[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co? odkrzyknął Królewicz głosem niezbyt pewnym.
143
Czego tam szukasz?
A nic... Zaniosłem mu wałówkę. Przecież od wczoraj nic nie jadł.
Stojący na górze człowiek nie zaufał jednak wykrętnej odpowiedzi Królewi-
cza. Posłyszeli szybkie kroki na schodach. Maniuś jednym susem przeskoczył
kilka stopni i skrył się za drzwiami. Przez szparę zobaczył tęgiego, barczystego
mężczyznę.
To ten szef" pomyślał Maniuś.
Tymczasem człowiek o czerwonej, nabrzmiałej twarzy złapał Królewicza za
rękaw.
Czego się tu kręcisz, pętaku?! krzyknął. Chcesz dostać po uszach?
wypchnął Królewicza z piwnicy, zatrzasnął drzwi i zamknął je na klucz.
Maniuś, z drętwiejącym z żalu sercem, patrzył przez szparę, jak na schodach
znikają dwie postacie: najpierw było je widać do połowy, potem tylko nogi, buty,
aż wreszcie w polu widzenia pozostały puste, nie zamiecione schody. Chłopiec
oparł czoło o chropowate deski drzwi i poczuł taką pustkę, jakby sam został na
świecie. Nadzieja, która przed chwilą kazała mu wierzyć, że przed południem
stanie na boisku obok Perełki, Mandżaro, Ignasia i innych kolegów, teraz zamie-
niła się w bolesną bezdenną rozpacz. Nie płakał, ale drżał cały od bezgłośnego
wewnętrznego szlochu.
Dlaczego tak się stało? Dlaczego?... powtarzał bezwiednie. Powlókł
się do swego kąta, skulił się jak skrzywdzone, chore zwierzę i przymknął oczy.
Zdawało mu się, że jest na Agrykoli. Wokół boiska tłoczą się niesforni malcy. Pa
trzcie, to ten Paragon, który strzeliÅ‚ »Pogoni« trzy bramki" pokazujÄ… na niego.
Wysoko na bezchmurnym niebie trzepoce biało-czerwona flaga, a jeszcze wyżej
stadko gołębi pomyka nad wiślaną skarpą jak siwa chmurka. Za chwilę ma się
zacząć mecz. Wszyscy mają poważne, skupione miny. Na boisko wchodzi sędzia,
w czarnym sportowym stroju. Podnosi do ust srebrny gwizdek... Już dmucha weń
z całej siły...
Zatopiony w marzeniach Maniuś otworzył oczy i wzrok jego spoczął na sza-
rej plamie światła przesączającego się przez szczelinę w murze. Zaświtała mu
szaleńcza myśl. A gdyby tak spróbować rozszerzyć tę szczelinę, wykruszyć mur
i wydostać się na zewnątrz?" Uchwycił się tej myśli jak nitki prowadzącej do
wyjścia z labiryntu. Wstał i nagle poweselał.
Trzeba spróbować! Trzeba spróbować! A nuż uda mi się zwiać i zdążę
jeszcze na mecz... szeptał sam do siebie.
Podszedł do ściany i zbadał szczelinę.
Była tak wąska, że nie mógł wsadzić nawet dłoni. Jednak ściana zbudowana
z płaskiego kamienia nie wydawała się zbyt gruba. Rozejrzał się. Niestety, w piw-
nicy oprócz starej beczki po kapuście niczego nie było. Naraz dłoń jego natrafiła
na żelazną obręcz beczki.
Jest pomyślał trzeba zdjąć obręcz z beczki, a potem ją przełamać".
144
Nie sprawiło mu to wiele kłopotu. Obręcz opadła po jednym nocnym kopnię-
ciu w klepki. Przygiął ją nogą do ziemi i zaczął zginać. Po kilku takich ruchach
obręcz pękła w miejscu, gdzie była nadżarta przez rdzę. W ten sposób w ręku
Maniusia został kawał ostrego żelaza.
Zaczął nim wybijać pierwszy kamień. Pracował gorączkowo. %7łelazem wy-
dłubywał ze szpar zaprawę murarską. Kruszyła się dość łatwo. Wnet pierwszy
kamień poruszył się. Maniuś jeszcze chwilę wydłubywał wokół zaprawę. Potem
spróbował wyjąć kamień. Jakoś poszło. Teraz robota szła już lepiej. Następny ka-
mień wyłupał podważając go żelazem. Pracował coraz szybciej, coraz zażarciej.
Myślał tylko o tym, że na boisku czekają nań chłopcy.
Jeeeest! z kilku tysięcy piersi wydarł się okrzyk i popłynął echami po
zalanym słońcem parku.
Jest" powtórzył w myśli Stefanek i skrzywił się z niezadowoleniem. Pa-
trzył, jak Perełka wybiera z siatki piłkę.
Przed chwilą Huragan" przeprowadził błyskawiczny atak. Skrzydłowy po-
szedł do środka, zmienił pozycję z Królewiczem, Królewicz minął Motylskiego,
podał Skumbrii, a ten strzelił w pełnym biegu. Strzał był tak zaskakujący, że Pe-
rełka nie zdążył nawet wyciągnąć rąk. Huragan" prowadził 1:0.
Ten Motylski jest słaby myślał Stefanek. Przez niego strzelił tę bram-
kę". Podszedł bliżej linii autowej i zawołał w stronę rosłego chłopca:
Franek, patrz, z czego żyjesz! Pilnuj lepiej Wawrzusiaka.
Chłopiec skinął tylko głową. Stefanek spojrzał na zegarek. Od początku upły-
nęło już dwadzieścia pięć minut. Pięć minut pozostawało do przerwy. Trener po-
patrzył z niepokojem na boisko. Na środku wznowiono już grę. Mandżaro podał
piłkę do Paradowskiego. Aącznik oddał ją Pająkowi, a ten zaczął prowadzić na
bramkę. Wśród widowni zerwał się ogłuszający okrzyk:
Syrenka", grać! Syrenka", gola!
Pająk kołysząc się na swych długich nogach minął zręcznym zwodem cia-
ła jednego przeciwnika, obtańcował drugiego i posłał piłkę na lewe skrzydło do
Kołpika, który grał zamiast Paragona. Maleńki Oleś przejął piłkę, lecz w tej samej
chwili natknął się na rosłego obrońcę Huraganu". Zderzyli się. Kołpik odskoczył
jak piłka.
Tak westchnął Stefanek gdyby tam był Paragon, inaczej wyglądałaby
sytuacja.
Gdy tylko wspomniał o Maniusiu, zaraz ogarniał go niepokój. Poprzedniego
wieczora, gdy wyszedł od niego Aopotek, trener zawiadomił komisariat i dał znać
o zniknięciu chłopca. Pocieszał się jeszcze, że Maniuś wróci rano, a jednak do tej
145
pory go nie było. Chłopcy też byli zdenerwowani. Nic dziwnego zaczęli mecz
bez swego najlepszego gracza. Ich zdenerwowanie odbijało się na grze. Grali ja-
koś niemrawo i chociaż do tej pory stracili tylko jedną bramkę, to jednak cały
czas wyrazną przewagę miał Huragan". Wynik był niski, dzięki wspaniałej grze
Perełki, który kilka razy obronił nieuchronne strzały.
Huragan" atakował bez przerwy. Skumbria poszedł na przebój. Jego jasna
czupryna migała w plątaninie graczy. Mijał ich z wielką łatwością. Gdy był już
pod bramką, skierował piłkę pod nogi nadbiegającego Królewicza, a ten błyska-
wicznie strzelił...
Stefanek przymknął oczy. Był pewny, że piłka znowu ugrzęznie w siatce.
Ale... Tym razem bramki nie było. Perełka wybił piłkę w pole i Huragan" znowu
poszedł do ataku.
Nie spać, chłopcy! zawołał Stefanek. Pilnować ich! Cofnąć się pod
bramkÄ™!
Były to rady doświadczonego piłkarza. Widział, że w tej chwili Huragan"
uzyskał dobrą passę. Jedynym ratunkiem było murować bramkę i przeczekać
gwałtowne ataki. Niech się przeciwnik zmęczy, niech drużyna otrząśnie się, a mo-
że po przerwie zmieni się obraz gry...
Gdy sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy meczu, Stefanek odetchnął
z ulgÄ….
A więc do przerwy 0:1" pomyślał.
Chłopcy w milczeniu szli w kierunku drzew, pod którymi urządzili sobie szat-
niÄ™.
Perełka pierwszy usiadł pod drzewem. Oparł się plecami o pień, cisnął ze
złością czapkę.
Do kitu z taką grą! powiedział płaczliwym głosem. Człowiek stoi
w bramce i nie wie, czy jest obrona, czy nie ma obrony!
Franek Motylski rozłożył ręce.
Jakżeś taki mądry, to stań na moim miejscu. Przecież łącznicy mieli się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- Adam Bahdaj Stawiam na Tolka Banana
- Bahdaj Adam Stawiam na Tolka Banana
- Graves Robert Corka Homera (pdf)
- Norton Andre Gwiezdny Krag
- Anderson, Poul Flandry of terra v1
- koncepcje zarządzania, wykład 1, 2, 3, 4, częÂść wykładu 5 notatki najlepsza jakoÂść
- Sandemo Margit Saga O Czarnoksi晜źniku 08 Droga Na Zachód
- Blake Ally Najwić™ksze wyzwanie
- 0415354838.Routledge.Primary.Education.The.Key.Concepts.Feb.2006
- 130b. Stone Lyn Magia miśÂ‚ośÂ›ci (antologia Magia miśÂ‚ośÂ›ci 02)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gackt-camui.xlx.pl