[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w Sydney, dlatego zrobiliśmy z ciebie Australijczyka. Anglicy nie widzą różnicy
między akcentem południowoafrykańskim i australijskim. Z tym nie powinieneś
mieć kłopotów. Tu jest paszport. Wyciągnęła portfel i otworzyła go, żebym mógł
sprawdzić zawartość.
Wszystko należy do Cruickshanka. Zajrzyj do środka, żebyś wiedział co
tam masz.
Zajrzałem i zdumiałem się niepomiernie. Ekipa Wykałaczek była operatywna!
Tak, Cossie mówił, że potrzebują czasu na zorganizowanie przerzutu. I nie dziwo-
ta. Ujrzałem więc karty członkowskie klubów w Sidney, dziwny dwudolarowy
banknot australijski wśród waluty brytyjskiej, australijską kartę AA wraz z au-
stralijskim i międzynarodowym prawem jazdy oraz z tuzin wizytówek informu-
jących, gdzie mieszkam i co robię. Wyglądało na to, że jestem dyrektorem firmy
sprowadzającej urządzenia biurowe. Słowo honoru ta ekipa była operatywna jak
diabli. Wyciągnąłem z portfela jakąś fotografię z pozaginanymi oślimi uszami.
a to co takiego?
Ty, twoja żona i dzieci wyjaśniła spokojnie.
W przyćmionym świetle przyjrzałem się zdjęciu uważniej i. . . Na Boga! Rze-
czywiście miała rację! To istotnie byłem ja blondyn opasujący ramieniem talię
jakiejś brunetki, a przed nami stało dwoje dzieci! Niezły fotomontaż.
Włożyłem zdjęcie z powrotem do portfela i na dnie przegródki wyczułem jesz-
cze coś. Prędko to wyjąłem i okazało się, że trzymam w ręku bilet do teatru, bilet
z datą sprzed dwóch miesięcy. Teatr, rzecz jasna, był w Syndey. Okazało się, że
zaliczyłem Skrzypka na dachu .
Ostrożnie wsunąłem bilet na miejsce i z nie ukrywanym podziwem stwierdzi-
łem:
71
Zlicznie, naprawdę bardzo ślicznie. Odłożyłem portfel i zacząłem na-
kładać koszulę. Właśnie miałem zapiąć spinki w mankietach, gdy znów odezwała
się ta kobieta.
Jak już mówiłam, to wszystko stanowi pańskie zabezpieczenie, Panie Cru-
ickshank.
Zastygłem w bezruchu.
To znaczy?
Trzymajcie go, chłopcy rzuciła ostro.
Chwycili mnie od tyłu i boleśnie unieruchomili.
Co to, do jasnej cholery, ma. . .
Panie Cruickshank, teraz chodzi o nasze zabezpieczenie odparła dobitnie.
Wyciągnęła zza pleców rękę uzbrojną w strzykawkę. Uniosła strzykawkę na
wysokość oczu i fachowo wypuściła z niej parę kropel płynu. Jednym ruchem
odwinęła nie zapięty rękaw koszuli.
Bez urazy powiedziała i wbiła mi igłę w ramię.
Za diabła nie mogłem nic zrobić. Po prostu stałem jak sierota i patrzyłem na
babę, której twarz rozmazywała mi się przed oczami. przestałem widzieć cokol-
wiek.
II
Obudziłem się z uczuciem, że spałem Bóg wie jak długo. Nie wiedziałem,
skąd się to wzięło, lecz zdawało mi się, że od chwili, gdy zasnąłem w swojej
nowej celi w tej, do której mnie właśnie przenieśli minęło chyba ze sto lat.
Z pewnością jednak nie czułem się tak, jak po normalnej nocy, bo zdążyłem się
już przyzwyczaić do snu przy zapalonej lampie.
I jaki kac mnie męczył!
Mogę przeżyć każdego kaca pod warunkiem, że kac będzie miał swoją przy-
czynę. Cóż, za każdą przyjemność trzeba ostatecznie płacić. Jednak płacić, gdy
przyjemności jako takiej nie było?! O nie, stanowczo protestuję! Od osiemnastu
miesięcy nie wychyliłem ani kielicha, więc cierpieć z powodu nie zawinionego
kaca to czysta ohyda!
Leżałem, nie otwierając klejących się powiek. Miałem wrażenie, że jakiś ko-
wal owinął mi wokół głowy rozżarzoną obręcz, że stoi teraz obok, wali w nią
młotem, i że za każdym uderzeniem ta cholerna obręcz podskakuje jak najęta.
Miałem też w ustach znajome uczucie suchości i jakiś absmak, który swego czasu
mój znajomek przyrównał nieelegancko do smaku wnętrza przepaski greckiego
zapaśnika.
Obróciłem się wolno i chcąc nie chcąc jęknąłem, bo kowal łupnął mnie akurat
szczególnie mocno. Rozwarłem powieki i bezmyślnie wpatrywałem się w sufit.
72
Delektowałem się pozłacanymi zawijasami gzymsu i bardzo uważałem, żeby się
z oglądaniem zbytnio nie spieszyć w obawie, że oczy wyjdą mi na wierzch.
Zmieszne pomyślałem. Tym razem dali mi bardzo ładną celę. . .
Oszczędzając maksymalnie ruchy, uniosłem się na łokciu i zdążyłem jeszcze
zobaczyć, że ktoś właśnie wychodzi z mojej celi. Drzwi zamknęły się z cichym
stukotem i usłyszałem odgłos, jaki wydaje klucz przekręcany w zamku. Dzwięk
ów wydał mi się w każdym razie o wiele bardziej znajomy niż sama cela.
Nic nie rozumiejąc patrzyłem na ściany w gołębim kolorze, złotawą, rokokową
boazerię, na toaletkę w stylu Dolly Varden i wygodny fotel na puszystym dywanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- Desmond Bagley List Vivero
- Bagley Desmond Lawina
- !Georges Simenon ChiśÂskie cienie
- Isaac Asimov's Caliban 1 Caliban
- El MÄĹ dico 1
- Charlie Cochrane [Cambr
- CiemiśÂski Miasto z morza
- E. Nowak Lawenda w chodakach
- The Beast Within Stewart Wieck
- Clive Barker Cabal nocne plemie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- g4p.htw.pl