słyszałam, żebyś
podniosła głos.
- Nie... nie sprzeczaliśmy się. A jeżeli nie macie mi nic
więcej do powiedzenia, to chyba pójdę na górę i wezmę pry-
sznic.
Pobiegła na górę, rozebrała się i odkręciła kurki. Azy zale-
wały jej policzki, spazmatycznie wciągała powietrze. Woda nie
przynosiła ulgi rozognionemu ciału, ale przecież Lynn
wiedziała, że tak będzie. Kiedy skończyła kąpiel, przebrała się
w piżamę i z góry schodów krzyknęła:
- Michelle, kiedy Ryder wróci, powiedz mu, że byłam
zmęczona i położyłam się do łóżka, dobrze?
- Dobra! - odkrzyknęła dziewczynka.
- Ale mamo, nie ma jeszcze siódmej -wtrącił się Jason.
- Jestem dziś bardzo zmęczona - odparła i odwróciła się
do nich plecami, by przełknąć łzy. - Ryder to zrozumie.
Nie sądziła, by miał zgłaszać jakieś obiekcje, skoro sam ją
wysłał do łóżka. I choć nasłuchiwała, po powrocie nie wszedł
na górę jeszcze przez kilka długich godzin. Lynn przedrzemała
większość wieczoru, jednak kiedy mąż wkroczył do pokoju,
natychmiast otrzezwiała. Zwiecące cyferki budzika wska-
zywały, że jest po jedenastej.
Nie włączył światła, ale słyszała, że rozebrał się w ciemno-
ściach, starając się być cicho.
- Nie śpię - szepnęła. - Chcesz porozmawiać?
- Niespecjalnie.
Nastrój Lynn poprawił się nieco od czasu kłótni, ale jego
najwidoczniej nie. Ciemny pokój wypełniła nieprzyjemna cisza.
- Jutro po drodze z pracy zrobię zakupy - zaproponowała
po kilku minutach, usiłując dać mu do zrozumienia, że żałuje
całej awantury.
- Nie musisz się spieszyć, kupiłem parę podstawowych
produktów. - Ryder wślizgnął się pod kołdrę, starając się
trzymać od Lynn możliwie jak najdalej.
- Obiecuję, że zrobię to jutro.
- Po kolejnych dziesięciu godzinach w pracy? A może
przed nią?
Lynn puściła tę uwagę mimo uszu.
- To przez tę kampanię członkowską. Wiesz przecież, że
tak nie będzie cały czas. Obiecuję. Do końca miesiąca wszystko
wróci do normy.
Ryder odwrócił się do niej plecami i wtulił twarz w
poduszkę. Minęło kilka nieznośnych sekund.
- Przepraszam za to, co powiedziałam dziś wieczorem. W
rzeczywistości wcale tak nie myślę - podjęła drugą próbę.
Czuła się jak Atlas podnoszący na swych barkach świat. Ta
rozmowa kosztowała ją wiele wysiłku, ale musiała ratować
nadszarpniętą dumę.
Nie odpowiedział, a Lynn czuła, jak wytwarza się pomię-
dzy nimi dystans.
- Proszę cię, tak bardzo cię kocham... powiedz coś, nie
mogę znieść twojego milczenia.
Ryder zesztywniał. Po trwającej całą wieczność chwili
przewrócił się na plecy. Lynn natychmiast wtuliła się w jego
ramiona, przywierając do niego całym ciałem. Czuła się, jakby
po długiej nieobecności wróciła do domu, dobiła do
bezpiecznej przystani. Tylko że tę nieobecność zawdzięczała
wyłącznie sobie samej.
- Nie możesz tak żyć - szepnął, czule odgarniając włosy z
jej twarzy. - Odmawiam patrzenia na to, jak traktujesz siebie i
swoją rodzinę.
Zgodziła się z nim.
- Dużo myślałam dziś wieczorem, pomiędzy jedną
drzemką a drugą - powiedziała. - Chyba rozumiem już,
dlaczego wszystko tak się układa.
- Naprawdę?
Lynn skinęła głową.
- - Przez pierwsze kilka lat po śmierci Gary'ego czułam się
strasznie. Całe moje życie było podporządkowane innym
ludziom, a ja usiłowałam przejąć nad nim kontrolę. Krok po
kroku odzyskałam w końcu niezależność. W którymś
momencie poczułam, że mogłabym robić coś bez niczyjej
pomocy, i kupiłam salon. Po raz pierwszy w życiu sama w coś
zainwestowałam, w coś tylko mojego. Byłam za to
odpowiedzialna. Firma stała się cząstką mojego życia, którą
mogłam rządzić, a jej powodzenie lub porażka zależały tylko
ode mnie. To było niesamowite uczucie. Przyznaję, że
niezależność to silny narkotyk. Uległam mu, sama
wykonywałam nawet najprostsze prace w firmie, widząc
jednocześnie, że nie poświęcam dzieciom tyle czasu, ile
powinnam. Potrzebowałam czasu dla firmy.
- Ale teraz to się zmieni?
- Tak. Musi się zmienić. Teraz widzę, jak ważna jest dla
mnie rodzina. I...
- Tak?
- To dzięki tobie, Ryder.
Złożył na jej ustach długi pocałunek, aż jej serce zaczęło
walić jak młotem.
- Lynn, ty zawsze wiesz, jak mnie podejść.
Zachichotała, rozkoszując się dotykiem jego rąk na
swoich piersiach.
- Chcę to zmienić, Ryder, ale nie wiem jak.
- Powinnaś zatrudnić menedżera, który przejąłby na siebie
część odpowiedzialności.
- Ale nie chcę wyzbywać się całej kontroli nad firmą -
wtrąciła szybko. Rola obserwatora absolutnie jej nie zado-
walała.
- Będziesz ją mieć, kochanie, to pozwoli ci tylko praco-
wać krócej.
Skinęła głową, wiedząc, że Ryder się nie myli. Nadal
jednak nie potrafiła otwarcie przyznać mu racji. Przytulił ją
mocniej.
- A co do tego, co się działo w kuchni... - mruknął, liżąc
jej ucho.
- Tak?
Pogłaskał jej pierś.
- Nie sądzisz, że powinniśmy dokończyć to, co
zaczęliśmy?
Rozdział 18
Ryder - szepnęła Lynn. Leżała na plecach, a Ryder na
brzuchu, przytrzymując ją ramieniem blisko siebie. - Kocham
cię - szepnęła.
- Hm... wiem. - Oparł się na łokciu i niespiesznie ją
pocałował. - Jeżeli ktokolwiek mógłby się tu uskarżać, że mu
nie dają spać po nocach, to ja.
- Bardzo śmieszne - burknęła, pieszcząc jego plecy. Nagle
zawahała się. - Ryder, musimy o czymś porozmawiać.
- O czym?
- O Garym.
Ryder zamarł w bezruchu. Czuła, jak wstrzymuje oddech.
- Dlaczego?
- Ponieważ za każdym razem, kiedy o nim mówię, cały
się spinasz i zmieniasz temat.
Pociągnął ją lekko za włosy, jakby chciał ją ukarać za
wspominanie Gary'ego.
- Nie chcę o nim rozmawiać.
Uśmiechnęła się i szepnęła:
- Domyślam się, Ryder, ale nie sądzę, żeby to było mądre.
- Pomijając ich pierwszą rozmowę na pikniku, od czasu
powrotu z Bostonu Ryder ze wszystkich sił starał się unikać
rozmów o zmarłym przyjacielu.
Zapewniał Lynn, że jego miłość do niej nie ma nic wspól-
nego z tym, co się stało z Garym, ani z jego poczuciem winy za
tę tragedię. Wierzyła mu, może dlatego, że sama bardzo
chciała, by to było prawdą. Jednak ostatnio różne spostrzeżenia
zaczęły się składać na obraz, który ją niepokoił. Czuła, że
nadszedł dobry moment na wyjaśnienie wszystkiego. Ta
sprawa była zbyt ważna, by z nią dłużej zwlekać.
- On nie żyje, Lynn.
- Ale to nie powinno oznaczać...
- Jesteś teraz moją żoną.
- Tego nie podważam.
- Bardzo mi miło. - Próbował ją ugłaskać żartem i czuło-
ścią, obsypywał ją pocałunkami, co jeszcze godzinę temu
odniosłoby wiadomy efekt.
- Ryder...
Westchnął głęboko i zachichotał.
- Uwielbiam, kiedy tak mówisz.
- Jesteś niemożliwy!
Z wyrazną przyjemnością pogłaskał ją po piersiach i
brzuchu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl