[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naprawić.
- To dobrze. Sztorm cię pewnie obudził, co?
- Nie mogłem spać w tym hałasie. Wyszedłem na dwór, żeby sprawdzić, co z łodziami.
- Tak myślałem. - Nick patrzył na sklepy po drugiej stronie ulicy. Widać stąd było
wyraznie front Bright Visions. - Nie widziałeś może, żeby podczas sztormu ktoś się kręcił przy
galerii? Może na parkingu stał jakiś samochód? O tej porze parking powinien być pusty.
- Nie. - Młody Boone wyprostował się i zerknął na Nicka spod daszka czapki. -
Jedynym samochodem, jaki widziałem, był twój. Pomyślałem, że wracasz do siebie po
spotkaniu z panią Brightwell.
Nick zachował kamienny wyraz twarzy. Nie pierwszy raz dzisiaj spotkała go uwaga na
temat jego wczorajszego póznego powrotu do domu.
- Uhm - mruknął tylko.
Młody Boone ściągnął swoją wymizerowaną twarz, marszcząc czoło, co jak mogło, choć
nie musiało, być wyrazem szczerej ciekawości.
- To ma coś wspólnego z tym obrazem, który zniknął w nocy z galerii?
- Tak. Chciałbym go odzyskać dla A.Z. i Virgila.
Młody Boone skinął głową.
- Szkoda, że nie mogę pomóc, ale niczego wczoraj nie widziałem. Oczywiście mogłem
coś przeoczyć, ale miałem kupę roboty z zabezpieczaniem łodzi.
- Mój samochód widziałeś, kiedy przejeżdżałem obok przystani - przypomniał mu
ironicznie Nick.
- Owszem, widziałem. Ale zaraz potem skończyłem robotę i poszedłem spać.
Czyli zostawały długie nocne godziny, podczas których na parkingu po drugiej stronie
ulicy mógł stać przez nikogo niezauważony samochód, pomyślał Nick.
Młody Boone mrugnął do niego porozumiewawczo.
- Fajna kobieta z tej Brightwell, prawda?
- Tak.
- Byłaby dobra dla faceta takiego jak ty.
- Faceta takiego jak ja?
- Który samotnie wychowuje dzieciaka. Bez pomocy żony i matki. Może już czas, żebyś
się ustatkował i znowu ożenił?
- Nie zastanawiam się nad tym - powiedział Nick.
- A powinieneś, jeśli chcesz znać moje zdanie.
- Co prawda nie prosiłem o twoją opinię, ale wezmę ją pod rozwagę.
- Wezmę pod rozwagę. - Boone wytarł ręce w brudną szmatę. - Czy w ten wymyślny
sposób chcesz powiedzieć, że moja opinia cię nie interesuje?
- Nie. Chciałem tylko powiedzieć, że to przemyślę. - Patrzył, jak na parking obok
przystani wjechał nagle dobrze mu znany olbrzymi SUV. Mitchell Madison. Za kierownicą
siedział Bryce.
Cholera, pomyślał Nick. Nie była mu potrzebna kolejna scena z samozwańczym
obrońcą Octavii. Trzeba się zbierać.
- Przemyśl to sobie dobrze - powiedział Młody Boone. - Czas, żebyś znalazł sobie żonę.
Dla Harte'a naturalnym stanem jest małżeństwo.
- Słuchaj, Boone, muszę lecieć. Daj mi znać, gdybyś dowiedział się czegoś o obrazie,
okej?
- Jasne. Ale pewnie przepadł na dobre.
To przykuło uwagę Nicka. Odwrócił się.
- Dlaczego tak powiedziałeś?
- Nie sądzę, żeby złodziej trzymał skradziony obraz u siebie w domu. Prędzej czy
pózniej, ktoś by coś zauważył.
- Masz rację. A poza tym muszę przyznać, że wątpię, żeby wśród nas, miejscowych, byli
aż tacy koneserzy sztuki, którym mógłby się spodobać Upsall.
- Słyszałem, że wygląda, jakby namalował go przedszkolak - mruknął Młody Boone.
- Hej, mój przedszkolak maluje lepiej. Tak, dość paskudny ten Upsall. Raczej trudno
sobie wyobrazić, żeby na przykład taki Sandy ze stacji benzynowej postanowił zaryzykować
kradzież, by powiesić go sobie w toalecie. Poza tym niezbyt by pasował do Total Eclipse.
Boone zastanawiał się przez chwilę.
- Ale pozostają jeszcze ci wszyscy inteligenci z instytutu i college'u. Im mogą się
podobać takie rzeczy.
- Może. To już by musiał zbadać Valentine. Ja tylko próbuję się zorientować, czy
przypadkiem obrazu nie zwinął ktoś z miejscowych, tak dla żartu, albo żeby wygrać jakiś
zakład. Jak człowiek za mocno zabaluje w Total Eclipse, przychodzą mu do głowy różne
rzeczy.
- Hm. Nie pomyślałem o tym.
- W takim przypadku - powiedział Nick tym samym swobodnym tonem, którym
przemawiał przez cały dzień - jeśli obraz się odnajdzie, nikt nie będzie zadawać żadnych
pytań.
Młody Boone zmrużył porozumiewawczo oczy i strzepnął swoją zatłuszczoną szmatę.
- Rozumiem. Rozpowiem to po mieście.
- Dzięki.
Mitchell wysiadł już z samochodu. Podpierając się laską, szedł w stronę Nicka.
- Lecę - powiedział Nick. - Mam sporo spraw na głowie.
Boone rzucił okiem na szybko zbliżającego się Mitchella.
- Powodzenia. Będziesz musiał jakoś sobie poradzić z Madisonem. On ma obsesję na
twoim punkcie i tej Brightwell.
- Wiem. - Nick oceniał swoje szanse ucieczki. Miał nad Mitchellem przewagę: był od
niego kilkadziesiąt lat młodszy i nie dorobił się jeszcze artretyzmu. Jeśli się pośpieszy, dotrze
do samochodu, zanim Madison go zatrzyma. - Na razie, Boone.
- Cześć.
Doszedł szybko do bramy przystani i był w połowie parkingu, kiedy uświadomił sobie,
że jednak nie uda mu się uniknąć tego spotkania Jasne, gdyby się postarał, mógłby nawiać,
ale tak robią tchórze. Harte'owie nie uciekali przed Madisonami.
- Zatrzymaj się, Harte. - Mitchell walnął laską w ziemię, skręcając gwałtownie w prawo,
żeby zablokować Nickowi drogę. Jego krzaczaste brwi zjeżyły się agresywnie. - Chcę z tobą
pogadać.
Nick się zatrzymał. I tak nie miał wyboru.
- Dzień dobry, sir - powiedział uprzejmie. - Jak tam, dał się panu we znaki wczorajszy
sztorm?
- Sztorm to małe piwo. - Mitchell stanął przed Nickiem i patrzył na niego złowrogo. -
We znaki dają mi się Harte'owie. W co ty sobie pogrywasz z Octavią Brightwell?
- Nie chciałbym być niegrzeczny, sir, ale trochę się spieszę. Może porozmawiamy o tym
pózniej?
- Porozmawiamy o tym teraz. - Mitchell ponownie grzmotnął laską, dla zwiększenia
efektu. - Słyszałem, że zostałeś na noc u Octavii.
- To nieprawda.
Tak to zaskoczyło Mitchella, że na chwilę zaniemówił.
- Chcesz mi powiedzieć, że to był ktoś inny? Nie byłeś u niej wczoraj?
- Zjedliśmy razem kolację - przyznał Nick. - Ale potem wróciłem do domu. Nie
zostałem na noc.
- Ale byłeś u niej aż do pierwszej.
- Opłaca pan szpiegów czy co?
- Nie potrzebuję szpiegów. Młody Boone widział jak przejeżdżałeś w nocy obok
przystani. Z samego rana rozpowiedział to na poczcie.
- %7łałuję, że akurat ja muszę pana uświadomić, ale w dzisiejszych czasach nie jest to nic
niezwykłego, jeśli dwoje dorosłych ludzi spędza razem wieczór, który niekoniecznie kończy się
rano.
- Nie w Eclipse Bay. Tu wszystko wygląda inaczej. A wy dwoje nie jesteście żadnymi
dorosłymi.
- Nie?
- Nie.
- W takim razie, kim jesteśmy?
- Ty jesteś Harte, a Octavia jest krewną Claudii.
- Co z tego?
- Do cholery, synu. - Mitchell uniósł laskę i zaczął nią wymachiwać. - Ostrzegałem cię.
Jeśli sądzisz, że będę stał z boku i spokojnie się przyglądał, jak wykorzystujesz tę dziewczynę,
to...
- Mitch, spokojnie. - Wyrazny głos Octavii rozniósł się echem po parkingu. - Wszystko
ci wyjaśnię.
Nick odwrócił głowę i zobaczył Octavię, która zmierzała w ich stronę. Zbiegła z
chodnika przed galerią i przecinała Bay Street w takim tempie, że aż się jej włosy rozwiały.
Był zdumiony, że mogła biegać w tych seksownych klapeczkach obcasach. W ogóle nie
wyglądały jak obuwie, które by się nadawało do tego typu aktywności. Ale co on tam wiedział
o damskich butach?
Ryknął klakson. Zapiszczały hamulce. Octavia nie zwróciła na to uwagi. Dotarła na
drugą stronę ulicy, zbliżając się do nich w zawrotną szybkością. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl