[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sympatią zawdzięczałem nie tyle mojej erudycji, ile rozmowom o pisa-
rzu, o którym wiedziałem, gdzie pilnuje roboty i co myśli o pannie
Klementynie. W końcu światła ta osoba zwierzyła mi się, iż wcale nie
myśli wyjść za mąż za pisarza, lecz pragnęłaby tylko podnieść go
moralnie. Oświadczyła mi, że według jej pojęć rola kobiet w świecie
polega na podnoszeniu mężczyzn i że ja sam, gdy urosnę, muszę spo-
tkać w życiu taką kobietę, która mnie podniesie.
Wykłady te bardzo mi się podobały. Coraz też gorliwiej znosiłem
pannie Klementynie wiadomości o pisarzu, a jemu o pannie Klementy-
nie, za co pozyskałem życzliwość obojga.
O ile dziś sobie przypominam, w pałacu życie było osobliwe.
Do hrabiny co kilka dni przyjeżdżał jej narzeczony, a panna Kle-
mentyna po parę razy na dzień odwiedzała te zakątki parku, z których
mogła zobaczyć pisarza, a przynajmniej jak mówiła usłyszeć dzwięk
jego głosu, zapewne wówczas, kiedy wymyślał parobkom. Ze swej
strony panna służąca płakiwała kolejno w rozmaitych oknach za tymże
pisarzem, a reszta fraucymeru, naśladując zwierzchność, dzieliła swe
uczucia między lokaja, chłopca kredensowego, kucharza, kuchcika i
stangreta. Nawet serce starej Salusi nie było wolne. Panowały w nim
indyki, gąsiory, kaczory, koguty i kapłony tudzież ich różnopióre i róż-
no kształtne towarzyszki, w gronie których gospodyni całe dnie prze-
pędzała.
Rzecz prosta, że w tak zajętym otoczeniu nam, dzieciom, schodził
czas swobodnie. Bawiliśmy się od rana do wieczora i tylko wówczas
widywaliśmy osoby starsze, gdy wołano nas na obiad, na podwieczorek
albo na spoczynek.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
59
Dzięki tej wolności moje stosunki z Lontą ułożyły się w sposób
dość oryginalny. Ona mi mówiła przez parę dni "Kaziu", pózniej "ty",
posługiwała się mną, nawet krzyczała na mnie, a ja wciąż nazywałem
ją "panią", coraz rzadziej mówiłem, ale coraz częściej słuchałem. Nie-
kiedy budziła się we mnie duma człowieka, który za rok może pójść do
trzeciej klasy. Wtedy przeklinałem ową chwilę, kiedym to Lonię po raz
pierwszy usłuchał idąc na jej rozkaz po siostrę. Mówiłem sobie:
"Cóż to ona myśli, że ja u niej jestem w służbie, jak mój ojciec u jej
matki?..."
Tym sposobem buntowałem samego siebie, postanawiałem, że się
to musi zmienić. Lecz na widok Loni całkiem opuszczała mnie odwa-
ga, a jeżelim nawet i zdołał zatrzymać jakąś resztkę, 10 znowu Lonia
wypowiadała swoje rozkazy z taką niecierpliwą prośbą, tak tupała nóż-
ką, żem musiał wszystko zrobić. A kiedy raz, złapawszy wróbla, nie
oddałem jej go natychmiast, zawołała:
Nie chcesz, to nie!... Obejdę się bez twego wróbla... Była tak ob-
rażona i taka ciekawa, żem łą począł zaklinać, ażeby wzięła wróbla.
Ona nie i nie!... Ledwiem ją przebłagał, naturalnie przy pomocy Zosi, i
jeszcze mimo to przez kilka dni musiałem słuchać żalów:
Ja bym ci takiej przykrości nigdy w życiu nie zrobiła. Wiem te-
raz, jakiś ty stały! Pierwszego dnia skoczyłeś w wodę, ażeby mi lilii
narwać, a już wczoraj nie chciałeś mi nawet pozwolić, żebym trochę
pobawiła się z ptaszkiem. Wiem już wszystko... O! żaden inny chłopiec
nie postąpiłby ze mną w taki sposób.
A kiedy po wszelkich możliwych wyjaśnieniach prosiłem ją w koń-
cu, ażeby się choć nie gniewała, odparła:
Czy ja się gniewam?... Ty najlepiej wiesz, że się na dębie nie
gniewam. Mnie tylko było przykro. Ale jak mi było przykro, tego sobie
nikt nie wyobrazi... Niech ci powie Zosia, jak mi było przykro.
Wtedy Zosia, z uroczystą miną, wytlomaczyła mi, że Loni było
bardzo, ale to bardzo przykro.
Zresztą niech ci powie sama Lonia, jak jej było przykro
zakończyła moja kochana siostrzyczka.
Odsyłany od Annasza do Kaifasza po bliższe określenie stopnia
owej przykrości, zupełnie straciłem głowę.
Stałem się maszyną, z którą panienki robiły, co im się tylko podo-
bało, bo lada cień samodzielności z mojej strony wyrządzał przykrość
albo Loni, albo Zosi, którą obie te panie odczuwały do spółki.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
60
Gdyby biedny Józio wstał z grobu, nie poznałby mnie w tym ci-
chym, posłusznym, zahukanym kawalerze, który wiecznie po coś cho-
dził, coś nosił, czegoś szukał, o czymś nie wiedział, na czymś nie znał
się i co kilka minut był strofowany. A gdyby to widzieli moi koledzy!...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- Krakowowa Paulina PAMIćÂTNIK MśÂODEJ SIEROTY
- Jelenska Emma Obraczka
- Andrea Hannah Of Scars and Stardust (ARC) (pdf)
- Fredriksson Marianne Elisabeth i Katarina
- Connell Susan Niespokojny duch
- Gordon Korman Bugs Potter 02 Bugs Potter Live At Nickaninny
- Les consultations du docteur Noir
- Naruto 10
- Heather Terrell KsićÂki Ewy 01 Relikt
- The Barker Triplets 1 Offs
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nie-szalona.pev.pl