[ Pobierz całość w formacie PDF ]

S
R
Znieruchomiała na moment, pożerając go oczami. Potem znów nastąpił gorą-
cy pocałunek, w trakcie którego Cade sięgnął do wiadomej szuflady po sprzęt. Po-
całunek trwał, Liv spoczęła na kuchennym blacie.
Roznamiętniona, wilgotna Liv. On twardy jak skała.
Wszedł w nią. I usłyszał okrzyk... bólu.
Znieruchomiał.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Milczała, dopiero po dłuższej chwili usłyszał nieśmiały, cichy głos:
- Dwudziestodwuletnia dziewica. Bardzo zabawne, co?
- Szalenie!
Chciał się odsunąć, ale palce Liv jak dwa stalowe imadła zacisnęły się na jego
ramionach.
- Nie! ProszÄ™, Cade, nie przestawaj, nie!
- Liv!
Opadł na kolana i ukrył twarz między jej udami. Może... może zaspokoić ją w
inny sposób.
- Nie! Absolutnie nie tak! - zaprotestowała zachrypniętym głosem. - Nie tak!
Cade, doskonale zdajÄ™ sobie sprawÄ™ z tego, co robiÄ™. ChcÄ™ ciebie, Cade.
- Liv, zastanów się. Znamy się tak krótko. Może będziesz potem tego żało-
wać...
- Ale ja chcę to zrobić, nie rozumiesz? Razem z tobą! Jeśli ty nie chcesz, to...
trudno. ZnajdÄ™ kogoÅ› innego, kto zechce.
Innego faceta! Wkurzyło go to, choć właściwie nie powinno. Ale teraz nie by-
ła pora na drążenie jakiegokolwiek tematu, kiedy ramiona Liv przyciągały go, a
biodra wyginały się kusząco...
Koniec dyskusji.
Trochę głupio, że stało się to w kuchni, na kuchennym blacie. I stało się tak
szybko. Oboje, jak można się było spodziewać, szczytowali niebawem i w tym sa-
S
R
mym momencie. Ale to był dobry seks, tyle że raczej krótki. Ot, chwila zapomnie-
nia. Cade już czuł, jak wraca ponury nastrój.
- Idz się wykąpać - powiedział cicho. - Jak się odświeżysz, poczujesz się le-
piej.
Wyprostował się. Liv nie wierzyła własnym oczom i własnym uszom. Cade
idzie sobie teraz, jakby nic się nie wydarzyło. Dla niego jak splunięcie - to, co dla
niej było prawdziwym życiowym przełomem.
Odwrócił się od niej, zaciągając suwak dżinsów. Umył ręce w zlewie, wytarł
je. Przeczesał palcami włosy i włożył T-shirt. Zapiął pasek.
- Nadal tu jesteś? - rzucił żartobliwie.
Starannie unikając jego wzroku, szybko doprowadziła swoje ubranie do po-
rządku. Bardzo starała się opanować drżenie rąk, bo to nie był odpowiedni moment
na okazywanie słabości. Tylko chwila, w której dotarło, że popełniła niewybaczal-
ny błąd.
Po powrocie do pokoju na mansardzie natychmiast wrzuciła do reklamówki
kilka swoich drobiazgów. Decyzja była już podjęta. Z dwojga złego lepiej wracać
do domu. Oczywiście, że będzie to upokarzające, ale w Featherstone nie mogła zo-
stać. W sytuacji, gdy pokochała Cade'a każdym atomem swego ciała - a sama dla
Cade'a znaczyła tyle co nic.
Spojrzała w okno. Cade przechodził przez podwórze. Rozumiała doskonale,
dlaczego wolał teraz znalezć się poza domem. Atmosfera zrobiła się trochę ciężka,
rozstanie było konieczne. Każde z nich z ulgą powróci do stanu poprzedniego.
Dobrze, że wyszedł. Będzie mogła wymknąć się bez niepotrzebnego zamie-
szania. Bez żadnych wyjaśnień, a już, nie daj Boże, przeprosin. Nie zniosłaby tego.
Bo i za co tu przepraszać? On chciał i ona chciała. A że jest, jak jest... Trudno. Ona
na możliwość romansu z Cade'em spojrzała przez różowe okulary. Miało być tylko
cudnie. I myślała tylko o sobie, nie zastanawiając się, czego on potrzebuje. Jest
głupia, płytka, jest jej wstyd. Dlatego musi stąd odejść, musi, zanim pokocha go
S
R
jeszcze bardziej...
Poszedł do garażu, gdzie w kącie rdzewiał harley. Jak dotąd, dłubanie przy
nim znakomicie go wyciszało. Czy teraz pomoże? Oby...
Kiedy otwierał drzwi garażu, słyszał, jak trzasnęły drzwi do kuchni. Nie od-
wrócił się, spojrzał tylko na zegarek. Za dziesięć minut nadjedzie autobus. Liv jak
zwykle dokładnie wymierzyła czas. Za dziesięć minut wsiądzie do autobusu i poje-
dzie z powrotem do swojego domu. Pogodzi się z rodzicami, którzy na pewno
przyjmą ją z powrotem. W końcu tak właśnie postępują rodzice.
Jadąc autobusem do domu, dochodziła do dalszych wniosków. Po prostu
oszalała. Chciała tego seksu z Cade'em jak wariatka, no i ma za swoje. Teraz nie
może się doczekać, kiedy autobus dojedzie do Acacia Drive, dokąd kiedyś wcale
nie miała ochoty wrócić. Ta ucieczka z kościoła w sumie doprowadziła ją tylko do
ślepego zaułka zamkniętego wysokim murem o imieniu Cade. I padło jej na mózg.
Wyobraziła sobie, że znalazła w nim pokrewną duszę, a potem zamarzył jej się seks
z miejscowym bohaterem. Nad konsekwencjami, oczywiście, nie chciało jej się za-
stanowić, także nad tym, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Wystarczyło jej, że
Cade jest wyjątkowo atrakcyjnym mężczyzną. A przecież on, oprócz swej atrakcyj-
ności, ma wiele problemów. Ma za sobą wojnę, ma blizny na ciele, ma blizny na
duszy.
Ona, cała dumna i blada, zdecydowała się ofiarować mu swoją niewinność!
Czyli jest po prostu infantylna. Taki człowiek jak Cade powinien mieć przy sobie
kobietę dojrzałą i rozumną, a Liv Tate, chowając dumę do kieszeni, wraca do do-
mu. Będzie szukać pracy pielęgniarki. Posurfuje w internecie, może pójdzie na ja-
kiś kurs, w każdym razie nie będzie siedziała z założonymi rękami, czekając, co
podsunie jej los.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Cade przechadzał się po łące dokładnie w miejscu, gdzie miał stanąć pawilon
z salą gimnastyczną wyposażoną w sprzęt specjalistyczny. Chodził tam sobie i spo-
glądając na ciężkie ołowiane chmury, starał się usunąć z głowy wszystkie myśli o
pewnej dziewczynie o włosach koloru miodu. Dziewczynie takiej ładnej i cieplut-
kiej, zbyt niewinnej i niezepsutej, żeby stać się częścią jego mrocznej, skompliko-
wanej rzeczywistości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl