[ Pobierz całość w formacie PDF ]

końcu oznajmiła stanowczo: - Próbuję ci tylko wytłumaczyć, do jakich wniosków doszłam po
rozwodzie.
- Czy traktowałem cię jak dziecko, Les?
- Raczej nie. Z drugiej strony jednak.. . Trudno mi to wyrazić. Troszczyłeś się o moje potrzeby. Czułeś
się za mnie odpowiedzialny. Decydowałeś o wszystkim i uważałeś, że powinnam-bez dyskusji
podporządkować się twoim postanowieniom. Przywykłeś do tego, Ben. Zawsze byłeś szefem. Ja z
kolei od dziecka słuchałam ojca. Z drugiej strony jednak byłam silną kobietą i podziwiałeś mnie za to.
W rodzinnym domu nie miałam sposobności, by ujawnić tę cechę. Przy tobie było inaczej. Chciałeś,
żebym okrzepła, i tak się stało. Czemu nie wyszło nam to na dobre?
- Przed ślubem mieliśmy wiele planów. - Ben z ponurą miną zwilżył palce i zdusił płomienie świec. -
Przewróciłaś wszystko do góry nogami i poszłaś własną drogą.
- W naszym życiu zaszły wielkie zmiany! Poza tym budowaliśmy zamki na lodzie. %7łycie zmusiło nas
do skorygowania zamiarów. Zdecydowaliśmy wspólnie, że, podobnie jak twoja matka, zajmę się
prowadzeniem domu, ale nie przewidzieliśmy, że dziecko tak szybko przyjdzie na świat. Byliśmy
wtedy bez grosza. Od dnia ślubu tonęliśmy w długach.
- Spłaciłem je przecież! Bez kredytów nie rozkręciłbym firmy. Ojciec zostawił moją matkę i siostry
bez środków do życia. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie stanął na wysokości zadania. Musiałem
uczynić wszystko, aby ci udowodnić, że nie powtórzę jego błędu.
- Po co? Zawsze wiedziałam, że potrafisz zapracować na utrzymanie rodziny! Nie zamierzałam tego
kwestionować, ale w pewnym momencie potrzebna nam była forsa na wychowanie małej. Dlatego
poszłam do pracy.
- Nie miałem nic przeciwko temu, żebyś przez jakiś czas pracowała, ale czemu postanowiłaś zostać
gliną? Mówisz, że decydowałem, nie pytając cię o zdanie. Ty poszłaś do policji i nie pisnęłaś o tym ani
słowa. Mąż dowiedział się ostatni!
- Gdybym ci o tym powiedziała, na pewno byś mi zabronił. Postawiłam na swoim, a decyzja okazała
się słuszna. Dobrze zarabiałam. Pensja warta była podjętego ryzyka.
- Policjantka to nie jest zawód dla młodej matki. - Ben energicznie wstał od stołu i odszedł w drugi
koniec poko-
ju, jakby chciał uwolnić się spod wpływu swojej rozmówczyni. - Nie chodzi jedynie o zagrożenie, lecz
i o godziny pracy. Sam rzadko bywałem w domu. Miałem poczucie winy, ale rozkręcanie firmy
wymagało długiej i ciężkiej harówki. Na domiar złego twój grafik dyżurów nie sprzyjał życiu
rodzinnemu.
- Brałam nocne dyżury, spałam niewiele i całe dnie spędzałam z naszą córką, póki nie poszła do
szkoły. Ja również poświęcałam się dla rodziny. - Lesiie westchnęła głęboko. Ben odwrócił się do niej
plecami i utkwił spojrzenie w ciemnym oknie. Podeszła i stanęła tuż za nim. - Czy byłbyś szczęśliwy,
gdybym nadal była tamtą dziewczyną, z którą się ożeniłeś? - zapytała po raz wtóry.
- Tak! - Ben odwrócił się natychmiast. - Nie to chciałaś usłyszeć, prawda? Niestety, wolałbym, żebyś
pozostała taka jak dawniej. Dobrze cię wtedy znałem. Wiedziałem, czego pragniesz. Potem już nie
umiałem cię rozgryzć. Teraz również nie mam pojęcia, kim jesteś. Zaczęłaś nosić stanik, Les! To
zupełnie do ciebie niepodobne!
- Tyle spraw wyszło na jaw dziś wieczorem, a ty myślisz tylko o mojej bieliznie?
Ben rzucił byłej żonie badawcze spojrzenie i dostrzegł w jej oczach iskierki rozbawienia. Wziął się w
garść. Potrzebował czasu, by przemyśleć wszystko, o czym przed chwilą rozmawiali. Westchnął
głęboko i zaproponował:
- Zróbmy przerwę, co? Mam pomysł. Zejdzmy do restauracji i zamówmy deser. Przy okazji sprawdzę,
czy wszystko idzie, jak należy.
- Może najpierw sprzątniemy ze stołu? Warto by pozmywać.
- Tchórzysz? Nie chcesz się pokazać w moim towarzystwie?
- Bzdura!
- Czyżby? Leslie Sullivan O'Keefe boi się, że wezmą ją na języki? Dlatego nie chcesz dotrzymać
towarzystwa byłemu mężowi? Nie poznaję cię, moja droga. Czy stoi przede mną ta sama dziewczyna,
która po meczu piłkarskim weszła do męskiej szatni?
- Miałam po temu ważne powody - odparła Leslie, podnosząc dumnie głowę.
- Jasne. Podglądanie nagich graczy!
- Bzdura! Chciałam ci tylko pogratulować czterech goli.
- Mogłaś z tym poczekać dwadzieścia minut.
- Sebastian mnie podpuścił! Zresztą nie przyglądałam się innym chłopakom. Zachwycałam się twoim
zgrabnym tyłkiem. Byłam kompletnie oszołomiona... do tego stopnia, że gdy wieczorem
zaparkowaliśmy w ustronnym miejscu, by się poprzytulać, rozpięłam ci dżinsy i dotknęłam cię po raz
pierwszy.
Ben doskonale pamiętał tamtą chwilę. Leslie drżała jak liść, ale zacisnęła zęby i zdobyła się na
odwagę. Szyby auta zaparowały szybciej niż zwykle. Poniosło go wtedy, a Les gapiła się na niego
oczyma okrągłymi ze zdziwienia i zachwytu.
Chrząknął nerwowo i pospiesznie doprowadził ubranie do porządku. Spiął mankiety złotymi spinkami
i poprawił krawat.
- Przypomnij mi, żebym podziękował Sebastianowi, kiedy się znów pojawi. Zawdzięczam mu
niezapomniane przeżycie.
- Kto wie, czy go jeszcze zobaczymy.
- Wyjdzie z tego! Gabe zapewnia, że wróci do zdrowia i odzyska dobre imię.
- Nie potrafię go sobie wyobrazić na wózku inwalidzkim. Zawsze biegał po dachach jak kozica po
górskich szczytach.
Ben włożył marynarkę.
- Będzie dobrze. Zresztą z tym skakaniem pb dachach budynków to lekka przesada. Nie wypada, by
stary chłop ganiał z góry na dół j ak młodzieniaszek. Sebastian zapewne się ustatkuje, ale pozostanie
budowniczym. Ma to we krwi. Chodz, tygrysku. - Ben celowo użył ulubionego zdrobnienia! - Zmiało!
Pokaż się ludziom w moim towarzystwie.
- Chwileczkę. Muszę poprawić makijaż - odparła Leslie z westchnieniem.
- Kolejna niespodzianka. Dawniej się nie malowałaś.
- Jeszcze nieraz cię zaskoczę, Ben.
Wyjęła z torebki srebrzystą oprawkę i podeszła do lustra wiszącego na ścianie. Ben najchętniej by ją tu
zatrzymał. Miał wielką ochotę wziąć Les w ramiona i pocałować, ale nie uległ pokusie. Bujna
wyobraznia płatała mu figle. Nie mógł sobie pozwolić na szalone wybryki. Spotkali się przecież, by
porozmawiać o Erin.
Gdy zeszli do restauracji, starzy pracownicy natychmiast poznali byłą żonę szefa. Ben nie wymienił
jej nazwiska, tylko imię. Zaprowadził Leslie do stolika, a sam oddalił się, by dokonać inspekcji. Les
czekała na niego, rozglądając się po sali. Ciekawe, czy los da im drugą
szansę. Zresztą to głupie mrzonki. Ben w ogóle się nie zmienił. Chciałby pewnie, żeby przeprowadziła
się do jego apartamentu, by Erin wychowywała w hotelu, z dala od rówieśników oraz wiekowych
sąsiadów. W osiedlu wszyscy znali małą 0'Keefe i mieli na nią oko, podobnie jak na inne dzieciaki z
okolicy. Okoliczni mieszkańcy tworzyli wspólnotę.
W hotelu liczyły się tylko zyski. Ben należał teraz do świata wielkiej finansjery, z którym Leslie i Erin
niewiele miały wspólnego.
Ben zjawił się wkrótce z pucharkiem czekoladowego musu - ulubionego przysmaku Leslie. Usiadł
wygodnie i mrużąc oczy, obserwował gościa. Leslie oblizała łyżeczkę, delektując się resztkami
deseru, i westchnęła rozkosznie. Przyszło jej do głowy, że to ich pierwsza randka z prawdziwego
zdarzenia. W młodości z braku pieniędzy rzadko chodzili do kina, na koncerty albo na imprezy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl