[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cym ruchem wsunęła palce za podwiązki.
- Doskonałe wiesz, że pragnę tego równie mocno jak ty
- powiedziała, przysuwając się bliżej. - Pocałunki i pieszczo¬
ty nam nie wystarczą.
Gdy patrzył na jej ciało, połyskujące bursztynowo w bla¬
sku ognia, zrozumiał, że znalazł wreszcie kobietę, która wie,
co znaczy namiętność. Do tej pory, przez całe lata, starał się
panować nad nią, głuszyć ciężką pracą i tysiącami innych
sposobów. Dziś z Rebeką mógł wreszcie dać jej ujście. Pa¬
trząc Rebece w oczy, wziął dwie poduszki z kanapy i rzucił
na dywan przed kominkiem.
96
NIESPOKOJNY
DOCH
97
- Masz rację, pocałunki i pieszczoty to nie wszystko.
Sięgnął do kieszeni, wyjął pakiecik prezerwatyw i położył
go na kanapie. Rebeka rozpakowała pakiecik, a jego zawar­
tość wsunęła za podwiązkę.
- Zaczynajmy, profesorze. - Zaśmiała się i położyła na
dywanie tuż przy kominku.
Ułożyła sobie poduszkę pod głową. Raleigh, rozbierając
się, nie mógł oderwać wzroku od wspaniałych kształtów, któ¬
re rysowały się kusząco w ciepłym blasku ognia. Prowoka¬
cyjna poza Rebeki przywodziła na myśl dzieła sztuki eroty¬
cznej. Raleigh poczuł, że ogarnia go pożądanie. Przez sześć
lat był żonaty, a potem miał wiele kochanek, lecz żadna z ko¬
biet nie potrafiła poruszyć go tak jak Rebeka.
Kochali się z prawdziwą furią. W powietrzu unosiły się
szepty, jęki i krzyki obojga. Rebeka umiała zrealizować naj¬
dziksze fantazje, jakie kiedykolwiek miewał jej
kochanek.
Podniecała go aż do granic bólu.
- Zaczekaj
szepnęła w pewnym momencie i ułożyła się
na brzuchu, by mogli się kochać również w innej pozycji.
Raleigha ogarnęło poczucie szczęścia. Uświadomił sobie,
że wreszcie spotkał kobietę równie namiętną jak on sam.
Po skończonym akcie miłosnym przytulił się do niej, pra¬
gnąc przedłużyć rozkosz, a kiedy się odsunął i wyprostował,
Rebeka zaczęła gładzić palcami jego pierś i całować ramiona,
dając mu do zrozumienia, że ciągle nie ma dosyć.
-
Tak mi z tobą dobrze, bezpiecznie. Uwielbiam dziką
namiętność - powiedziała.
- Wierzę - odrzekł, delektując się jej widokiem i pieszczo¬
tami. - W paru stanach pewnie by nas aresztowali za tę dzikość.
98
NIESPOKOJNY
DUCH
- Naprawdę?. - spytała. - To podniecające.
Ułożyła RaJeigha na plecach i usiadła, otaczając mu biodra
udami.
- Od lat nie byłam aresztowana - oznajmiła.
- Rebeko! Co robisz? Nie możesz... - zawołał ze śmie¬
chem i przesunął dłonią po twarzy.
- Kto by pomyślał? Reb Barnett i Bezlitosny Hanlon w ta¬
kiej komitywie. Śmieją się, rozmawiają i... - Potrząsnęła gło­
wą, a potem pochyliła się, by ucałować ramiona kochanka.
Raleigh wpatrywał sie w Rebekę i miotały nim różne uczu¬
cia. Zaczynał zdawać sobie sprawę, że już zawsze będzie jej
potrzebował.
Odwrócił wzrok. Nie mógł sobie przypomnieć, by wcześ¬
niej myślał o kimś w podobny sposób. Czy mają przed sobą
jakąś przyszłość? Czy łączy ich coś więcej niż pożądanie?
Nasuwało mu się tyle pytań, na które nie znał odpowiedzi.
Może nawet wolał ich nie znać?
Spojrzał na kostkę Rebeki i uśmiechnął się lekko. Tylko to
jedno pytanie nie dawało mu spokoju od dnia, gdy zobaczył
ją nagą w basenie. Spojrzał jej w oczy.
Uśmiechnęła się domyślnie, jakby odgadła, o co chciał
spytać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl