[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cieszając. Siedziała wygodnie i obserwowała chłopca, uśmiechała się, słuchała
56
nieuważnie. Jego twarz, jego mężniejące rysy rozświetlały się i zmieniały w mia-
rę jak mówił, śmiał się, poważniał i uśmiechał znowu niezwykłym uśmiechem
z sugestią czegoś tajemniczego. Myśli Sybel rozpłynęły się, a ona pozwoliła, by
umysł spoczął bezczynnie, czego nie robiła od wielu dni. Tam wciąż opowiadał,
drapiąc kocice Moriah między uszami.
A potem coś drgnęło w głębi jej umysłu, coś małego, dalekiego i nieproszo-
nego. Tam dotknął jej, a ona poruszyła się niespokojnie.
 Nie słuchasz mnie, Sybel. Przywiozłem ci prezent, płaszcz z białej wełny
haftowany w niebieskie kwiaty. Drede kazał kobietom zrobić go specjalnie dla
ciebie.  Urwał na chwilę.  Co się stało?
Pokręciła głową.
 Nic takiego. Jestem trochę zmęczona. Płaszcz? Podziękuj ojcu ode mnie.
Czy Ter zachowuje się odpowiednio? Bałam się, że może kogoś zjeść.
 Och, nie. W spokojne dni wyjeżdżamy na polowanie. Jest bardzo grzeczny
wobec sokołów Drede a, ale tylko mnie pozwala się trzymać. Sybel. . .
Milczała; znów coś poruszyło się w jej umyśle, ledwie wyczuwalne i szybkie
jak spadająca o północy gwiazda. Wolno zacisnęła palce na poręczach fotela.
 Sybel  powiedział Tam.  Czy coś cię boli? Powinnaś porozmawiać
z Maelgą.
 Dobrze.  Wyprostowała palce. Szeroko otwarte czarne oczy szukały
ognia.  Porozmawiam  szepnęła, a wtedy rozległo się pukanie do drzwi
i twarz Tama zmieniła się nagle.
 Tak szybko? Przecież dopiero przyjechałem.
Obejrzał się.
 Och, Tamie, z pewnością jeszcze nie. . .
 Mówiłem, że przyjechałem tylko na chwilę.  Wstał i westchnął cięż-
ko.  Sybel, wkrótce znowu cię odwiedzę, wtedy zostanę dłużej. Twój płaszcz
mam w jukach.  Znowu zabrzmiało pukanie. Podniósł głos.  Już idę! Sybel,
porozmawiaj z Maelgą o tym, co cię boli. Ona wszystko umie wyleczyć.
Książe Tamlornie!
 Idę!
Objął ją ramieniem, kiedy szli przez dziedziniec. Za nimi bez słowa szedł
strażnik. Sokół Ter znów usiadł Tamowi na ramieniu.
 Sybel, następnym razem przyjadę na dłużej. . . Chciałbym, żebyś mnie od-
wiedziła.
 Może przyjadę.
 Proszę cię.  Rozpiął torbę przy siodle i wyjął miękki płaszcz barwy kości
słoniowej z deseniem niebieskich nici.  To dla ciebie.
Dotknęła materiału.
 Tam, jest taki piękny, taki miękki. . .
57
 Obszyty gronostajami.  Narzucił jej płaszcz na ramiona i pocałował szyb-
ko.  Przyjedz, proszę. I porozmawiaj z Maelgą.
 Na pewno.  Uśmiechnęła się.  Czy mogę zamienić słowo z Terem?
Tam znieruchomiał na chwilę, a ona przeniosła wzrok z jego szarych,
uśmiechniętych oczu na błękitne, przenikliwe oczy Tera.
Ter.
Co się stało, córko Ogama? Jesteś niespokojna.
Tam przyglądał się Sybel; zobaczył, że jej twarz nieruchomieje na chwilę,
a czarne oczy zachodzą mgłą.
Ter, ktoś przywołuje mnie do siebie. Powstrzymaj go.
Rozdział 5
Tego popołudnia poszła odwiedzić Maelgę. Białe gołębice siedziały na kro-
kwiach dachu, a kruk wchodził i wychodził przez otwarte narożne okno. W ma-
łym domku unosiły się dziwne zapachy; pochylona nad ogniem Maelga mruczała
coś pod nosem. a para z kociołka rozluzniła jej siwe loki i przylepiła do twarzy
wilgotne kosmyki. Stara kobieta nie podniosła głowy, kiedy weszła Sybel, więc
i Sybel milczała. Chodziła niespokojnie po izbie, otwierała i zamykała książki
Maelgi, zaglądała do słojów zawierających rzeczy bez nazwy, aż wreszcie mam-
rotanie Maelgi umilkło i stara kobieta odwróciła głowę.
 Dziecko  powiedziała zdumiona.  Tracę rachunek Rzeczy.
 Przepraszam  odparła Sybel.
Coś, co wzięła odruchowo do ręki, pękło nagle; spojrzała na to niewidzącymi
oczami. Maelga upuściła chochlę do kociołka.
 Moja kość. . .
 Jaka kość?
 Palec wskazujący prawej ręki maga. Wiele lat poświęciłam, żeby go zna-
lezć.
Sybel zerknęła na połamane kawałki w dłoni.
 Przyniosę ci kości, jeśli chcesz  obiecała.  Przyniosę ci czaszkę, jeśli
tylko znajdę w niej mózg.
Maelga spojrzała na nią uważnie spod rozczochranych włosów.
 Co się dzieje?
Sybel odłożyła kość i skuliła się, krzyżując ramiona na piersi.
 Jestem przywoływana. Nie wiem, kto mnie woła, ale nie potrafię zamknąć
przed nim umysłu. Poszukuje mnie i przyzywa umiejętnie i pewnie, tak jak ja
przywołuję zwierzę. Jestem zła, lecz tak samo złości się ryba złapana na wędkę.
I jest tak samo bezradna.
Maelga złożyła ręce; błysnęły pierścienie. Wolno usiadła w fotelu na biegu-
nach.
 Wiedziałam  rzekła.  Wiedziałam, że narobisz sobie kłopotów, wykra-
dając te księgi.
Sybel znieruchomiała w pół kroku.
59
 Myślisz, że tylko o to chodzi?  spytała z nadzieją. Ale pokręciła gło-
wą.  Tutaj pracuje umysł potężniejszy od mojego. To mnie przeraża. Jeśli wie,
że mam jego książki, nie musi mnie przecież tak dręczyć z ich powodu. Maelgo,
nie wiem, co mam robić. Nie mam gdzie się ukryć. Gdyby ktokolwiek spróbował
mnie skrzywdzić, moje zwierzęta by walczyły, ale z tym nikt nie może walczyć.
 Och, kochanie  westchnęła Maelga.  Och, moje dziecko.  Zakołysała
się lekko i przygładziła ręką włosy. Nagle znieruchomiała.  Jedno mogę dla
ciebie zrobić. Poślę kruka o czarnych czujnych oczach, żeby zajrzał w okna maga.
Sybel kiwnęła głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl