[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakimś mężczyzną, to nigdy w ten sposób. W szaleńczym pośpiechu, z
nieznajomym, który tak szybko zniknie z jej życia, jak się w nim pojawił.
- Przestańmy - szepnęła, uwolniwszy się z uścisku. Wiedziała, że oboje są
winni tego, co się stało.
- Valentine, och, słodka Valentine - szeptał, z trudem łapiąc oddech. - Nie
rób mi tego.
- Wybacz - powiedziała drżącym głosem. - To wszystko stało się tak
szybko. Nie zdążyłam nad sobą zapanować.
- Nie odchodz w ten sposób.
Na szczęście uwolniła się już z jego objęć! Tak niewiele brakowało.
Ledwo trzymała się na nogach. Drżała. Otworzyła drzwi i wtedy poczuła się
bezpiecznie. Szybko przekroczyła próg. Raleigh został na zewnątrz.
Długo stał na werandzie, próbując uspokoić się trochę. Oddychał szybko,
serce waliło mu jak młotem. Wciąż czuł zapach i dotyk Valentine. Wszystko
potoczyło się inaczej, niż sobie wyobrażał. Był zły na siebie. Valentine Smith
nie należała do kobiet, które przyjmując zaproszenie na obiad, zgadzają się na
wszystko. Ale po prostu nie mógł jej nie pocałować. Cieszył się, że i ona nie
pozostała obojętna. Był rozpalony gorączką. Zszedł z werandy. Deszcz i zimny
wiatr nieco go orzezwiły. Tego właśnie potrzebował. Musiał ostudzić rozpalone
ciało.
Valentine podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Cierpiała, czuła się
winna. Raleigh w deszczu dotarł do samochodu.
Chciała wybiec i zawołać go. Przecież i tak byli już ze sobą. Prawie.
Wiedziała, co by się stało, gdyby został. Wciąż czuła ten pocałunek. Musiała
mieć trochę czasu, żeby się uspokoić. Jak mogła ulec mu tak łatwo? Ale prze-
cież pragnęła tego; naprawdę, pragnęła go, jak jeszcze nigdy żadnego
mężczyzny.
- 54 -
S
R
Audziła się, że Carolyn przejmie pieczę nad wszystkim. Nie wyobrażała
sobie, że będzie mogła spojrzeć mu w twarz. Wstydziła się. Najgorsze jednak
było to, że pragnęła znowu znalezć się w ramionach Raleigha Coseegana.
ROZDZIAA VI
Valentine rzuciła się w wir pracy. Chciała nie myśleć o Coseeganie i ich
wspólnym wieczorze. Wysiłki te nie przyniosły jednak żadnego rezultatu. Wciąż
czuła dotyk jego dłoni i usta płonące żarem namiętności.
Następnego ranka zastanawiała się nerwowo, czy Raleigh przyjdzie do
piekarni z listą gości. Minęły jednak trzy dni. Odczuła ulgę i jakby odprężenie.
Wtedy przyszedł.
Serce dziewczyny od razu zaczęło bić mocniej. Poczuła, że brakuje jej
powietrza. Ubrany w niebieskie dżinsy i koszulę, wydawał się bardziej
przystojny niż zwykle.
A może tylko to głupie, walące serce kazało jej myśleć w ten sposób?
Wmówiła sobie, że chciałaby pracować z Carolyn. Potem jednak bała się, iż nie
ujrzy Raleigha aż do wesela. To byłoby straszne...
Spojrzeli na siebie. Valentine wytarła dłonie wymazane ciastem.
- Dzień dobry - powiedział obojętnym tonem.
- Dzień dobry. - Miała nadzieję, iż nie usłyszy w jej głosie napięcia.
Lucy, która właśnie podnosiła tacę z ciastem, obróciła się, by zobaczyć,
kto wszedł do sklepu.
- Ooo, dzień dobry, panie Coseegan - powiedziała z uśmiechem. Spojrzała
na Valentine. - Czy mam się panem zająć, panienko?
 To by było najlepsze rozwiązanie" - pomyślała Valentine. Jednak chciała
porozmawiać z nim przez chwilę...
- Pan prawdopodobnie w sprawie wesela. Zajmę się tym sama.
- W porządku.
- 55 -
S
R
Gdy Valentine zdejmowała fartuch i poprawiała sukienkę, Lucy spojrzała
na Raleigha.
- Mamy tu przepyszne, jeszcze ciepłe pączki upieczone przez panienkę
Smith, panie Coseegan. Przed chwilą wyciągnęłam je z pieca. Chce pan
spróbować?
Uśmiechnął się.
- Z przyjemnością.
Val chciała dostrzec choć trochę zakłopotania czy wstydu na jego twarzy.
Ale on, jak zwykle, stał spokojny i pewny siebie.
- A więc poproszę dwa pączki i filiżankę kawy. Przyniosłem listę gości.
Czy masz chwilę czasu, Valentine, aby porozmawiać na ten temat?
 Czy on naprawdę tego chce?" - pomyślała. Czy nie wie, jaki ma na nią
wpływ? Czy będą mówić tylko na temat wesela? Nie zniosłaby takiej męczarni.
- Oczywiście - powiedziała nieswoim głosem. - Wezmę tylko kawę i
pączki dla nas dwojga. Potrzebuję chwilki wytchnienia.
Starał się nie wodzić za nią wzrokiem. Czuł się jak nastolatek. Patrząc na
nią, marzył o wspólnej nocy. Pragnął głaskać jej jedwabistą skórę, pieścić tak,
by płonęła pożądaniem. Oczyma wyobrazni widział jej biodra poruszające się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl