[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Imperium Cyrku, ogarnął obłęd i wkrótce cały Luxur został owładnięty łupieżczym,
niszczycielskim szałem. Miejscowi dostojnicy i wojskowi w większości poginęli w murach
amfiteatru. Ci, co przetrwali, nie mogli łudzić się, że zdołają zapanować nad obłąkaną
tłuszczą, której nie stać było na udział w widowisku śmierci.
Patrząc w dół, Conan dostrzegł złodziei krzątających się na tarasie jednej z bogatszych
willi. Nieopodal z innego pałacyku wywlekano pękate worki z łupami. Barbarzyńcy wydało
się, iż rozpoznał przywódcę rabusiów. Był to jeden z postawnych, brodatych jeńców, których
zmuszono do udziału w igrzyskach. Piraci zapewne, gdy tylko się wydostali z areny, czym
prędzej pozbyli się krępujących kajdan. Również gladiatorzy, którzy znalezli się po drugiej
stronie murów, z całą pewnością nie wzgardzili łatwymi łupami. Garstka straży miejskiej nie
miała szans poradzić sobie z hordami szalejącymi na ulicach Luxuru.
 Wszystko przepadło& wszystko przepadło&  Posępny głos rozlegający się obok
Conana należał do Commodorusa.  Jak ci wspomniałem, arena była sercem mojej władzy.
A teraz to serce zostało unicestwione.  Wskazał na zawalony fragment amfiteatru z
niewidoczną wyrwą, przez którą wciąż wylewały się kaskady wody i gdzie rzucali się
zdesperowani widzowie, usiłując znalezć wyjście ze skazanej na zagładę budowli.
Conan uwolnił się z ramion Sathildy.
 Gdybyś przejął władzę, mógłbyś jeszcze wszystko odbudować  stwierdził. 
Niewątpliwie wielu twoich rywali nie żyje.
 Może się okazać, że mieli szczęście  burknął ponuro Commodorus.  Nawet
gdybym pozostał przy życiu, nie potrafiłbym stanąć przed ludem z podniesionym czołem po
tym, co mnie dziś spotkało.  Machnął ręką, wskazując szalejące dokoła piekło.
 Może i tak  przyznał Conan.  Musimy się jednak stąd wydostać.  Przeszedł
wzdłuż zwieńczenia muru, dopóki nie znalazł się naprzeciwko dachu najwyższej pobliskiej
willi. Należała ona przypadkiem właśnie do Commodorusa.
Od pałacyku odgradzała ich jedynie wąska alejka. Mimo to odległość była dość spora.
Sad wokół domu musiał wydawać się kuszącym celem nie tylko dla Cymmerianina. Co
najmniej dwie osoby próbowały już ratować się w ten sam co barbarzyńca sposób.
Poskręcane żałośnie zwłoki leżały teraz twarzą do dołu na bruku uliczki. Kto wie, może
jednak trupy te przyniosła woda, pocieszał się Conan.
Zlustrował uważnie odległość dzielącą go od dachu willi. Do szybszego namysłu
skłoniły go kolejne silne drgania kamienistego podłoża pod stopami.
Po lewej stronie rozległy się przerażające wrzaski i niesamowite dudnienie,
przenikające cały amfiteatr aż do fundamentów. Naruszone, zniszczone skrzydło stadionu
rozpękło się wśród gęstych tumanów pyłu niosąc śmierć setkom osób.
 Jeżeli mamy skakać, to lepiej zróbmy to jak najszybciej.  Conan podszedł do
miejsca, gdzie z drugiego masztu zwieszał się nad ulicą barwny proporzec.  Co ty na to,
Sathildo?
W asyście niespokojnej pantery akrobatka ruszyła za przyjacielem.
 Gdybyśmy mieli porządny rozbieg, pewnie dalibyśmy radę. Nie sądzę jednak&
W tym samym momencie za ich plecami rozległ się posępny chór potępieńczych
krzyków zgrozy, a po chwili donośny łoskot. Wschodni pas balkonu, ten, z którego niedawno
umknęli, w końcu się zawalił. Znajdujący się pod spodem nieszczęśnicy zostali roztarci na
miazgę i w okamgnieniu pogrzebani pod kamienną lawiną.
Conan i trójka jego towarzyszy tkwili teraz na skraju stromej, niestabilnej i
zmniejszającej się gwałtownie wysepki.
 Qwamba, spokój! Leżeć!
Pantera o zmysłach wyczulonych bardziej niż ludzkie wierciła się niespokojnie i
szarpała mocno na smyczy. Przednie łapy oparła na szczycie muru i spojrzała w dół. Sathilda
chwyciła za obrożę. Coraz trudniej było jej opanować zdenerwowaną pupilka.
 Nie trzymaj zbyt mocno  ostrzegł Conan.  Qwamba może zdecydować się
skoczyć. Dla ciebie upadek z tej wysokości oznaczałby śmierć.
Nie sposób stwierdzić, czy wielka bestia zrozumiała jego słowa, jej pani jednak
zignorowała uwagę barbarzyńcy. Nie minęła sekunda, gdy pantera odbiła się gładko od muru
i śmignęła przed siebie. Sathilda, przerzucając nogę nad silnym grzbietem zwierzęcia,
schwyciła oburącz zdobioną klejnotami obrożę. W tej samej chwili Qwamba runęła na smukłe
drzewce masztu flagowego.
Siła drapieżnika i akrobatyczne umiejętności dokonały niemożliwego. Odbiwszy się
od sprężystego masztu, czarna bestia z jezdzcem na grzbiecie przecięła powietrze.
Ze skoordynowanych ruchów i gracji ich lotu można było wywnioskować, że kobieta i
olbrzymia pantera wspólnie ćwiczyły, a nawet razem sypiały. Potężne łapy opadły bezgłośnie
na taras na dachu willi Commodorusa. Sathilda przeturlała się po płytkach posadzki i zwinnie
poderwała na nogi, cała i zdrowa.
 Zwietnie!  zawołał Conan  Wez to, na wypadek gdyby nam się nie udało! 
Sięgnął do pasa, odwiązał rzemyk i cisnął mieszek dziewczynie. Sathilda próbowała go
schwycić, ale zbyt ciężka sakiewka z brzękiem spadła na kamienną podłogę u stóp akrobatki.
 Nie skacz, Conanie!  odkrzyknęła, podnosząc mieszek.  Znajdz inną drogę. Ta
odległość jest dla was nie do pokonania! My z Qwambą postaramy się odszukać resztę
trupy& Jeśli ktokolwiek jeszcze żyje. Dołączysz do nas pózniej.
 Zatem& bywaj!  Conan uniósł rękę w pożegnalnym geście.
 Zaiste, wzruszające  mruknął stojący obok barbarzyńcy Commodorus.  Wiesz,
że mogłaby wynieść z mojej willi tyle złota, ile zdoła udzwignąć.
 Jeśli do tej pory twoich skarbów nie złupili złodzieje. A może właśnie plądrują
dom?  Conan odprowadzał wzrokiem oddalającą się kobietę.  Przy Qwambie nie
powinno jej spotkać nic złego.  Odwrócił się do tyrana.  A teraz przydałoby się znalezć
inną drogę ucieczki. Może po tych stertach gruzu. Jeżeli cała woda spłynie z areny, będziemy
mogli tamtędy przejść&
Odwrócił się, by rzucić okiem na rumowisko, które było ongiś Imperium Cyrku, i
stanął nagle jak wryty. Zbliżała się ku nim bowiem znajoma postać, pokonując jeden poziom
za drugim gładko i bez wysiłku.
 Xothar Dusiciel  rzucił Commodorus nieco zaskoczony.  A więc ty również
przeżyłeś dzisiejsze wielkie igrzyska, teraz zaś przybywasz, bez wątpienia, by odebrać swój
laur zwycięstwa.  Uniósł dłoń do czoła, ale naturalnie wieńca od dawna nie miał już na
głowie.
 Strzeż się, Commodorusie  rzekł półgłosem Conan.
 O co ci& ach, już pojmuję.  Przenosząc wzrok z Conana na ogorzałego, krępego
zapaśnika, który, z lekko ugiętymi kolanami odpoczywał w bezruchu, tyran uśmiechnął się.
 Jako wojownik świątyni należysz do ludzi Nekrodiasa. Ten tu Conan wyznał, że kapłani
Seta namawiali go do zamachu na moją osobę, lecz honor nakazał mu mnie chronić. Tak więc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl