[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czarni manifestują swoją dezaprobatę.
- Wszyscy cię kochają; poza tobą jednym. I na tym właśnie polega twój
błąd.
- Bo jestem do niczego. Nienawidzę samego siebie i czuję, że jeszcze
trochę, a zwariuję. Kiedy budzę się rano, moja poduszka jest mokra od łez
wylanych w nocy. Znią mi się koszmary, że w odwecie za to, co mi uczy-
niła, tnę Anikę na kawałki, że ją gwałcę, wybijam jej zęby, i potem budzę
się zlany potem i drżący niczym osika. Każdego ranka, zanim jeszcze zej-
dą się studenci, staję na katedrze w sali wykładowej, z trudem powstrzy-
mując kolejny atak płaczu, a kiedy po zajęciach wracam do domu, idę bie-
gać i biegam, dopóki nie zaczynam przewracać się ze zmęczenia, albo jeż-
dżę samochodem tak po wariacku, że któregoś dnia jeszcze zwalę się w
przepaść. Jak mam się ratować, skoro ogarnia mnie szaleństwo?
Luiza dostrzegła strach czający się w jego oczach i powiedziała:
- Słuchaj, Dionisio, w takich chwilach po prostu przychodz tutaj, do
burdelu, i rozmawiaj ze mną. Nie ma rzeczy, której nie zdarzyłoby mi się
wysłuchać - dodała tonem zwierzenia. -Większość mężczyzn wcale nie
szuka tu seksu. Przychodzą, aby się wypłakać i wygadać. Nie mam nic
przeciwko temu i traktuję to jako część mojej usługi.
Twarz Dionisia przybrała wyraz zakłopotania.
- Ja też nie przyszedłem do ciebie po seks - odrzekł. - Ale zapłacę ci.
Chcę cię tylko trzymać w ramionach i wchłaniać ciepło bijące od twojego
ciała. To mi pomaga czuć się mniej nędznie.
Pózniej, w barze na dole, Dionisio rozwalił się na stole, między opróż-
nionymi kieliszkami. Wlał już w siebie tyle copas, że jego ból przycichł,
przywarował gdzieś w głębi, on zaś sam balansował na krawędzi utraty
świadomości.
Do baru wkroczył potężny Simon Estenseo, wyraznie szukając zaczep-
ki. Przez większość przezywany był Crazyface , ponieważ miał wytrzesz-
czone oczy i szramę w poprzek twarzy, wykrzywiającą mu wargi. Głów-
nym zajęciem Crazyface'a było pielęgnowanie kultu własnego machismo.
Był jednym z tych typków, którzy porywają się na potężniejszego od sie-
bie przeciwnika i ubliżają mu tak długo, dopóki od niego nie oberwą, a
potem chodzą w glorii, chełpiąc się zwycięstwem, nawet jeśli wszyscy
wokół wiedzą, że przegrali, i to sromotnie.
Crazyface słyszał o Dionisiu, znał legendę jego niezwyciężoności i od
razu zaczął z grubej rury.
- Słyszałem, że nazwałeś mnie hijo de putal - zawołał w jego stronę, ła-
piąc jednocześnie za stołek.
Przyszła ofiara Crazyface'a z absolutnym brakiem zainteresowania unio-
sła głowę wspartą na złożonych ramionach, popatrzyła na niego rozkoja-
rzonym spojrzeniem, zmąconym oparami alkoholu, i odparła, z trudem ar-
tykułując słowa:
- Dlaczego miałbym rozpowiadać coś takiego? Przecież i tak wszyscy o
tym wiedzą.
Crazyface wydał z siebie obłąkańczy ryk i opuścił stołek prosto na ra-
miona Dionisia. Burdel ogarnęło pełne grozy i napięcia milczenie. Przez
kilka sekund nic się nie działo. Dionisio dzwignął się z miejsca, obrzuca-
jąc Crazyface'a spojrzeniem nie wróżącym nic dobrego. Cały powstrzymy-
wany do tej pory gniew z powodu niepojętej, niczym niedającej się wytłu-
maczyć zdrady Aniki znalazł teraz ujście w gwałtownym wybuchu.
- Ty hijo de puta, twój ojciec był osłem, a ty sam jesteś mułem, ponie-
waż miałeś matkę kobyłę, która każdemu dawała się ujeżdżać.
To okazało się zbyt wiele, nawet jak na Crazyface'a, który poczuł się
zbity z pantałyku i kompletnie nie wiedział, jak ma zareagować. Madame
Rosa już miała interweniować i kazać im wynieść się na ulicę, kiedy Dio-
nisio jednym ruchem przewrócił stół i zbliżył się do swojego adwersarza.
Równie zaciętej bijatyki nie widziano w żadnym burdelu, może tylko w
stolicy. Część widzów usiłowała odciągnąć Dionisia, który znalazł się na
wierzchu przeciwnika i którego gniew zaślepiał do tego stopnia, że okła-
dał pięściami podłogę, przekonany, że to głowa Crazyface^. Znalazła się
też spora grupka osób, pragnących być świadkami, jak Crazyface obrywa
solidne cięgi, tak jak mu się to od dawna należało, i ci z kolei zaczęli od-
ciągać tych, którzy usiłowali odciągnąć Dionisia. Poszły w ruch najpierw
łokcie, potem także i pięści. Wywracano stoły, rozbijano krzesła na gło-
wach. Pokoje na górze opustoszały, podczas gdy kurwy i ich klienci, w
różnych stadiach dezabilu, przybiegli na dół przypatrzyć się zabawie, by
po chwili jakimś dziwnym trafem znalezć się w samym sercu wydarzeń.
Madame Rosa z wielką przytomnością umysłu uwijała się po barze, wa-
ląc butelkami po głowach, aby jak najszybciej zredukować liczbę walczą-
cych. Nagie dziwki i nimfetki ciągnęły się za włosy i wymierzały sobie
kopniaki, celując w miejsca intymne, campesinos wymachiwali pistoleta-
mi i strzelali w sufit, z którego opadały płaty glinianej zaprawy, otoczone
kłębami wirującego pyłu, a co bardziej przedsiębiorczy staruszkowie, ko-
rzystając z zamieszania, opróżniali półki z butelek, które następnie upy-
chali do swoich mochillas. Tymczasem Rosalita wyrwała się z objęć Ju-
anita, który mimo całego zamieszania usiłował kochać się z nią, korzysta-
jąc z osłony baru, i pobiegła na posterunek policji po posiłki.
Kiedy pojawił się Ramon w towarzystwie Agustina, walka była właści-
wie skończona. Wyrzucony przez okno Crazyface leżał bez przytomności
na ulicy, na samym zaś środku izby stał lekko przygarbiony Dionisio, go-
tując się do dalszego ataku, i donośnym głosem dopytywał się, czy jest tu
jeszcze może ktoś żądny śmierci, gdyż on, Dionisio Vivo, chętnie służy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl