[ Pobierz całość w formacie PDF ]

równowagi.
A w dodatku te jego spojrzenia! Nie spuszczał z niej prawie wzroku,
przyglądał się ukradkiem, gdy myślał, że tego nie widzi. W jego oczach kryło
się zdziwienie i coś jeszcze, czego dobrze nie rozumiała. Może to było
pożądanie?
- 115 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
W piątek rano miał gotowy plan działania. Nieco skomplikowany, zawiły
i pogmatwany, ale dobrze obmyślony.
- Czy mogłabyś do mnie przyjść, gdy tylko zjawi się Jacinta? - zapytał,
gdy wysiadali przed przychodnią z samochodu.
Kiedy na niego spojrzała, dostrzegł w jej oczach takie napięcie, że miał
ochotę zawołać: Nie bój się! Mam dobrą wiadomość, a nie złą. Nie mógł jednak
tego zrobić, gdyż wcale nie był pewien, jak Sarah przyjmie to, co miał jej
przekazać.
Sarah spodziewała się zasadniczej rozmowy i nogi się trochę pod nią
uginały, gdy pukała do drzwi gabinetu Adama. Wskazał jej krzesło, to samo, na
którym siedziała pierwszego dnia. Nie usiadł jednak przy niej, lecz za biurkiem.
Jego twarz nie wyrażała zupełnie nic. W oczach, ciemnoniebieskich i
zagadkowych, także nic nie wyczytała.
- Masz tu pismo, o które prosiłaś - odezwał się w końcu, podając jej
kawałek papieru.
Nie chcę! - miała ochotę wykrzyknąć, choć pamiętała przecież, że
przyjechała właśnie po to pismo. Nie chcę! - krzyczało jej serce, mimo że nie
tak dawno na nic innego nie czekała. Dlaczego więc nie ma ochoty wziąć tego
papieru do ręki? Dlaczego nie czuje triumfu, a wprost przeciwnie - ogarnia ją
poczucie przegranej? I skąd ten strach, który ją paraliżuje?
- Dziękuję - wydusiła z siebie.
Mimo że pismo leżało w zasięgu jej dłoni, nie była w stanie zrobić
najmniejszego ruchu.
- Nie stawiam ci żadnych warunków - oznajmił. - Nie ma w tym piśmie
żadnych  gdyby" ani  jeżeli". Wyrażam jedynie zgodę na adopcję Sama, a
dokument ten został poświadczony u notariusza, ma więc ważność prawną.
- 116 -
S
R
- Dziękuję - powtórzyła, zdając sobie sprawę, że powinna powiedzieć coś
więcej, nie potrafiła jednak nic wymyślić. Zaschło jej w ustach, a serce biło tak
nierówno, iż przez chwilę bała się, że zemdleje.
Wzięła w końcu pismo do ręki, złożyła je starannie, długo wyrównując
chłodnymi palcami każde zagięcie, by odwlec w nieskończoność moment, w
którym będzie musiała podnieść się z krzesła i podejść do drzwi.
Ciekawe, czy się utrzymam na nogach, czy też stracę równowagę? A
może dowlokę się do drzwi, zataczając się jak pijana? Bo tak właśnie się czuła,
jak zagubiony, pijany człowiek, który stracił poczucie kierunku!
Gdy już pismo stało się małym prostokącikiem, podniosła oczy i
napotkała jego wzrok. Pusty, obojętny, w którym nie kryło się dosłownie nic!
- Przygotuję się do wyjazdu - oznajmiła, zmuszając się do wstania.
Jakimś cudem dotarła do drzwi, przez cały czas czekając, że Adam się
odezwie. Gdy położyła rękę na klamce, usłyszała jego spokojny głos:
- Jak sobie życzysz.
Co miała mu odpowiedzieć? Trudno przecież zawrócić i wykrzyczeć mu
prosto w twarz, że absolutnie tego nie chce i że sobie wręcz tego nie życzy.
Adam dał jej do zrozumienia, że nadużyła już jego gościny.
Chwiejnym krokiem przebyła korytarz, odnalazła torebkę, starannie
schowała do niej upragniony dokument i weszła do sali gimnastycznej, gdzie
znajdowali się jej pływacy. Dobre sobie! Moi pływacy. To już nasze ostatnie
wspólne chwile.
Kto wie? Może powinnam przenieść się teraz do hotelu? Chyba jednak
nie. Sam zle zniósłby przeprowadzkę, a przed nami jeszcze daleka podróż.
- Jesteś już? To dobrze! - zawołał Jake na jej widok. Zebrała się w sobie,
starając się nie myśleć o własnych problemach, i skupić jedynie na prowadzeniu
zajęć.
Przede wszystkim trzeba zapomnieć o Adamie, o jego nieoczekiwanej
decyzji, a zwłaszcza o swoim odejściu z jego przychodni.
- 117 -
S
R
Richard zadzwonił, gdy zastępowała Jane w recepcji. Adama w
przychodni nie było. Wyszedł, zawiadamiając, że tego dnia już nie wróci i że
prosił Jacintę o odwiezienie Sarah do domu.
- Wieczorem też mnie nie będzie - dodał już w drzwiach.
- To nic nowego - mruknęła Sarah pod nosem.
Podniosła potem słuchawkę i właśnie wtedy usłyszała głos Richarda.
- Chciałbym, żebyś przyszła - mówił. - To nie będzie żadne wielkie
przyjęcie, tylko spotkanie z okazji zakończenia mojej kariery piłkarskiej.
Spodziewam się kilkunastu najbliższych przyjaciół. Pomyślałem, że może
miałabyś ochotę...
Zaczęła się zastanawiać. Zdążyła już dobrze poznać Richarda, bo
odwiedził przychodnię cztery razy od jej przyjazdu.
Okazał się sympatycznym i bezpośrednim człowiekiem. Z pewnością
można w jego towarzystwie miło spędzić czas i oderwać się trochę od własnych
kłopotów. A tego właśnie potrzebowała najbardziej.
- Ale Sam... - zaczęła - i nie mam samochodu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl