[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Musiała być przytomna, żeby mu na to nie pozwolić. A raczej, żeby sobie nie
pozwolić na chwilę słabości.
Zanim wróciła do stolika, z oddali przyjrzała się Zakowi. A raczej ludziom,
którzy przyglądali się jemu. Zwłaszcza kobietom. Wzbudzał takie samo
zainteresowanie jak niegdyś Dean.
Zwłaszcza jedna rudowłosa kobieta po prostu nie mogła oderwać oczu od
niego. Towarzyszący jej mężczyzna wydawał się miłym, spokojnym człowiekiem.
Był przystojny, choć zupełnie zwyczajny, nie tak ekscytujący jak Zak. Zauważył, że
jego towarzyszka wpatruje się w mężczyznę przy sąsiednim stoliku, ale starał się nie
robić z tego problemu, choć widać było, że nie jest zachwycony.
Blossom nie rozumiała takich kobiet, choć wiele z nich poznała, kiedy trwało
jej zauroczenie Deanem. Te kobiety jasno dawały do zrozumienia, że są wolne i do
39
S
R
wzięcia, mimo że były w towarzystwie innego mężczyzny. Było to po prostu
niegrzeczne.
Blossom podeszła do stolika, usiadła naprzeciw Zaka i posłała rudzielcowi
karcące spojrzenie. Ruda potulnie spuściła wzrok, a jej towarzysz udał, że niczego
nie zauważył.
- Czy mógłbyś mi nalać kawy? - poprosiła Blossom.
- Ze śmietanką i z cukrem? - spytał Zak, nalewając jej kawę z dzbanka. - A do
kawy są czekoladki. Bardzo smaczne. Miejscowy wyrób.
- Poproszę czarną kawę - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Musiała się ukarać za nadużycie szampana, bo Blossom nie cierpiała czarnej
kawy.
- Masz ochotę na kieliszek brandy? - zapytał Zak.
- Nie, dziękuję bardzo - odparła. - I tak wypiłam stanowczo za dużo szampana.
Chciała, żeby wiedział, że zdaje sobie z tego sprawę i że podjęła stosowne
środki, by jak najszybciej wytrzezwieć.
- Czyżbyś spotkała w toalecie ducha? - zapytał.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Odkąd tu wróciłaś, cały czas patrzysz przed siebie jak nieprzytomna.
Jakby bezwiednie dotknął palcami jej dłoni. Blossom starała się nie odczuwać
burzy, jaką to dotkniecie wzbudziło w jej organizmie. Zastanawiała się, jak by tu
odsunąć dłoń, żeby nie wyglądało to na ucieczkę.
- Nie lubię, jak mi się kręci w głowie - wyjaśniła.
- Nie martw się. Jesteś w dobrych rękach. - Jego palce przesunęły się na
nadgarstek Blossom.
Im większy uwodziciel, w tym lepszym świetle się przedstawia, pomyślała.
- Masz taką jedwabistą skórę - mruknął. - I włosy też. Jedwabiste, miękkie i
pachnące. Aż chciałoby się zanurzyć w nich dłonie.
Cofnął się nagle, wyprostował. Miał bardzo zdziwioną minę.
40
S
R
- Ależ to zabrzmiało - powiedział z dezaprobatą. - Jak zdanie z kiczowatego
filmidła. Przepraszam. Normalnie się tak nie zachowuję.
Blossom wypiła kawę, sięgnęła po dzbanek. Potrzebowała kofeiny.
- Pozwól. - Zak ją uprzedził. Ich palce spotkały się na uchwycie dzbanka.
Blossom zadrżała.
To czyste szaleństwo pomyślała. Nie jestem nastolatką na pierwszej randce.
Mam trzydzieści cztery lata i spore doświadczenie za sobą.
Nie rozumiała, czemu muśnięcie dłoni budzi w niej tak wielkie pragnienie.
Coś takiego nie zdarzało jej się nawet z Deanem, a przecież była w nim po uszy
zakochana.
- Dziękuję - powiedziała, gdy Zak napełnił jej filiżankę.
Wypiła kawę tak szybko, jakby od tygodni nie miała w ustach żadnego płynu.
Nigdy dotąd nie czuła się tak nieswojo jak w tej chwili. Drżała na samą myśl o
tym, że trzeba będzie wracać samochodem, siedzieć tuż obok Zaka, wdychać ten
niesamowity zapach jego wody kolońskiej...
Skończyło się wielkim rozczarowaniem. Kiedy wracali do samochodu, Zak
już nie trzymał dłoni na jej plecach. Blossom zrobiło się smutno. Widocznie wypiła
za mało kawy. Nie było innego powodu, by żałować, że nigdy się nie dowie, jak to
jest czuć na ustach pocałunek Zaka.
Potworny brak konsekwencji, pomyślała, ogromnie z siebie niezadowolona.
Dom był ciemny. Zapewne wszyscy już spali. Tylko w przedpokoju paliło się
światło, widoczne dzięki maleńkiej szybce w drzwiach wejściowych.
- Dziękuję za przemiły wieczór - powiedziała Blossom radośnie. wiczyła to
zdanie przez całą drogę. - Dobranoc.
- Mnie także było bardzo miło. - Zak położył rękę na oparciu fotela, tuż za
plecami Blossom.
41
S
R
Cały świat wstrzymał oddech, gdy odwrócił się twarzą do niej. Chciała coś
powiedzieć, ale nic jej nie przyszło do głowy. Mogła tylko patrzeć, jak jego usta się
przybliżają...
Delikatnie musnął jej wargi. Blossom zakręciło się w głowie. Nie wiedziała,
jak to się stało, że oddała pocałunek, że delikatne muśnięcie zmieniło się w czułą
pieszczotę. Całkowicie straciła kontrolę nad własnym ciałem. Zak ją oczarował,
zauroczył tym pocałunkiem.
- Jesteś taka piękna... - mruknął. - Uderzasz do głowy jak stare wino. Gdyby
nie to, że jesteśmy w aucie przed domem twojej siostry... - Szept był tak cichy, że
ledwo dosłyszalny, a jednak przełamał czar.
Blossom otworzyła oczy i wtedy dotarło do niej, co zrobiła. Gwałtownie
odsunęła się od Zaka.
- Muszę wracać do domu. Nie mogę. Przepraszam, ale naprawdę nie mogę.
- Czego nie możesz? - spytał.
- Tego. - Blossom rozpaczliwie szukała klamki. Czuła, że musi uciekać. - Ja
tego wcale nie chcę.
- Nie chcesz całusa na dobranoc? - spytał, jakby naprawdę się dziwił.
Blossom wysiadła z samochodu. Zak wyskoczył za nią. Podbiegł i złapał ją za
rękę.
- O co chodzi? - zapytał. Tym razem całkiem poważnie. - Naprawdę nic ci nie
grozi. Nie chciałem ci zrobić krzywdy.
On nie, ale ona mogła sama siebie bardzo skrzywdzić.
- Przepraszam - powiedziała, siląc się na obojętność. - Nie chcę się z tobą
całować. Nie chcę tego robić z nikim. Zdaje się, że cię uprzedzałam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl