[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do lasów, bliżej widać wieżę meczetu * i cudowne miejsce: szpital Aabaja... Z
Jasiem mamy korespondować zaciekle, rozwiązywać zasady i filozofować aż do
wymiotów. Jak on mi ufa! A ja? Ja śmieję się ze wszystkiego i z niego, udaję i
gram komedie... gorzkie.
13 listopada (wtorek). Oleśnica.
Z Warszawy wyjechałem w sobotę o godzinie piątej po południu, a stanąłem tutaj w
niedzielę dopiero o godzinie 12 w nocy. Jechaliśmy z p. Jarosławem na Koluszki,
Kielce, Chmielin>iik i Stopnicę... aż do Oleśnicy prawie bez przerwy, byłem więc
bardzo znużony jeszcze wczoraj.
Nigdy jeszcze może nie żegnałem Warszawy z takim żalem i smutkiem jak wówczas.
Otwierało się przede mną życie czynne i energiczne, literackie, niezmiernie
zaciekawiające, byłem w przededniu zawarcia najrozmaitszych znajomości nowych,
mających mi posłużyć do dalszego kształcenia się... Wszystko się zerwało nagle.
Wacek klął na czym świat stoi, choć objął po mnie przezacną korepetycję na
Zjezdzie. Wymyślał mię Jaś S., Jaś Z., Jaś N., szczególniej zaś Bielas*. Jedne
miałem odpowiedz: cóż robić?
Załatwiwszy wreszcie sprawę przeróbek tużurków i surdutów, pożyczywszy
pieniędzy, pożegnawszy braci sokołów *, miałem Wyjeżdżać. Poszliśmy z Wackiem
wypić piwa na pożegnanie. W piwiarni zagrała muzyka  : i co? Zpiew Stefana ze
Strasznego dworu... Wacek pluł ze złości, mnie było smutno nie mniej. Poszliśmy.
Wacek i Stacho odprowadzili mię na dworzec Wiedeński. Dobry Wacek, poczciwy
Wacek!... Jest w jego charakterze ooś z charakteru Heleny... Mam przyjazń ludzką
 aż nią tym smutniej tylko. Gwiznął pociąg, ruszyliśmy. O, rozmowo z młodym
dżentelmenem, który stara się bawić cię rozmową literacką, popisuje się ze swą
znajomością kilku wierszy Syrokomli, zanudza cię dysputami, prawi o ateizmie,
ponieważ gdzieś od kogoś słyszał, że
19  Dzienniki t. V
290
DZIENNIKI, TOMIK XVIII
" stS
jesteś ateuszem  a chce ci się myśleć, zamknąć w sobie i patrzeć na
przelatujÄ…ce za szybÄ… wagonu pasy iskier...
W Koluszkach dałem tragarzowi pieniądze na kupienie biletu do Kielc. Na parę
minut przed odejściem ipociągu przynosi mi on bilet... do Iwangrodu z awizacją
na rzeczy, jakie wyprawił tamże. Piekło! Pędzę do najrozmaitszych dygnitarzy
kolejowych, przedstawiam im całą tragiczność sytuacji i spotykam, o nieba! 
wzgardliwe milczenie oraz obojętne poruszenia ramion. Robię awanturę! Awanturę
serio! Pan zawiadowca poprawia binokle i zaczyna oglądać mój bilet, ja wznoszę
głos do potęgi deklamacyjnej, wzywam na świadectwo ludzkość jęczącą w przemocy i
biję pięścią w stół. Pan zawiadowca wychodzi na chwilę i wraca z nowym biletem,
osobowym i na rzeczy. Oddycham. Tymczasem pociąg, jakim mam jechać, zaczyna
gwizdać. Mój towarzysz robi drugą awanturę z konduktorami, perswadując im, aby
wstrzymali pociąg, gdyż beze mnie niepodobna przecież jechać. Pędzę przez most
jak wściekły koń, potrącam jakiegoś %7łyda, wreszcie dopadam do wagonu, siadam i
ziajÄ™...
W Kielcach byłem u macochy bardzo krótko, gdyż o dwunastej już wyjechaliśmy.
Szkapięta najęte, wóz na jakie ośm łokci długi, zimno piekielne. W karczmie r>od
Chmielnikiem popasamy, we wsi Janina znowu popasamy, W karczmie jest zimno
piekielne. Izba ogromna, oświecona jedynym kagankiem naftowym, za szynkwasem
siedzi %7Å‚yd¬ 'k, maÅ‚o zwracajÄ…c uwagi na nas. ZaczynajÄ… schodzić siÄ™ chÅ‚opi,
przeważnie parobczaki. Ponieważ towarzysz mój nie ma zarostu, a nosi długi
hawelok, biorą go tedy za kleryka i mówią z nami tylko o księżach. Znać, że
schlebiają... Zjawia się kilka pijanych bab, które śpiewają przepijając do
chłopów w wielkich czerwonych magierach, podobnych do poduszek. Chłopi milczą
poważnie, czasami tylko rozkraczają nogi i śmieją się półgębkiem z zalotnych
śpiewek babskich.
Jedziemy dalej, marznąc przerazliwie, konie prawie ustają, mróz pod kołami
skrzypi. Jedzie się przeważnie lasami.
OLEZNICA, 1888
291
Senne oczy widzą w krzakach i zaroślach obsypanych śniegiem jakieś potworne
istoty, jakieś bajeczne cielska, na chwilę imaginacja olśnioną jest i trwoga cię
zdejmuje... Szare przestrzenie pól zlewają się z otaczającymi je lasami w plamy
bezbarwne, obrzydłe; bliżej rozpoznajesz zagony wyłaniające się spod śniegu,
czepiasz wzrok na sznurach prątków zwieszających się z brzóz przydrożnych.
Drzemkę zmienia, przerywa chyba, jakieś szturchnięcie o kamień, które wywołuje
tę ewentualność, że jeśli nie przytniesz sobie zębami końca języka, to na pewno
uderzysz głową o głowę towarzyszącego ci dżentelmena.
 Przepraszam najmocniej!
 A, przepraszam...
 To ja raczej przepraszam...
 O... przepraszam...
Wreszcie... Oleśnica. Zajeżdżamy przed ganek. Jedno okno jest oświetlone. Serce
zaczyna mi bić tak, że dziwię się, jakim cudem nde krzyczę o ratunek. Dżentelmen
otwiera drzwi, wchodziemy. Jest przedpokój  czuję pod nogami rogóżkę i
przychodzi mi na myśl, że nie może to być przecież nic innego, tylko przedpokój,
jeżeli najwyrazniej czuję pod nogami rogóżkę. Słyszę głosy kobiece... Jehowo!
Dżentelmen wpycha mię do salonu, gdzie jest ciemno. Mam ochotę ubrać się na
powrót i odjechać. Diabli mię tu przynieśli!  myślę z systematycznością. Po
chwili zjawia się drab z lampą, za drabem zjawia się  śliczna kobieta. Jasna
blondyna z rysami klasycznymi, w nocnym szlafroku, jaki uwydatnia piersi bez
gorsetu, młoda i diabelnie ponętna. Widzę to już wtedy, gdy stoi we drzwiach i
przyglÄ…da mi siÄ™ bystro.
 Pan %7ł., moja siostra, Józefina B.*  mówi dżentelmen.
Składam genialny ukłon, zgadzam się na propozycją jej zajęcia miejsca na jednym
z foteli i wlepiam w niÄ… barani wzrok. Ona przyglÄ…da mi siÄ™ jeszcze, lecz wie
już, że się podoba. Mówi szybko, niedbale, urywkowo, wyniośle. Kładzie akcent na
ostatniej zgłosce wyrazów.
J9»
i
i
DZIENNIKI, TOMIK XVIII
Po chwili wchodzi moja przyszła uczennica, panna Aucja. Dziewczątko ładne,
piętnastoletmie, z niezmiernie długimi warkoczami, chuda, cieniutka,
przejrzysta, zażenowana. Nic nie mówi i nie patrzy na mnie. Twarz ładna, lecz
bezmyślna, z odcieniem melancholii panien, przeczuwających zaledwie, że będą
kobietami. Wreszcie mr Zaborowski  pan.
14 XI (środa).
Oleśnica leży śród równin ogromnych, pochylających się ku Wiśle. Wisła stąd o
milę, Staszów o milę, Kurozwęki o dwie, Stopnica o milę. Najbliżej leży  Boże
odpuść  Pacanów. Miejscowość monotonna i nudna, ziemia nędzna, lasów dużo, ale
daleko leżących. Sama Oleśnica stanowi miasteczko w guście Kurozwęk, drewniane,
biedne. Za miastem dopiero  sam dwór. Otaczają go ze wszystkich stron grupy
sosen i wierzb, tworząc coś w guście parku. Pośrodku podwórza stoi dwór długi i
niesymetryczny, nią on po obu swych końcach dwie  górki" w kształcie dwu baszt.
W jednej z takich ja mieszkam. Wejście jest zupełnie osobne, wprost ze dworu po
schodach. Wchodzisz na balkonik z weneckim oknem, z balkoniku cło przedpokoju,
stąd do samej komnaty. Ma ona trzy okna, x 'sioi/ch środkowe jest górną częścią
drzwi prowadzących n; drugi balkonik, nader ładny prawidiopodobnie w lecie. Tuż
za nim stoją, zaglądając do okien, duże czarne świerki. Mam łoże, dwa stoliki,
piec, stołek, miednicę i Szymka z oberwanym rękawem do usługi. Przychodzi rano,
w piecu pali, buty czyści i przynosi do łóżka herbatę. O jedenastej mam godzinę
lekcji literatury z pannÄ… AucjÄ…, o dwunastej obiad, od drugiej do trzeciej
.znowu lekcja historii i od siódmej do ósmej lekcja literatury z panem Janem.
Pani B. odjechała następnego dnia do Kotuszowa. Ciekawym, czy mi się uda
romansidło?
OLEZNICA, 1888
293
15 XI (czwartek).
Moja uczennica dziś choruje na gardło, lekcji więc nie ma. Ach, ta uczennica! Od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl