[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak.  Tracy nagle olśniło.  śebyś wiedział. Miałam wypadek.
 Jaki? Jesteś ranna? Dlaczego jesteś cała mokra? Pójdę lepiej po Coopa. Mo\e
powinien cię zawiezć do lekarza.
 Ale\ nie, nie  zaprotestowała pospiesznie.  Nic mi nie jest. Przysięgam.
Czuję się świetnie. Muszę tylko dostać się do domu i przebrać. To był naprawdę
idiotyczny wypadek. Poszłam się przejść nad strumień, taki dziś ładny dzień, i...
było mi gorąco i nagle nabrałam ochoty pochodzić po wodzie. Pośliznęłam się i
upadłam. To wszystko.  Tracy była zadowolona, \e w zasadzie nie okłamała
Dawida.
 Ojej, mamo, ostatnio wcią\ masz jakieś przygody.
 Na to wygląda  odetchnęła.  No to teraz wśliznę się do środka. Nic nie mów
Coopowi. Wiesz, ma spotkanie z klientką, a mnie naprawdę głupio z powodu tego
wszystkiego.
 W porządku, mamo. Wskakuj  roześmiał się.  Zabawnie wyglądasz, jak tak
włazisz przez okno do własnego domu.
Trudno było nie przyznać mu racji.
 Ale, ale, mamo  zawołał, gdy znalazła się na parapecie.  Gdzie samochód?
 Za rogiem. Unieruchomiony. Chyba zalałam silnik.
Na jedno drobne kłamstewko mo\e sobie pozwolić, pomyślała. Odpokutuje to,
na pewno.
Przerzucała właśnie drugą nogę przez parapet, gdy usłyszała glos Coopa.
Za nic w świecie nie chciała, by zobaczył ją w takiej sytuacji. Błyskawicznie
podniosła nogę, ale zaczepiła obcasem o brzeg spódnicy, straciła równowagę i z
hukiem wylądowała na podłodze.
W otwartym oknie ujrzała zaniepokojoną twarz syna i zdumioną Coopa. Czuła
się idiotycznie, była bliska histerii.
 Nic ci się nie stało, mamo?
Potrząsnęła głową, niezdolna wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
Coop poklepał chłopca po ramieniu.
 Zaopiekuję się nią. Idz ju\. Spóznisz się na trening. Racja, baseball. Trening
zaczyna się o czwartej, przypomniała sobie Tracy. Co się z nią dzieje? Traci
pamięć czy co?
Dawid tkwił w oknie, dopóki się nie upewnił, \e nic jej się nie stało. Podniosła
się i uśmiechnęła z wysiłkiem.
Gdy tylko chłopiec odszedł, Coop zaczął wdrapywać się do sypialni. Chciała go
powstrzymać. Uczucie histerii pomału ją opuszczało. Pozostało jedynie uczucie
upokorzenia.
 Wszystko w porządku?  Coop za wszelką cenę starał się zachować powagę.
 W porządku  odparła z zakłopotaniem w głosie. Otworzył usta, by coś
powiedzieć. Nie dopuściła do tego.
 Proszę, proszę, idz ju\. I o nic mnie nie pytaj.
Skinął głową, zasunął zasłonę i po cichu wycofał się spod okna. Tracy była mu
niewymownie wdzięczna. Usłyszała głos Glorii Buchanan.
 Coop, wszystko dobrze? Tracy wróciła?
 Nie  odrzekł.  Widziałem się właśnie z Dawidem. Mo\e pani spokojnie
pojechać do domu. Tracy prawdopodobnie wróci dziś pózno.
 Ten facet potrafi zrobić wra\enie. Będziesz miała trudnego przeciwnika,
Tracy.
 Słucham?
Flo popatrzyła na nią z zatroskaniem.
 Tracy, od początku zebrania jesteś myślami gdzie indziej. Co się z tobą
dzieje?
 Co się dzieje? Nic, po prostu nic.  Szybko przerzucała le\ące przed nią
papiery. Kilka kartek upadło na podłogę.
Tom wcią\ jeszcze przemawiał, przytaczając bardzo klarowne argumenty,
poparte danymi statystycznymi, które miały przemawiać na korzyść jego projektu.
Tracy czuła, jak jej marzenia o centrum sztuki rozpływają się gdzieś we mgle.
Tom wypadł znakomicie! Jak on to robi?  zastanawiała się. Czuła wzbierającą
w sobie złość. To nie było uczciwe. Najpierw bierze udział w południowej
 przygodzie , a w parę godzin pózniej jest zimny jak głaz, jest precyzyjnym,
błyskotliwym mówcą.
Ona z kolei, która przecie\ brała udział w tej samej przygodzie, w parę godzin
pózniej jest rozkojarzona, za\enowana, nie mo\e zebrać myśli. Czas ich
przypadkowej randki nie mógł być bardziej niefortunny. Miała przecie\ zabrać głos
w sprawie, o której ostatecznie rozstrzygnie głosowanie nad dwoma wnioskami.
Musiała nie tylko przedło\yć niepodwa\alne argumenty, ale zrobić to w sposób co
najmniej tak efektowny i przekonujący jak Tom. Nawet przy największej jasności
umysłu byłoby to dla niej trudne zadanie, a co dopiero w takim stanie jak obecnie.
Nie, trudno sobie wyobrazić, by ich spotkanie mogło wypaść w bardziej
niefortunnej porze.
Przez parę minut, gdy Tom podsumowywał swoje wystąpienie, wracała myślą
do tej sprawy. Zaczęła wyolbrzymiać drobne początkowo wątpliwości. A mo\e
Tom specjalnie zaaran\ował ich randkę w tym właśnie dniu, by wyprowadzić ją z
równowagi przed wieczornym zebraniem? Czy jednak mógł wiedzieć, \e to, co się
stało, tak ją poruszy? Nie, odpowiedziała sobie w duchu. Nie był wyrachowany.
Był czuły, kochający, uroczy...
Przypomniało jej się jednak ich pierwsze spotkanie, ich rozmowa o lekcjach
tańca Rebeki. Wyrachowany to jednak zbyt mocne słowo. Ale sprytny... Tak. Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl