[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prowadził za sobą Alfę i Betę.
 To on!  krzyknął Ion.  Nie strzelaj!
I wtedy Alka mimo wszystko się rozpłakała.
 Nie mam już czym!  zaszlochała.
 Cooo?!  spytał Ion.
Ale nie był to czas na rozmowy.
Wyprowadzający ich kosmolot wybijał nieprzerwanym ogniem wszystkich naraz miotaczy
ogromny tunel w srebrnej ławicy. I wzywał  nieustannie wzywał sygnałami: Na pełnym
biegu  moim śladem... na pełnym biegu  moim śladem.
Ion włączył wszystkie biegi napędu. Nagłe przyśpieszenie omal nie ogłuszyło ich całkowicie.
Oboje  Ion i Alka jęczeli, wcale o tym nie wiedząc, i na kilka sekund, też o tym nie
wiedząc, oślepli. Mimo to KB 803 pędził śladem przewodnika prosto jak kamień światła. Za
nim zaś skoczyły w pełną szybkość Alfa i Beta.
Wszyscy ludzie w jednym uderzeniu serca zrozumieli: przyszedł ratunek.
I wreszcie, wreszcie, wreszcie... kolejno: kosmolot pierwszy, a za nim KB 803, Alfa i Beta
wyszły w szyku prostym, jak podczas parady gwiazdowej, na wybitą przez Zwiadowcę drogę
do wolności.
Można już było wyłączyć napędy. Zwiadowca niewidzialnymi linami sztucznej grawitacji
ściągał ku sobie swoje kosmoloty i coraz to zwiększając szybkość ucieczki, wyrywał je
Czarnej Rzece  i zwracał ludziom ich własne istnienie.
Tylko że ten właśnie kosmolot, który otworzył teraz pozostałym drogę do Zwiadowcy, do
życia i do ojczyzny  sam wracał na Zwiadowcę ze ściętym przez płomień dziobem.
Leciał otwarty w próżni, której nie zniosą żadne ludzkie płuca, w mrozie, którego nie zniesie
żadne istnienie  ze spaloną do połowy kabiną pilota.
 Uwaga  powiedział Zwiadowca  kosmoloty Alfa, Beta, KB 803 i KB 804 schodzą do
wieży startowej. Uwaga, powrót kosmolotów.
Prawdą jest, że tym razem głos jego grzmiał niczym sto tysięcy triumfalnych fanfar.
 Och, jesteście!  szepnął Alek.  Jak ja się wam wytłumaczę? Jak...
Ale urwał. Uprzytomnił sobie bowiem, że Pezet ogłosił powrót czterech kosmolotów, a
więc... a może...
Jeszcze nie bardzo wierząc sobie ani Zwiadowcy  nie bardzo wierząc nawet całemu światu,
że istnieje  Alek rzucił się ku windzie.
 Do wieży, Zwiadowco!  krzyczał.  Do wieży! Zdążył!
Znalazł się w Głównej Komorze wieży przed wszystkimi.
Potem otwarły się dolne przejścia z obu stron Komory Głównej, czyli przejścia z kosmolotów
Alfy i Bety. Załogę Alfy prowadził pilot Marim, załogę Bety  pilot Orm Soggo.
Nikt jeszcze nie przemówił ani słowa, tylko wszyscy uśmiechali się do Alka.
Potem otwarło się przejście specjalne  dla załóg kosmolotów bojowych.
W pierwszym z nich ukazali się Ion i Alka. Byli jeszcze bardzo bladzi. Pod oczami mieli
sińce, drobne ślady krwi w kącikach ust i w nozdrzach  świadectwa lotu bez
kombinezonów ochronnych.
Alek rzucił się ku nim. Biegł trochę na ślepo, bo łzy przesłaniały mu wzrok.
 Jesteście...  szepnął, myśląc, że krzyczy.  Jesteście...
A wtedy w drugim przejściu ukazał się Robik. Był taki jak zawsze  spokojny i
uśmiechnięty. Ponieważ jednak dziób kosmolotu, w którym Robik leciał, został  muśnięty"
płomieniem pozytronowego miotacza, nie mogło się obyć bez pewnych strat. Robik miał
osmoloną twarz i lewy bark. Chował też wstydliwie za plecy lewą dłoń. Na widok
wpatrzonych w siebie ludzi skłonił się grzecznie.
 Dzień dobry  powiedział.  Udało się nam uniknąć niebezpieczeństwa.
I skromnie przystanął przy Ionie, który powiedział tylko:  Och, Robiku".
Wtedy obaj piloci załóg kosmolotowych, Marim i Orm, wystąpili do przodu. Przemówił
starszy wiekiem Marim:
 W imieniu załóg Alfy i Bety, czyli w imieniu stałej załogi mechanoplanety z Dziesiątego
Tysiąca, noszącej miano Zwiadowcy, składam podziękowania obecnemu tu Ionowi Soggo
oraz Alce i Alkowi Rojom za uratowanie nam życia. Równocześnie zawiadamiamy Bazę
Główną składając wniosek o odznaczenie was trojga Gwiazdą Solarną.
Ion i Bliznięta tylko westchnęli. Gwiazda Solarna  dla nich? Legendarny order ratowników
kosmicznych  dla nich? Pierwsza Alka odzyskała swobodę myśli.
 Dziękujemy  powiedziała.
 Dziękujemy  odezwał się Zwiadowca.  Prosimy na obiad. Podano do stołu.
Wtedy w Komorze Głównej Zwiadowcy wybuchł wielki gwar i śmiech. Rodzice porwali
dzieci w ramiona, z ramion zaś rodziców wyrywały całą trójkę ramiona inne. Hieronimus
Broszkidze astmatycznie sapał ze wzruszenia. Włodzimiera Alfieri pocałowała Iona tak czule,
że ten zamarł z zachwytu, co najwyrazniej rozzłościło Alkę. Rozejrzała się ze złym błyskiem
w oczach.
 Stało się jedno skandaliczne głupstwo  powiedziała takim głosem, że na chwilę zrobiło
się cicho, a speszony Marim spytał niepewnie, o co jej chodzi. Ona zaś naprawdę była zła.
 Czy ktoś pamiętał o tym, by zdobyć próbki radiochłonnych meteorów?  spytała z
morderczą uprzejmością.
Dorośli spojrzeli na siebie niemal ze strachem. Nikt o to nie zadbał, ponieważ wpierw nie
mieli na to głowy, a potem czasu.
 No, tak  powiedziała Alka.  Nie ma próbek. A Rzeka uciekła i takiej drugiej okazji
nie będziemy mieli. Jest to wielka strata dla geologii.
 Co za wspaniała jędza!  pomyślał z zachwytem Ion.  Jakby prosto ze starożytności".
Ale wtedy wtrącił się w sprawę sam Zwiadowca.
Najpierw włączył głośniki wolnego odbioru radiowego  i Główną Komorę wieży startowej
wypełnił obłąkany hałas, krzyk, bełkot i jęk tysiąca potępionych głosów. Niezliczone Czandry
wołały:  Bądz spokojny, Ion", stu Marimów krzyczało:  Uwaga na Trytonie", stu Rojów
wzywało Alfę i ktoś jeszcze mówił o sektorze AM 168, 13  dokoła tego wszystkiego zaś
odbywał się jakiś bez porównania szerszy jeszcze targ niezrozumiałych słów, okrzyków i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl